[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Och,gdybyśmy tylko mieli pieniądze na zaspokojenie tych niewinnychdziwactw.Bo bez pieniędzy wszystko jest takie idiotyczne ipożałowania godne, jak małpy ubrane w stroje wieczorowe.- Anno.- I grające na dziecięcych pianinach.- Anno, czy mogę usiąść? Wskazała ręką krzesło.- Prosto ze sklepu - rzekła.- Jeśli wolisz, żebym poszedł, to powiedz.Potrząsnęła głową.- Nic się nie zmieniłeś.Wciąż pozwalasz, żeby ludzie mówili to, coim leży na sercu?Usiadłem.Krzesło jakby się lekko pode mną ugięło; jego kruchośćsprawiła, że poczułem się wielki, niezdarny - potencjalny niszczyciel.- Jeślibym miała wymienić tylko jedną rzecz, która mnie w tobieurzeka, David, to to, że potrafisz słuchać.Mogę ci mówić o wszystkimbez żadnego skrępowania.- To prawda.Zawsze tak było.Siedzieliśmy w milczeniu.Chciałem spojrzeć Annie prosto w oczy,ale wiedziałem, że uważa takie zachowanie nie tyle za przejawszczerości, ile za natarczywość.( Uczcie się powściągliwości! -powtarzała.- Nie włazcie butami innym w duszę w mylnymprzekonaniu, żewyświadczacie im przysługę!").Wbiłem wzrok w grubą, nadpalonąprzy brzegach tkaninę - przedstawiającą rząd niebieskich i różowychpiramid - która, oprawiona w surową, drewnianą ramę, wisiała nadgłową Anny.- Wygląda znajomo? Nie wyglądała.- Mieliśmy to w Chicago, ale może nie używaliśmy, kiedy u nasmieszkałeś.Jest to kołdra, a raczej jedyny ocalały kawałek kołdry,którą dostałam od babci, gdy przyjęto mnie na studia do Bryn Mawr.Taka sentymentalna pamiątka.Od kilku lat strzegę jej jaknajwiększego skarbu.Strzegę od Keitha.Mówiłam ci, że niedawnostąd wyjechał? O świcie.- Czy nadal jest kronikarzem rodziny Butterfieldów? - Głos mi sięzałamał.- No jasne.Ilekroć przyjeżdża, przywozi z sobą magnetofon kasetowyi usiłuje przeprowadzić ze mną wywiad.Czuję się jak kretynka,mówiąc do mikrofonu.Słowa, których nie można zmienić.Nieśmiertelność bez korekty.Po co to komu?Policzki piekły mnie coraz bardziej.Z każdym słowem Anna stawałami się bliższa i nagle wyobraziłem sobie, jak padam przed nią nakolana i niczym rycerz, który powraca do swojej królowej, przyciskamjej dłoń do ust.Odwróciła się i pogładziła szybę, za którą wisiała tkanina.- Nie przejmuj się tak strasznie tą kołdrą.Podobnie jak większośćrzeczy, które posiadaliśmy, i ją wkrótce pokryłby pył zapomnienia.Zatrzymałam ten skrawek tylko dlatego, że ta kołdra leżała na moimłóżku, kiedy Hugh wrócił z wojny.Tej nocy, kiedy się u mnie zjawił.Przebywał na leczeniu w Baltimore, a ja nawet nie raczyłam goodwiedzić.Nie wiedziałam, jak się sprawy między namimają; na czym właściwie stoimy.Ale kiedy się u mnie zjawił, naglezrozumiałam.Nawet nie naciągnęliśmy na siebie kołdry.Ta nocprzypieczętowała nasz los, wtedy bowiem poczęliśmy Keitha.- I dlatego Keith chce ją mieć?- Tak.Jako dowód.Jako talizman.Uważa, że gdybym nie zaszła wciążę, Hugh i ja nigdy byśmy się nie pobrali.Twierdzi, że nastąpiło wemnie połączenie syna, ojca i męża.Czuję się niemal jak Trójca Zwięta.Mimo woli wybuchnąłem śmiechem.- To wspaniale.- Masz na myśli ten żart? Powtarzam go po raz setny.- Anno.- Nie wiedziałem, co jeszcze powiedzieć.Szare, ponureświatło wypełniło mój umysł.Przez chwilę Anna siedziała w milczeniu, po czym spytała:- Co cię sprowadza do Nowego Jorku?- Ty.Czego oczekiwałem? %7łe wyciągnie do mnie dłoń? %7łe wyzna, iżpragnęła, bym przyjechał? Skinęła głową, jakby to, co powiedziałem,było tylko i wyłącznie moją sprawą.Tajemnicze, niejednoznacznegesty Anny zawsze wydawały mi się dowodem jej elegancji i ogłady.Teraz jednak, kiedy nie potrafiłem sobie poradzić z ogromnymciężarem przytłaczających mnie uczuć, pragnąłem, żeby przestała byćdawną Anną i przeistoczyła się w Annę, jakiej potrzebowałem.Spojrzałem na nią i powoli zacząłem tonąć - czułem się jak ktoś, ktoczeka, aż kot wyratuje go z topieli.- Jak to ja? - spytała wreszcie.- Chciałem się z tobą zobaczyć, porozmawiać.- Czyli nie ja cię tu sprowadzam, ale twoje sprawy osobiste.- Nie mam żadnych złudzeń, Anno.Siedząc w samolocie,wiedziałem, że nie ucieszysz się z tego spotkania.Przyleciałem doNowego Jorku o pierwszej i od tej chwili starałem się zdobyć naodwagę, żeby do ciebie zadzwonić.- To dlatego, że nie jesteś we mnie zakochany i wciąż pamiętasz, że jato ja, a ty to ty.Gdybyś był we mnie zakochany, zakładałbyś, że czujęto samo co ty.Spuściłem głowę.Wydawało mi się, że tylko spuszczam oczy, żebyzebrać myśli, ale kiedy głowa opadła mi, nie byłem w stanie jejpodnieść.- Przyjechałeś, żeby wypytać mnie o resztę rodziny? Nie był to czasna uprzejmości, więc odparłem:- Po części.- A po części po co?- %7łeby się z tobą zobaczyć.Tęsknię za tobą, a kiedy czytam twojelisty, ogarnia mnie jeszcze większa tęsknota.- Wreszcie podniosłemgłowę.Twarz Anny połagodniała.Dotknęła ręką okularów, jakbychciała je zdjąć i odsłonić się przede mną, lecz po chwili opuściła ją zpowrotem na kolana i westchnęła.- Jestem dla ciebie niemiła.Wiem o tym.Ale w ten sposób sięzabezpieczam.Jeśli ktoś przypadkiem dowie się, że tu byłeś, i zaczniezadręczać mnie pytaniami, przytoczę mu wszystkie drwiące, złośliweuwagi, które ci uczyniłam, i na pewno usłyszę słowa aprobaty.Ostatniarzecz, do której chciałabym się przyznać, to że cieszę się z tegospotkania.- A cieszysz się? Powiedz, co czujesz?- Poczekaj.Miejsce pobytu Sammy'ego znasz.Och, gdybyś gowidział, David.Sammy jest twardy, stanowczy.To człowiek onajwyższym poczuciu odpowiedzialności.Z tego artykułu w prasie otym, jak podarł czek, można bysądzić, że to narwaniec.ale Sammy taki nie jest.Zawsze negocjuje zpozycji siły, cichej, wewnętrznej siły.Jest wybrańcem losu.Mało ktotak jak Sammy czuje się na tym świecie jak w domu.W porównaniu zSamem reszta ludzi to dziwolągi, które przez przypadek znalazły się naziemi.Czasem myślę, że świat został stworzony po to, żeby takiSammy - i może pięć tysięcy innych - miał gdzie rozwijać swojezdolności.- Jaki jest Beaumont? - Nie wiem, dlaczego spytałem o miasto, wktórym Sammy studiował, pewnie ze zdenerwowania.Pochyliłem siędo przodu i tak siedziałem ze skrzyżowanymi rękami zwisającymimiędzy kolanami.- Miasteczko jest jakby dodatkiem do szkoły.Brudna rzeka, cegielnia,domy o pochyłych dachach, miejscowa młodzież, sady.A Keith? Jegoadres też znasz.Nie zdradzam ci nic, czego nie wiesz albo się niedomyślasz.Mieszka w Bellows Falls.Pracuje w fabryce mebli, gdziesporo się uczy, a przy okazji co msz kaleczy sobie palce.Robi krzesła,a raczej fotele na biegunach.Nie pasuje to do Keitha, prawda? Nigdynie przejawiał żadnego zainteresowania majsterkowaniem.Wydaje misię, że jako małe dziecko starał się kiedyś coś zbudować, ale Hugh,chcąc mu pomóc, wyrwał mu z rąk młotek.Był to zapewne swoistyrodzaj kastracji, bo od tamtej pory Keith nie wziął do rąk narzędzi.Ale przecież montował odbiornik stereofoniczny wtedy, gdyzaglądałem do okna z werandy, tej nocy, gdy widziałem, jak.tej nocy,gdy podpaliłem dom.Odwróciłem wzrok niepewien, czy Anna pamiętaszczegóły, niepewien, czy świadomie się ze mną drażni.- Od czasu do czasu bawił się elektroniką.Ale coś takiego jak domekdla ptaków czy pułapka na króliki, coś, co wymagało użycia piły imłotka, nie pociągało go
[ Pobierz całość w formacie PDF ]