[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla Sagi brzmiało to strasznie, te rozmowy o ewentualnym spotkaniu z dzikimizwierzętami.Fakt, że ona sama żywiła wielki respekt dla łosi, wcale jej odwagi nie dodawał.Na wszelki wypadek szła w środku pomiędzy dwoma swoimi towarzyszami.Hrabia Paul zwrodzoną arystokratyczną niezależnością objął przewodnictwo a ciągnięcie wózka z bagażemzostawił  włóczykijowi , jak raz określił Marcela. Wciąż jeszcze trwał dzień.Zcieżka była stosunkowo szeroka, bez trudu mogli iśćblisko siebie i rozmawiać, wędrowali więc w dobrych nastrojach, tak to przynajmniejwyglądało.Paul opowiadał swoją historię, lecz Saga wciąż nie przestawała myśleć o słowachwoznicy:  On nie jest tym, za kogo się podaje.Słuchała więc jego opowieści ze sporymsceptycyzmem.Rodzina hrabiego nie pochodziła ze Szwecji, opowiadał, o czym zresztą mogło teżświadczyć jego nazwisko.Nie było zatem Langenfeldtów w spisach heraldycznych.( Nie, nopewnie, że nie, myślała Saga złośliwie.) Ród musiał uciekać ze swojego kraju w czasie wojennapoleońskich i osiedlił się w nieurodzajnej Szwecji.- Ja objawiałem już od wczesnego dzieciństwa.pewne zdolności - oświadczył Paul wten właściwy sobie czarujący i na pozór bezpretensjonalny sposób, który jednak Sagi nie byłjuż w stanie zwieść.- Rodzina zatem łożyła znaczne sumy na moje wykształcenie.I terazjestem, no.czymś w rodzaju ambasadora mojego kraju.Dlatego często wyjeżdżam zagranicę.Tak jak teraz.Kłamiesz, myślała Saga.Nie wiedziała dlaczego, ale była pewna, że przez cały czas wsłowach, zachowaniu, w całej osobie Paula jest coś fałszywego, jakieś zakłamanie, czego niebyła w stanie zaakceptować.Woznica też zwrócił jej na to uwagę.Uwodzicielski, czarujący, beztroski i w gruncie rzeczy skłonny do przesady Paul.Tak,ale pod tą piękną i gładką fasadą czaiło się coś nieprzyjemnego.Coś.niebezpiecznego?Saga nie wiedziała, dlaczego nagle zadrżała z zimna w środku letniego, ciepłego dnia,idąc za plecami tego mężczyzny.Jakby czekało ją coś strasznego.Och, jest po prostu głupia! Nie trzeba przecież od razu puszczać wodzy fantazji tylkodlatego, że idzie się przez mroczny, niesamowity las.Paul mówił i mówił.O przyjęciach, przepychu i sprawach honoru, o życiu nakrólewskim dworze, o kobietach, które go nienawidziły, o przygodach; zblazowanym tonemopowiadał o swoich podbojach.Saga i Marcel słuchali w milczeniu.Momentami Paul przybierał tragiczny ton, skarżył się, ale po chwili znowu uśmiechrozjaśniał mu twarz.Zostałem przeznaczony do czegoś wielkiego, to wszyscy widzą.Idlatego mam przeciwników.Zazdrość, rozumiecie.Niektórym bardzo się nie podoba, że pnęsię w górę.Wysoko postawieni panowie nie lubią rywali.Tak więc musiałem zrezygnować zwysokiego stanowiska.Ale co tam.! Paul von Lengenfeldt nie spuszcza nosa na kwintę ztakiego powodu! Pracuję w ciszy, rozumiecie.I pewnego pięknego dnia.No dobrze, to nieważne, nie powinienem niczego ujawniać, zanim ten dzień nadejdzie.- Masz rację - uśmiechnęła się idąca za nim Saga.Kiedy Paul mówił o swojejwielkości, trudno mu się było oprzeć.Można go było podziwiać za samo to, że istnieje, że jestna świecie istota tak doskonała!Ale jego następne słowa były dla Sagi szokiem.Kiedy coś do niego mówiła, odwróciłsię, szedł przez jakiś czas tyłem, patrząc na nią, po czym zawołał:- Och, Sago, jesteś fantastyczna, jeśli tylko się na chwilę zapomnisz i uśmiechniesz sięszczerze.Wtedy człowiek ma ochotę chwycić cię w ramiona i sprawić, byś uśmiechała się takjuż zawsze.Widzieć cię radosną i bosko piękną! Tak, bo jesteś piękna, Sago! %7łebyś tylkoumiała pozbyć się tego smutku!- To nie moja natura jest taka - odparła Saga.- To żałoba, którą w sobie noszę, i lęk,który mnie nie opuszcza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl