[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta, która jechaÅ‚a na czele i Å›miaÅ‚a siÄ™ skÅ‚adajÄ…c pocaÅ‚unek na zakapturzonejgÅ‚owie swego ptaka, mogÅ‚a mieć okoÅ‚o trzydziestu lat.Odziana w strój z niebie-skiego jedwabiu, miaÅ‚a dÅ‚ugie, jasne wÅ‚osy Å›cisÅ‚o splecione pod niewielkim ak-RLTsamitnym czepcem.ByÅ‚a bardzo Å‚adna; stwierdziwszy to Fiora poczuÅ‚a w sercuukÅ‚ucie zazdroÅ›ci.MyÅ›liwi, nie zauważywszy czworga jezdzców, wkraczali teraz do zamku z na-turalnÄ… swobodÄ… osób wracajÄ…cych do siebie.- Kim oni sÄ…? - spytaÅ‚a Leonarda, nie kryjÄ…c zaskoczenia.- Czy pan Filip niemówiÅ‚, że nie ma żadnej rodziny?- Może mieć goÅ›ci - powiedziaÅ‚ Demetrios.- To możliwe nawet pod nieobec-ność pana domu.Najlepiej bÄ™dzie, jak my również tam wejdziemy.Ale Fiora zmarszczyÅ‚a brwi i powstrzymaÅ‚a go.SpostrzegÅ‚a praczkÄ™ wracajÄ…cÄ…znad rzeki z koszem bielizny na biodrze i zawoÅ‚aÅ‚a jÄ…:- Wybacz mi, jeÅ›li wydam ci siÄ™ zbyt ciekawa - powiedziaÅ‚a uprzejmie - alemyÅ›laÅ‚am, że ten zamek jest nie zamieszkany.Hrabiego Filipa nie ma w domu,prawda?SÅ‚użąca nie byÅ‚a zbyt inteligentna, gdyż posÅ‚aÅ‚a Fiorze swój najbardziej roza-nielony uÅ›miech:- Pewnie, że go nie ma!- A dama, która wÅ‚aÅ›nie wjechaÅ‚a? Czy wiesz, kim jest?- No.to pani zamku.Pani Beatrycze.- Beatrycze.de Selongey?- No.tak.To tak uderzyÅ‚o FiorÄ™ jak policzek.Nagle poczerwieniaÅ‚a.CzujÄ…c, że zaraz za-cznie wyć, szlochać; Å›ciÄ…gnęła wodze, zawróciÅ‚a konia, który omal nie przewró-ciÅ‚ praczki, po czym wbijajÄ…c obcasy w boki zwierzÄ™cia z dzikim okrzykiem rzu-ciÅ‚a siÄ™ caÅ‚ym pÄ™dem przez miasteczko, które przeleciaÅ‚a jak kula armatnia.Wo-Å‚anie Demetriosa dotarÅ‚o do niej z bardzo daleka:- Zatrzymaj siÄ™! Na litość.RLTLitość dla kogo? I po co? ZresztÄ…, nawet gdyby chciaÅ‚a, nie mogÅ‚aby zatrzy-mać rozpÄ™dzonego konia.Z oszalaÅ‚ym wzrokiem, poÅ‚ożonymi uszami i pianÄ… napysku gnaÅ‚ prosto przed siebie, a Fiora - nieprzytomna z bólu i ze wstydu - nicnie widziaÅ‚a, nic nie sÅ‚yszaÅ‚a, biernie czekaÅ‚a, aż Å›mierć poÅ‚oży kres pÄ™dowi.Zmierć byÅ‚a bowiem niedaleko, gdyż oszalaÅ‚e zwierzÄ™ biegÅ‚o prosto w stronÄ™ gÄ™-stego lasu, którego niskie gaÅ‚Ä™zie stanowiÅ‚y niebezpiecznÄ… puÅ‚apkÄ™.Esteban rzuciÅ‚ siÄ™ w Å›lad za FiorÄ…, za nim ruszyÅ‚ Demetrios, który bÄ™dÄ…cznacznie cięższy, nie mógÅ‚ jechać równie szybko, a za nimi rozpaczliwie szlo-chajÄ…ca Leonarda.Kastylijczyk byÅ‚ znakomitym jezdzcem.Leżąc na szyi konia,którego nie przestawaÅ‚ okÅ‚adać szpicrutÄ…, robiÅ‚ wszystko, by dogonić FiorÄ™ przedlasem - miaÅ‚ peÅ‚nÄ… Å›wiadomość niebezpieczeÅ„stwa.Nie krzyczaÅ‚, nie woÅ‚aÅ‚ jej,gdyż mogÅ‚o to jeszcze bardziej podrażnić znarowionego konia.UdaÅ‚o mu siÄ™zbliżyć na tyle, że znalazÅ‚ siÄ™ strzemiÄ™ w strzemiÄ™ z mÅ‚odÄ… kobietÄ…, która wcalenie próbowaÅ‚a siÄ™ bronić.BiorÄ…c wiÄ™c wodze w zÄ™by Esteban pochyliÅ‚ siÄ™ ichwyciÅ‚ FiorÄ™ wpół.ZdoÅ‚aÅ‚ wyrwać jÄ… z siodÅ‚a i poÅ‚ożyć przed sobÄ….Dopierowtedy