[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem nas wypuszczono.Co do Bartosza woznicy, wysoki sądzie, to istotnie zagadkowa sprawa.Ulotnił się jakkamfora, nikt nie pamięta, w którym dokładnie momencie.Niektórzy mówili potem PodKasztanami , że to nie był żaden rolnik sfrustrowany, tylko święty Fikariusz, irlandzki patronwozniców, który uwielbia płatać ludziom niewinne figle.Dlaczego jednak irlandzki świętymiałby pojawić się w Polsce? To jest pytanie, które przekracza moje kompetencje.Tak, wysoki sądzie, zmierzam do konkluzji.Otóż, reasumując, należy stwierdzić, że jeste-śmy niewinni, ponieważ nie popełniliśmy żadnego przestępstwa. Ludzie dopuszczają sięczynów przestępczych tylko w trzech przypadkach mówi Arystoteles w pierwszej księdzeRetoryki.Po pierwsze, wówczas gdy sądzą, że czyn ten może być dokonany, i to przez nichwłaśnie.Po drugie, gdy myślą, że czyn ten nie zostanie wykryty.Po trzecie, jeśli przypusz-czają, że zostanie wykryty, lecz ujdzie im bezkarnie, a jeśli nawet zostaną ukarani, to i takkara będzie mniejsza niż korzyści płynące z tego czynu.Proszę teraz zważyć, wysoki sądzie,czy którakolwiek z tych okoliczności, czy którykolwiek z tych motywów mógł być przez nasbrany pod uwagę? Moim zdaniem, żaden.A zatem w świetle faktów i w świetle powyższejzasady, którą tak pięknie przed wiekami wyłożył filozof, jesteśmy, wysoki sądzie, niewinni.Tak, skończyłem, wysoki sądzie, nie mam nic do dodania.Czy powiedziałem dokładnie to, co chciałem powiedzieć? Tak.Pragnę jednak zwrócićuwagę wysokiego sądu na to, że pomiędzy słowami zawsze zostaje jakaś reszta, która jesttajemnicą.Dziękuję76SREBRNY DESZCZZbigniewowi %7łakiewiczowiAnusewicz nie wierzył zbytnio w prorocze sny, przepowiednie Sybilli i wróżenie z dłoni.A jednak, gdy obudził się tamtego dnia zlany potem i umęczony dusznością, poczuł, że cośmusi się wydarzyć.Nina, dwudziestoletnia, piękna i zalotna, tańczyła na łące, jakby specjal-nie dla niego.Szedł do niej wolno, czując pod stopami miękkie, łaskoczące zdzbła trawy.Obejmowali się mocno, niespodziewanie nadzy jak Adam i Ewa pod jabłonią.Poczuł dojmu-jący spazm rozkoszy, dotykając wargami jej pełnych piersi.Zaraz potem, nie wiedzieć dla-czego i po co, na łące pojawił się ksiądz Wołkonowicz.W podłatanej sutannie, sfatygowanychbutach, z kroplami potu na czole, huczał i grzmiał Izajaszowym słowem o spopieleniu ziemi iwystępnych jej mieszkańców.Dlaczego jednak w chwilę pózniej wszyscy troje znalezli się wpałacowej sali? I co znaczyć miała wojskowa orkiestra w niemieckich mundurach, która przy-grywała im z dziedzińca? Ksiądz Wołkonowicz w wykrochmalonych przodach i nienagannieskrojonym fraku walcował teraz z Niną ubraną jak panna młoda, a on, Anusewicz, szedł za ni-mi, również w rytmie walca, przez opustoszałe sale, galerie, amfilady, schody.Sen nie miał wyraznego końca.Przez pewien czas Anusewicz spoglądał w sufit i nie byłpewny, czy to jego mieszkanie, czy tamten, dziwnie pusty i nieznajomy pałac.Zaraz też, kie-dy wstał i ujrzał swoją postać w lustrze, doznał głębokiego rozczarowania.Na łące jego ciałobyło gibkie i sprężyste.W rzeczywistości, do której wrócił, przedstawiało widok niezbyt za-chęcający.Opasły i zwisający brzuch, siwe kępki nielicznych włosów na głowie i opuszczoneramiona przypominały bezlitośnie o minionych latach.Magiczna, odmładzająca moc snu po-dobała mu się bardzo.Już przy śniadaniu uświadomił sobie, że nie czuł pożądania od kilku conajmniej lat.Dlaczego jednak Nina? I dlaczego ksiądz Wołkonowicz? Ją wywiezli Rosjaniezaraz na początku, w trzydziestym dziewiątym.Księdza Wołkonowicza Niemcy rozstrzelalijako zakładnika trzy lata pózniej.Po Ninie zresztą też wszelki ślad zaginął.Umarła w łagrze?Wyszła z Andersem i dokonała żywota wiele lat pózniej w Londynie albo w gorącej Kalifor-nii? Jakie to mogło mieć znaczenie dzisiaj.Gdzie oni teraz?Anusewicz wychodząc z domu powtarzał to pytanie wielokrotnie i sprawiało mu ono ból.Wierzył co prawda głęboko w nieśmiertelność duszy, ale żeby od razu ciał zmartwychwsta-nie? Czy było to aż takie pewne? Gdyby rozsypane w proch ciało wracało do swojej poprzed-niej formy, mógłby jeszcze kiedyś zobaczyć nie tylko Ninę, ale cały tamten umarły świat.Sosnowe dukty o świcie, płaty płótna na łąkach, modrzewiowe belki domu w Rudzieńszczyz-nie, ojca w butach do konnej jazdy albo płatek śniegu na futrzanym kołnierzu matki.Czy Bógzajmuje się jednak drobiazgami? Wiele wskazywało na to, że ma stokroć poważniejsze kło-poty.Od rozpędzonych, rozpadających się galaktyk, przez nieustanne wojny, do wulkanów ipospolitych powodzi.Anusewicz minął browar i w przejściu pod torami kolejki elektrycznej kupił trzy purpuro-we róże.Wsiadając do tramwaju pewny już był, że jego sen nie pojawił się przypadkiem.Zwiadczyła o tym obecność księdza Wołkonowicza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]