[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Słuchaj, to straszne.Będę musiała tam wrócići spędzić co najmniej dwie, trzy godziny.Myślałam,\e nareszcie będę miała z tym spokój.- Przykro mi, kochanie, ale te wyjaśnienia sąkonieczne przed poniedziałkowym zebraniem rady.Wpadnij tam zaraz i załatw to.Na pewno skończyszprzed lunchem.Jesteś taka sprawna.- Dziękuję za komplement, tato, ale wiem, \emówisz to tylko po to, \eby postawić na swoim.- Ale\ skąd, dziecino - uśmiechnął się.- Jak\ebym cię mógł okłamywać? Jesteś mądra jak sowa.Przecie\ wiesz, \e jestem z ciebie dumny.- No dobra, załatwię to.A myślałam, \e uda misię pójść do klubu.Przecie\ jest sobota.Miała rzeczywiście liczne plany na to sobotnieprzedpołudnie.Zamierzała pójść do swojego klubusportowego, zagrać w ping-ponga, popływać, poroz-mawiać z przyjaciółmi, zjeść lunch przy basenie, pójśćdo fryzjera i wypróbować nowe uczesanie.Bardzo lubiła te sobotnie wizyty w klubie.Niektórzy jego członkowie odwiedzali go codziennie.Było to znakomite miejsce do zawierania znajomościi nawiązywania kontaktów w zrelaksowanej, przyja-znej atmosferze.Przykro jej było, \e nie będzie tammogła dzisiaj pójść.No, ale trudno.Zadzwonii przeprosi przyjaciółki, z którymi się umówiła.Wszystkie pracowały zawodowo i na pewno jejwybaczą, bo przecie\ zrozumieją, \e biznes jestwa\niejszy od przyjemności.O dziewiątej trzydzieści znalazła się więc napowrót przy swoim biurku w gabinecie Gila Martella.92 STRACH PRZED MIAOZCILedwo zdą\yła rozło\yć papiery, kiedy drzwi otworzyłysię gwałtownie.- Powiedziano mi, \e pani znowu przyszła!- krzyknął od progu.- Zdawało mi się, \e skończyłapani wczoraj całą robotę.Przekazaliśmy pani wszystkiedane, szliśmy pani na rękę, jak tylko mogliśmy,a pani znowu tutaj!Caro z trudem opanowała zmieszanie, w jakiewprowadził ją ten jego niespodziany najazd.Ubranybył dzisiaj w byle co.Miał na sobie stary czerwonysweter i trochę wymięte sztruksowe spodnie.Wy-glądał tak, jak gdyby przed chwilą powrócił zespaceru z psem albo z pola golfowego.Zastanawiałasię, jak dział księgowości mógł zawiadomić go, \eza\ądała na powrót wydania ksiąg rachunkowych.Nie mogła to być sekretarka, gdy\ nie pracowaław sobotę.A on? Jak spędzał weekendy? Miaławielką ochotę zapytać go o to, ale bała się, \e na niąnakrzyczy.- Ojciec przeczytał w nocy mój raport.- zaczęła.- No właśnie.A ja nie dostałem nawet kopii.Ka\dy członek waszej rady nadzorczej będzie gomógł przestudiować, ale ja nie!- To jest poufny dokument! - wymamrotałaCaro.- Oczywiście! Pani woli, \ebym nie wiedział, jakwyceniła pani nasz majątek.Bo mógłbym poradzićbabce, \eby za\ądała od tego rekina, pani ojca,znacznie wy\szej sumy, ni\ zamierzała, nieprawda\?- Jak pan się wyra\a o moim ojcu! On oferujebardzo przyzwoitą sumę!- Wiedziałem, \e pani go poprze.Jest pani równiezachłanna jak on.Dobrana z was para!Caro poczuła, \e krew uderza jej do głowy.Uniosła rękę, \eby go uderzyć, ale on odsunął się odniej, chwycił ją za przegub i przyciągnął do siebie takSTRACH PRZED MIAOSCI 93gwałtownie, \e ciała ich zderzyły się.Przeszedł jądreszcz podobny do prądu elektrycznego, na chwilęprzestała oddychać.- O nie, moja mila! - mruknął.- śadna kobietamnie jeszcze nie uderzyła!- Więc dlaczego pan mnie obra\a - wymamrotała.Powrócił jej oddech, ale z ka\dą sekundą stawałsię bardziej przyspieszony i bolesny.Bliskość jegociała stawała się coraz bardziej dojmująca.- Poniosło mnie! - stwierdził patrząc na nią.- Zawsze pana ponosi - odpowiedziała.- Tylko przy pani - odparował.Spojrzała muprosto w oczy.Było w nich coś bardzo dziwnego.Dlaczego ontak na mnie patrzy, pomyślała.Co się ze mną dzieje?Dlaczego szumi mi w uszach? Dlaczego jest teraz tak,jak gdyby czas stanął i ziemia przestała kręcić sięwokół własnej osi?Nagle drzwi gabinetu otworzyły się.- Halo! - odezwał się kobiecy głos.- Mamnadzieję, \e nie przeszkadzam.- To chyba Amy! - pomyślała.Jak\e to mo\liwe?Co ona tu robi.Przez chwilę zdawało jej się, \e śni.Z trudem wyrwała się z transu, w jaki wprowadziła jąbliskość Gila.A on robił wra\enie równie zmieszanegojak ona.I jakby nie zauwa\ył pojawienia się trzeciejosoby.Wpatrywał się tak intensywnie w zarumienioną,rozgorączkowaną twarz Caro, jak gdyby usiłowałodczytać jej najtajniejsze myśli.A co sam myślał? Coczuł? Jak\e bardzo chciała to wiedzieć! Być mo\eobudzi się za chwilę i to wszystko oka\e się snem?Usłyszała chichot, tak charakterystyczny chichotAmy.Więc jednak to, co się tu działo, nie byłowytworem jej wyobrazni.Bo rzeczywiście stała przednią Amy.Tym razem Gil usłyszał jej dziecięcy niemalśmiech, wypuścił Caro ze swych ramion i obrócił się.94 STRACH PRZED MIAOZCIAmy, drobna, szczupła, złotowłosa Amy, zwanaprzez przyjaciół kieszonkową Wenus, stała przednimi w ró\owej, przybranej koronką sukience i uśmie-chała się wesoło.- Cześć - powitała ją Caro bez większegoentuzjazmu.Amy była ostatnią osobą, którą miała w tejchwili ochotę widzieć.Wolała nie przedstawiać jejGila, ale rzecz była nie do uniknięcia.Caro lekko-myślnie zwierzyła jej się przed kilkoma dniami, \epracuje w gabinecie Martella.Od momentu, w któ-rym zobaczyła jego zdjęcie w gazecie, Amy marzyłao tym, \eby poznać tego przystojnego awanturnika.Znam ją od tak dawna i niczego się nie nauczyłam,wyrzucała sobie w duchu Caro.Czy ja nigdy niezmądrzeję?- Przyszłam, \eby cię wyciągnąć na lunch - oświadczyła Amy niewinnym tonem i uśmiechnęła się jednymze swoich najsłodszych uśmiechów.- Dzwoniłam dociebie i twój ojciec powiedział mi, \e jesteś tutaj.Tenprzemiły stra\nik przyprowadził mnie na górę.Mamnadzieję, \e nie ma mi pan tego za złe? - zwróciła siędo Gila.- Oczywiście, \e nie - odparł szarmancko.Gdy Amy trzepotała swoimi długimi rzęsami,mę\czyzni z reguły ustępowali jej we wszystkim.- Caro i ja byłyśmy w tej samej klasie - oświadczyłaAmy.- Czy ona wtedy te\ wszystkimi rządziła? - zapytałGil z niewinną miną.- Jeszcze bardziej - roześmiała się Amy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]