przytrzymaÅ‚ swego wierzchowca, który zahamowaÅ‚ wszystkimi czteremapodkowami i mokry od potu stanÄ…Å‚.Fiora zsunęła siÄ™ na ziemiÄ™ nieprzytomna,podczas gdy jej koÅ„, uwolniony od ciężaru, wpadÅ‚ w krzaki, z których wydostaÅ‚siÄ™ bez żadnych ran.NadchodziÅ‚a noc i musieli poszukać schronienia.Leonarda, doszedÅ‚szy niecodo siebie po przeżytym strachu, doÅ‚Ä…czyÅ‚a do nich i próbowaÅ‚a ocucić FiorÄ™.Za-proponowaÅ‚a, by udali siÄ™ do opactwa w Til-Chatel.- JeÅ›li zdoÅ‚amy tam dotrzeć, bÄ™dzie to najlepsze rozwiÄ…zanie - rzekÅ‚ Deme-trios.- Ale, do wszystkich diabłów, chciaÅ‚bym wÅ‚asnymi rÄ™kami udusić tego Fi-lipa.- Nie mogÄ™ tego pojąć - szepnęła Leonarda.- JeÅ›li kiedykolwiek widziaÅ‚amzakochanego mężczyznÄ™, to byÅ‚ nim on, kiedy opuszczaÅ‚ Å›lubnÄ… sypialniÄ™.RLT- Trudno jest przeniknąć tajemnice duszy! Bez wÄ…tpienia kochaÅ‚ jÄ… w tamtejchwili i uznaÅ‚, że wygodniej bÄ™dzie zapomnieć, że jest już żonaty.yle go osÄ…dza-Å‚em.Odzyskawszy przytomność, Fiora podziÄ™kowaÅ‚a Estebanowi.Pózniej, bez żad-nego komentarza, wsiadÅ‚a z powrotem na swojego konia, któremu pozwolonoprzez chwilÄ™ odpocząć.Dopiero w opactwie, kiedy zamknęły siÄ™ za niÄ… drzwimaÅ‚ego pokoiku, utkwiÅ‚a wzrok w mroku za oknem.Tyle siÄ™ spodziewaÅ‚a po po-bycie w Burgundii, a zostaÅ‚a tak brutalnie zraniona.PomyÅ›laÅ‚a:WierzyÅ‚am temu czÅ‚owiekowi i kochaÅ‚am go.On zakpiÅ‚ sobie ze mnie, odegraÅ‚przede mnÄ… najpodlejszÄ…, najbardziej żaÅ‚osnÄ… z komedii.Ale nadejdzie dzieÅ„, wktórym pożaÅ‚uje, że mnie w ogóle spotkaÅ‚.Zdjęła przez gÅ‚owÄ™ Å‚aÅ„cuszek, na którym wisiaÅ‚ pierÅ›cieÅ„ Filipa i przyglÄ…daÅ‚amu siÄ™ przez chwilÄ™:- Dowód jego wiernoÅ›ci! - powiedziaÅ‚a z goryczÄ….Potem podaÅ‚a pierÅ›cieÅ„ Le-onardzie - Masz, pani, daj go jutro przeorowi na cele dobroczynne.I bÅ‚agam ciÄ™,nie mów mi już nigdy, nigdy wiÄ™cej, o tym czÅ‚owieku.RLTCZZ DRUGAZAGRO%7Å‚ENIE PARY%7Å‚ARLTROZDZIAA PITYSUMA W NOTRE DAMENiedÅ‚ugo po ucichniÄ™ciu dzwonów na nieszpory, pokryci kurzem i Å›miertelniezmordowani podróżni schodzili dÅ‚ugÄ… ulicÄ… Saint-Jacquesa w kierunku Sekwany.Sierpniowy dzieÅ„ byÅ‚ trudny do wytrzymania, choć sÅ‚oÅ„ce przysÅ‚oniÅ‚a cienkawarstwa chmur.Wraz z nadejÅ›ciem wieczoru zerwaÅ‚ siÄ™ wilgotny wiatr z zacho-du, odwracajÄ…c wszystkie drogowskazy i ustawiajÄ…c w jednym kierunku ich ma-lowane, blaszane chorÄ…giewki o zÄ…bkowanych brzegach.Na ulice wylegÅ‚o wiele ludzi.ByÅ‚a to pora, o której wielkie kolegia - Sorbona,Plessis, Marmonteire, Mons czy Clermont - wypuszczaÅ‚y haÅ‚aÅ›liwe gromadywolnych już studentów, którzy w grupkach lub pojedynczo, uciekajÄ…c od niuan-sów scholastyki, z kaÅ‚amarzami u pasa i w kapeluszach na bakier, udawali siÄ™: cibardziej rozsÄ…dni - do domów, ci mniej - do tawern na Cité.Ich kaftany byÅ‚ymniej lub bardziej wystrzÄ™pione, ale we wszystkich oczach lÅ›niÅ‚a ta sama radośćżycia.%7Å‚artowali, niektórzy Å›piewali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]