[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gianluca nie jest w stanie wykrztusić słowa. Dlaczego tyle piję? Mówię za dużo ciągnę. Mówisz za mało. Wstaje i podaje mi szklankę.Czuję się niecoprzyparta do muru.Zwieże powietrze wpadające przez okno dodaje miśmiałości jak tlen, który pompują nocami do kasyn w Las Vegas, żebyzatrzymać babcie przy automatach do samego świtu.Mogę oddychać, mogęmyśleć i dlatego nie będę owijała w bawełnę. Ja jestem wolna, ty jesteś wolny.łapiesz? Na Capri nie byłam wolna,tutaj jestem, ale okazuje się, że ty nie.Masz madame Norki. Carlottę. Tak, Carlottę. Ale ja nie mam Carlotty. Co przez to rozumiesz? Ona jest moją przyjaciółką.Nasze rodziny od lat utrzymują bliskiestosunki i prowadzą interesy.Przyszła na wesele z szacunku dla mojego ojca. Ach.61RcLT A co powiesz na to. Patrzy w okno, omijając wzrokiem tarczę,omijając mnie..że wszystko zrozumiałaś zle? Mówisz, że wszystko zle zrozumiałam.Gianluca przesuwa fotel, który nas oddziela.Bierze mnie w ramiona.Nocne powietrze wpada przez okno ze świstem jak oddech, od chłoduprzechodzi mnie dreszcz.Kładę dłonie na jego twarzy, wsuwam palce wewłosy.Opieram mu głowę na ramieniu.Zapach cytrusów i skóry kojarzy mi sięz puszkami wosku pszczelego.Jest to zapach wszystkiego, co najbardziejcenię, mojego dzieciństwa w warsztacie przy Perry Street, szmatki, którąpoleruję uszyte własnoręcznie buty, a teraz Gianluki.Pamiętam dotyk jego ramion z zeszłego roku, ale wtedy byt owocemzakazanym, więc nie ośmielałam się wchodzić w szczegóły.Miałam partnera inie chciałam wykorzystywać toskańskiego garbarza, który, jak myślałam,próbuje mnie wykorzystać.Tak było? To bez znaczenia.To jest o wiele lepszeniż powrót w wyobrazni na balkon hotelu Quisisana, ponieważ dzisiajwieczorem to mój pomysł. Pocałuj mnie szepczę.Jego usta przesuwają się po moim policzku, aż wreszcie odnajdują wargi.Stoję na palcach przez bardzo długi czas, kiedy bez słowa namiętnie sięcałujemy.Komu w takiej sytuacji potrzebne słowa? Już mam za sobąwyjaśnianie uczuć.Teraz chcę je przeżywać.I przede wszystkim chcę być znim.Gianluca całuje mnie w oczy, nos, policzki.Nie wiem, ile tychpocałunków jest: dziesięć, tysiąc, milion? Przykro mi, że przeze mnie byłaś smutna szepcze mi do ucha.Przykro mi, że zmarnowaliśmy tyle czasu.62RcLT To nieważne odpowiadam. Mam mnóstwo czasu, całe morze.Mamtylko czas.Przerywa mi, całując mnie w szyję.Odnajduje na wpół rozpięty zameksukienki; słyszę cichy szum, kiedy odpina go do końca.Czuję jego ciepłedłonie wędrujące od mojej talii do ramion.Gdybym nie była wstawiona,powstrzymałabym go, bo przecież niedaleko są moi rodzice, a ciotka Feenodsypia weselne pijaństwo z chrapaniem, które słychać chyba we Florencji.Ale nic mnie to wszystko nie obchodzi.Chcę tylko jego.Odwraca mnie delikatnie, prowadzi przez pokój, a ja czuję zawrót głowyjak na widok płatków śniegu trzepoczących rano za oknem.To tak jakbymsunęła przez powietrze, nie mając celu w zasięgu wzroku, nie frunęła wpełnym znaczeniu tego słowa, ale z całą pewnością nie dotykała stopamipodłogi.Tak muszą czuć się tancerki, wyskakujące wysoko w powietrze.Kiedy Gianluca niesie mnie do łóżka, jestem lekka jak piórko.Kładzie mnie, a ja myślę, że to nie jest dobry pomysł, choć równocześnieani przez moment nie wątpię, że to najlepszy z możliwych