[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Noc była ciepła.Z dala dobiegały huki i grzmoty.Zuzanna nie wiedziała, czy to daleka burza, czy wy-buchy pocisków.Musiała coś wymyślić.Jeśli pogoda się zmieni i zaczną się słoty, Staś nie wytrzyma dalszejdrogi.Przemknęło jej przez głowę, by go gdzieś zostawić, a potem wrócić po niego z Krakowa wynajętym au-tem.Ta myśl wracała coraz częściej, gdy następnego dnia niosła go przez łąki.Wyrzucała sobie, że nie zosta-wiła na rano choć jednego ziemniaka.Na łąkach nie było nic do jedzenia, nawet szczawiu.W końcu nie miała siły, żeby iść dalej.Położyli się pod polną gruszą.Zuzanna patrzyła na niebo i naglewysoko na gałęzi zobaczyła kilka gruszek.Na próżno jednak rzucała patykiem.Rosły za wysoko, by mogła jestrącić.Wyczerpana upadła na trawę.Zamknęła oczy.Mogłaby zostać tu na zawsze.Obudził ją Staś, ciągnąc ją za rękę. Słyszysz?  zapytał, pokazując przed siebie.Nadstawiła uszu.Już otwierała usta, by powiedzieć, że coś mu się przywidziało, gdy usłyszała odległywarkot samochodu.Chwyciła Stasia za rękę i pobiegli przez łąkę.Za pasem wierzb teren się podnosił.Trawabyła tu wyższa i biegli znacznie wolniej.Zasapani stanęli na szczycie wzgórza.Przed nimi znów rozciągały sięRLT łąki, dalej szpaler drzew i ginąca w lesie szosa, którą ciągnął sznur ludzi.Zuzanna ze zdumieniem zauważyła,że ludzie idą na zachód.Widocznie wszyscy chcieli wrócić do domu, tak jak ona. Odpocznijmy chwilkę  powiedziała, dysząc, i usiadła w trawie.Musiała się zastanowić.Takie dro-gi atakowały samoloty.Ale byli tam ludzie, na pewno było też jedzenie.Przypomniała sobie chłopki częstującechlebem.Zaburczało jej w brzuchu. Pójdziemy do tej drogi  popatrzyła na Stasia  na pewno ktoś nam da coś do jedzenia.Może pod-jedziemy kawałek.Ciemne oczy chłopca robiły się coraz większe.Nie patrzył na nią, tylko na coś za jej plecami.Odwróci-ła głowę.Z lasu wyjechało kilka dziwnych pojazdów.Ni to aut, ni czołgów.Kierowały się na wschód.Tłumstopniowo zamierał.Nagle w niebo uderzył wrzask i ludzie jak żuki rozbiegli się na wszystkie strony.Zuzannaprzewróciła Stasia na trawę i przykryła własnym ciałem.Suchy grzechot wystrzałów dawno się skończył,umilkł warkot ciężkich aut, a ona leżała z twarzą w trawie, mrucząc w kółko: Ciiicho.dziecinko.ciiicho.to nic.Słońce paliło ją w plecy.Powoli usiadła.Szosa była pusta.Po bokach leżały porzucone tobołki, prze-wrócony do góry kołami wóz, ale ludzie zniknęli.Pancerne auta też.Nachyliła się nad zwiniętym w kłębek Stasiem. Poczekaj tu na mnie, pójdę poszukać czegoś do jedzenia.Pisnął cienko i kurczowo złapał ją za rękę. Stasiu, zaraz wrócę.Pokręcił głową i chwycił ją mocniej. Dobrze, pójdziemy razem.Gdy tylko weszli na drogę, znalazła wiklinowy koszyk i rozsypane jabłka.Większość była zgniecionana miazgę, ale kilka ocalało.Pozbierała je, przewiesiła koszyk przez ramię i mocno chwyciła Stasia za rączkę. Patrz pod nóżki, nie rozglądaj się  nakazała.To, co z daleka wyglądało jak porzucone tobołki, z bliska okazało się zwłokami.Czuła się jak hiena,kiedy podeszła do rozbebeszonej walizki.Na wierzchu leżały albumy.Kilka zdjęć wypadło i na Zuzannę pa-trzyły oczy być może właścicieli tych rzeczy.Znalazła sweter i grubą wełnianą chustę.W małym pudełku byłokilka pierścionków.Mogłaby je wymienić na jedzenie, ale nie zdobyła się na to, by je wziąć.Kawałek dalejznalazła prawdziwy skarb: głęboki dziecięcy wózek.Wyjęła porcelanę, którą był wypełniony, zostawiła tylkokraciasty koc.Wcisnęła Stasia do wózka, kazała mu zamknąć oczy i ruszyła dalej.Zanim dotarła do lasu, wkoszyku oprócz jabłek miała dwa bochenki chleba, kilka pomidorów, napoczętą gomółkę białego sera i trzybutelki oranżady.Do wózka wcisnęła jeszcze jeden sweter, duży męski parasol i fiński nóż w skórzanej po-chwie.W kieszeni spódnicy miała dwa pudełka zapałek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl