[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na to jedno nie mogła sobie teraz pozwolić.Pojechała do pracy i gdy tylko tam dotarła,chwyciły ją gwałtowne torsje.Wytarła potem twarz wilgotnymi papierowymi ręcznikami isiadła cicho za biurkiem.Potrzeba czasu, myślała, żeby pogodzić się z oschłością Justina.Czuła się jak ktoś, komu pozwolono wpaść na minutę do nieba, a potem rzucono go zpowrotem na ziemię.Nie wiedziała, co skłoniło Justina do takiego zachowania.Terazpozostanie z nim zdawało jej się niemożliwe, ale nie miała dokąd pójść.Przynajmniej narazie.I na pewno nie ruszy się nigdzie, póki nie przejdzie jej faza porannych mdłości.Kiedy szef i Tammy przyjechali do biura, w pełni już panowała nad swoim stanem.Ale z trudem dosiedziała do póznych godzin i do reszty straciła apetyt.Z każdym kolejnymdniem trudniej przychodziło jej stawiać nogę przed nogą.Któregoś wieczoru wpadła do niej Abby, by uzgodnić szczegóły urodzinowegoprzyjęcia dla Calhouna.Abby zauważyła złą atmosferę w ich domu i o mało co tego nieskomentowała, ale Shelby wyglądała tak kiepsko, że ugryzła się w język.- Nie zapomniałeś o urodzinach Calhouna? - spytała Shelby Justina, kiedy jedliwspólny posiłek, co zdarzało się teraz wyjątkowo rzadko.Podniósł wzrok znad dania, którego nawet nie spróbował, i przez moment, zanim sięodwrócił, miał w oczach spokój i ciszę.Zwrócił uwagę, że Shelby zle wygląda.Była strasznieblada, słaba i jakoś tak przygasła.Wiedział, że to z jego powodu, ale nie mógł nic z tymzrobić.- Nie zapomniałem - odparł.Zmienił pozycję i przyglądał się jej.- Nie wyglądasznajlepiej. - Miałam męczący tydzień.I dość nieoczekiwany.Nie musisz się mną przejmować -powiedziała, wzdychając nieznacznie.- Nic mi nie jest.Mam dach nad głową i nie głoduję,mam pracę.Mam wszystko, co mi obiecałeś przed ślubem.Nie mogę narzekać.Odłożyła widelec i podniosła się, lekko chwiejąc się na nogach.Chwyciła się oparciakrzesła, modląc się, żeby ciemność zniknęła sprzed jej oczu, zanim zrobi krok.Zniknęła.Shelby udało się nawet uniknąć pomocy Justina, który już do niej biegł.- Nic ci nie jest? - wołał.Nie mógł tego znieść.Czuł się chory z poczucia winy.Zadziwiające, bo to przecieżona go zdradziła, a nie odwrotnie.- Już mówiłam, czuję się dobrze.- Opuściła jadalnię, trzymając wysoko głowę, i wmilczeniu poszła na górę.Nie spędzali już razem czasu, jeśli trafiało się, że jedli o tej samej porze, był todoprawdy przypadek.Potem on zawsze szedł do gabinetu, ona zaś do swojego pokoju nagórze.Maria to widziała, ale ona i Lopez milczeli.Tak było bezpieczniej, jeśli znało sięhumory Justina.W dzień przyjęcia Shelby odpoczywała po południu.Potem przebrała się.Wygrzebałaz szafy ciemnozieloną aksamitną suknię, której nie wkładała od roku.Była trochę ciasna, gdysię pobierali, ale teraz Shelby straciła na wadze i suknia pasowała jak ulał.Sięgała ziemi, byłabez rękawów, z rozszerzaną spódnicą i okrągłym wycięciem pod szyją.Shelby spięła włosy iwłożyła naszyjnik ze szmaragdem, odziedziczony po babce.Nawet makijaż nie przykrył jejbladości.Była pewna, że Abby wspomniała Calhounowi o kolejnej zmianie atmosfery w ichdomu.Kiedy Calhoun zjawi się wieczorem i zobaczy, jak się od siebie oddalili, na pewnonapomknie o tym Justinowi.Czuła, że nie zniosłaby kolejnej konfrontacji.Dotknęła swojego brzucha, zastanawiając się, kiedy powinna wybrać się do lekarza.Po sześciu tygodniach można już stwierdzić ciążę, a właśnie tyle minęło wedle jej obliczeń.Problem w tym, jak ukryć to przed Justinem w tak niewielkiej społeczności jak Jacobsville.Może lepiej pojechać do Houston i tam się przebadać?Z dołu dochodziły już pierwsze dzwięki muzyki.Skropiwszy się delikatnieperfumami, zeszła na dół, trzymając się balustrady.Z półpiętra wypatrzyła Abby i Calhouna.Trzymali się za ręce, tak szczęśliwi, że ich widok łamał jej serce.Jasnowłosy i wysokiCalhoun oraz szczupła i ciemnowłosa Abby tworzyli razem uroczy duet.Calhoun włożyłciemny wieczorowy garnitur, Abby wybrała bladoniebieski jedwab, współgrający z koloremjej oczu. Shelby nie widziała za to Justina, póki nie zeszła na dół.Stał tam ubrany w eleganckąpopołudniową marynarkę.Zżerała ją ciekawość, czy zamierza udawać przed gośćmi, czy teżbędzie sobą.Nie śmiała jednak spojrzeć mu w oczy z tym pytaniem.Mógłby jeszcze dojrzećw nich jej żałość i tęsknotę.Skręciła więc w stronę drzwi, gdzie Lopez w białej marynarce wpuszczał właśniekolejnych gości.I raptem zamarła na widok mężczyzny, który przystanął nerwowo w holu iszukał wzrokiem jakiejś znajomej twarzy.Wierzyć jej się nie chciało, że Justin miał czelność go zaprosić.Pewnie liczył na to, żena urodzinach Calhouna Shelby nie odważy się zrobić sceny.Ruszyła przed siebie jak burza, mijając obojętnie Justina i chwytając po drodze bardzokosztowną starą wazę.- Witaj, Tom - rzekła z surową uprzejmością.- Miło cię znowu widzieć.Po czym uniosła wazę i cisnęła nią prosto w łysiejącą głowę Toma. ROZDZIAA DZIESITYShelby patrzyła zafascynowana, jak stara waza frunie obok lewego ucha Toma iwpada na stojący w rogu stojak na kapelusze, zrzucając na podłogę sfatygowany kapeluszJustina.- Shelby! - wykrztusił Tom, wycofując się migiem.Ona tymczasem sięgała już powazon z kwiatami, ustawiony przez Marię na stoliku w holu.- Shelby, nie! - Tom zakręcił się i z rękami nad głową wybiegł frontowymi drzwiami.Shelby ruszyła za nim, ślepa na zszokowane spojrzenia gości oraz jej męża, który stał,wytrzeszczając oczy.- Pasożyt! - krzyczała rozjuszona.- Drań i pasożyt! - Pozwoliła mu dobiec do połowystopni i cisnęła kwiatami w fajansowym wazonie z Delft.Tym razem trafiła.Tom omal nie stracił równowagi, łapiąc się w ostatniej chwili zabalustradę, a wokół niego pikowały odłamki wazonu.Z trudem pokonał resztę stopni i pognał do swojego samochodu.Shelby odprowadzałago rozwścieczonym wzrokiem.Jak miał czelność pojawić się u nich, i to na zaproszenieJustina? Czy naprawdę przypuszczał, że wymazała z pamięci jego udział w spisku? Przecieżwiedział, co ona o nim myśli.Odwróciła się i ruszyła z powrotem, zachowując się, jakby Justina tam nie było.- Dobry wieczór - pozdrawiała po drodze gości, jakby kompletnie nic się nie stało.-Wszystkiego najlepszego, Calhoun.Tak się cieszymy, że Abby zgodziła się, żebyśmyurządzili dla ciebie to przyjęcie.- Podeszła do niego i ucałowała jego opalony policzek.- Dziękuję, Shelby - wydusił Calhoun, oniemiały jak cała reszta obecnych.- Może wejdziemy i usiądziemy do stołu.- Shelby kiwnęła głową do gości, wznakomitej większości przyjaciół Justina i Calhouna, których ledwie znała.Wzięła Justinapod rękę, lecz nie patrzyła na niego ani się do niego nie odzywała.- Co to miało znaczyć, do diabła? - spytał, kiedy przez chwilę znalezli się pozazasięgiem słuchu gości, idąc w stronę elegancko zaaranżowanej jadalni.Zignorowała kompletnie jego pytanie.- Jak śmiałeś zaprosić tego człowieka? - spytała zamiast tego.- Jak śmiałeś zaprosićgo do naszego domu, po tym, jak pozwolił się wykorzystać mojemu ojcu, żeby nas rozdzielić?- Chciałem się przekonać, czy został jakiś żar po tamtym ogniu - odrzekł z chłodnymuśmiechem. - %7łar? - Wzięła głęboki oddech.- Masz szczęście, że go nie zabiłam.%7łałuję zresztą.- Spokój, spokój.- Idz do diabła, Justin - powiedziała z uśmiechem równie lodowatym jak jegouśmiech.- I schowaj sobie gdzieś te swoje nastroje, swoją chęć zemsty i swoje bezduszneserce.Justin zmrużył oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl