[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Masz rację.- Devin otarł zakrwawiony policzek o ubłocone ramię.-Na żadną kobietę tak nie patrzył.Myślicie, że wie?- Podejrzewam, że oboje nie są tego świadomi - stwierdziłuradowany Jared, odgarniając mokre włosy z oczu.- Super.- Kołysząc się na piętach, Rafe zahaczył kciuki o kieszeniespodni.- Miło będzie zobaczyć, jak Shane MacKade staje na ślubnym ko-biercu.370RS- Co robimy? Idziemy do domu, a parę gołąbeczków zostawiamy wbłocie? - Devin przekrzywił głowę, jakby nad tym dumał.- Czyrozdzielamy ich i rozkwaszamy Shane'owi nos?Rafe przyłożył palce do łuku brwiowego, gdzie trafił go pierwszycios Shane'a.Nie obejdzie się bez zimnego kompresu, który Regan napewno już szykuje.- Ja bym mu chętnie przywalił, ale ona znów zrobi nam wykład.- Nie powinniśmy ich zostawiać na deszczu - uznał Jared.- Jeszczesię nabawią zapalenia płuc.- E tam.Są rozgrzani - mruknął Devin.Bracia podeszli do Shane'a, każdy chwycił za rękę lub nogę iściągnęli go z Rebeki.- Puśćcie, do cholery.Macie własne baby.Ta jest moja! - Po chwilispojrzał na leżącą na ziemi kobietę i uśmiechnął się szeroko.- Cześć,brudasku.Wskoczymy razem pod prysznic?Zmrużywszy oczy, Rebeca podniosła się z ziemi.Cała była w błocie.Dystyngowanym ruchem otarła ręce o spodnie, przegarnęła włosy.- Trzymacie go? - spytała MacKade'ów.Widząc jej spojrzenie, Devinuśmiechnął się pod nosem.- Trzymamy.Shane zaczął się wyrywać, bo on również dostrzegł wzrok Rebeki.- Kwiatuszku, pamiętaj, co mówiłaś.%7łe o konfliktach trzebadyskutować, że przemocą niczego się nie rozwiąże.Jesteś taka śliczna.Mam ochotę cię schrupać.Może byśmy.Stracił dech, gdy zwinięta w pięść ręka wbiła mu się w brzuch.371RS- Niezle - powiedział po chwili, z trudem nabierając powietrza.-Widzę w tobie ogromny potencjał.- Idiota.- Odwróciwszy się na pięcie, ruszyła w stronę domu.- Niesamowita! - Shane odprowadził ją wzrokiem.- Prawda, jaka niesamowita?Ostatnim ratunkiem były kwiaty.Kiedy obiad został zjedzony,talerze umyte, kuchnia sprzątnięta, a bracia z żonami i dziećmi udali się doswoich domów, Shane stwierdził, że musi ponownie wkraść się w łaskiRebeki.Dlatego wyszedł po ciemku na deszcz i oświetlając sobie drogęlatarką, zerwał bukiet kwiatów.Kiedy wrócił, Rebeca siedziała przy komputerze.Na dzwiękotwieranych drzwi podniosła głowę i przeszyła go hardym, drapieżnymspojrzeniem.Położył mokre kwiaty na blacie i kucnął przy niej.- Bardzo jesteś na mnie zła?- Nie jestem zła - odparła zgodnie z prawdą.Nie czuła złości, czuławstyd z powodu swojego zachowania.- Chcesz mnie znów uderzyć?- Absolutnie nie.- To było tylko błoto.- Podniósł jej rękę do ust.- Aadnie wyglądałaś taka upaćkana.- Usiłuję pracować.- Szaleję za tobą.- Podsunął jej kwiaty bliżej.Westchnęła.Kogochcę ukarać? - przemknęło jej przez myśl.- Trzeba mieć nie po kolei w głowie, żeby w deszczu po nocy zrywaćkwiaty na polu.372RS- Mojej mamie zawsze wtedy miękło serce.Przypomniała mi siędzisiaj, kiedy nas łajałaś.Mama najpierw by nas wytargała za uszy, apotem wygłosiła kazanie.No, ale w owym czasie byliśmy sporo młodsi.Nie mogła się oprzeć.Powąchała mokry bukiet.- Wasza mama musiała być wspaniałą kobietą.- Była.Wspaniałą kobietą i wspaniałą matką.Oboje z ojcem bardzosię o nas troszczyli.- Delikatnie pogładził Rebekę po policzku.- Pewniedlatego, że byliśmy dużą rodziną, nigdy nie czułem się samotny, zdanywyłącznie na siebie.- W dużej rodzinie też można być samotnym.To zależy odwzajemnych relacji.- Odsunęła krzesło.- Wstawię kwiaty.Broniła się.Uciekała.Uświadomił sobie, że jeśli chce ją lepiejpoznać, dowiedzieć się czegoś o jej przeszłości, musi temat podrążyć.- Rebeko.- Dlaczego się biłeś z braćmi? - spytała szybko, jakby przeczuwając,w jakim kierunku zmierza rozmowa.- Bez powodu.- Zreflektował się szybko: jeśli chce, żeby była z nimszczera, sam nie powinien kłamać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]