pomysłów.Niesłyszę kościelnych dzwonów ani trąbek, nie widzę rozwijających sięsatynowych wstążek; nie będzie seksu triumfalnego, nie będzie parady, ale jatego nie potrzebuję.Potrzebuję jego.Gianluca mnie pragnie nie od dziś, aleod dawna.Czy to zle korzystać z chwili, która nie może trwać? Czy to nienajwyższa pora, żebym ustaliła własne zasady?Oboje wiemy, że rano wyjeżdżam.Wyobrażamy sobie ten skok przezocean, obliczamy; ja tam, on tutaj i co z tego? Co jeszcze mogłoby mniepowstrzymać? To, że jest pasierbem mojej babci? A co to zmienia? W sytuacji,gdy wskaznik rozwodów na świecie osiąga pięćdziesiąt procent, wszyscy zewszystkimi są spowinowaceni.63RcLTCo najgorszego może się tutaj wydarzyć? Dobra, idziemy do łóżka, jestbosko ale potem nigdy więcej tego nie zrobimy? Zapewniam, że będę bardzoz nim szczęśliwa podczas tych czterech godzin, które zostały do wschodusłońca.Będę ceniła to wspomnienie jak naszyjnik olśniewających brylantów iwcale się nie zmartwię, jeśli odkryję, że kamienie nie są prawdziwe.Przysięgam: cokolwiek dostanę, cokolwiek dzisiaj w nocy się wydarzy, uznamto za absolutnie wystarczające.Oto prosta rada dla katolickiej dziewczyny zQueens: korzystaj z chwili. Taka jestem szczęśliwa, że do mnie przyszedłeś. Pokrywam gopocałunkami.Uśmiecha się, przesuwając dłonie z moich bioder na talię.Suknia spada,gdy mnie do siebie przytula. Pragnąłem cię od pierwszej chwili, gdy cię zobaczyłem. A ja myślałam, że wcale mnie nie lubisz. Teraz już wiesz, że jest odwrotnie? Wiem. Był pewien problem szepcze Gianluca.Serce mi wali.No tak.Zawsze oczekuję złych wieści, ale zwykle nie takszybko i nigdy zaraz po tym, jak pozbyłam się sukni. Jaki problem? Jesteś tak młoda.Nie wiem, czy powodem jest to marne wino, czy też fakt, że nie potrafięzapomnieć odgłosu, z jakim ciotka Feen padła na podłogę, ale mam trzydzieścicztery lata i kiedy słyszę, że jestem za młoda, wszelkie opory i przeciwieństwaznikają.Młoda.Samo to słowo jest afrodyzjakiem co nie znaczy, żepotrzebuję jakiegoś.Doskonały kochanek wie, co powiedzieć, a to lepsze od64RcLTdoskonałego kochanka, który wie, co robić.Po dniu, kiedy czułam się jakwypaczone kolo w starym konnym powozie, potrzebne mi było to zapewnie-nie, że wciąż jestem młoda. Wcale taka młoda nie jestem zapewniam go. Pamiętam kasetymagnetofonowe. To bez znaczenia bo nie mogę nic poradzić na to, co do ciebie czuję.Mimo że rozmazany tusz upodobnia mnie do Thedy Bary, gwiazdyniemego kina, a moja suknia ze srebrnej lamy leży rzucona na łóżko jak łuskisyreny, wszystko rozumiem.On pragnie mnie, ja pragnę jego.Początekhistorii? Koniec historii? Komu potrzebne słowa? Kto w ogóle coś mówi?Gianluca wsuwa się na mnie delikatnie i mocno do siebie tuli.Unosimnie, tak że głowę mam na poduszce.Poprawia się, wyciąga mi spod plecówBlackBerry. Zgubiłaś telefon.Całuję go.Rzuca BlackBerry na podłogę.Przez firanki wpada zimnenocne powietrze i owiewa nas.Ktoś wali do drzwi. O Boże! szepczę. Nie reaguj szepcze Gianluca.%7ładne z nas się nie porusza.Wstrzymujemy oddech.Bum! Bum! Bum! Ciociu Val! To moja siostrzenica Chiara.Bum! Bum! Bum!Gianluca stacza się ze mnie.Wskazuję łazienkę.Gianluca idzie dołazienki i zamyka za sobą drzwi.Z wieszaka na drzwiach łapię szlafrok.Wiążępasek w węzeł tak energicznie, jakbym cumowała łódz do nabrzeża
[ Pobierz całość w formacie PDF ]