[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od podwórza odchodził łukiem wysypany żwirem podjazd i Pia ruszyła niepewniejego skrajem, starając się nie stąpać po kamykach.Czuła, że powoli wracają jej siły.Dotarłado jezdni, ale nie wiedziała, czy powinna iść na prawo czy na lewo.Zorientowała się, że jestgdzieś poza miastem i zewsząd otaczają ją lasy.Podjęła arbitralną decyzję i ruszyła w prawo.Usiłowała przyspieszyć do truchtu, jednak tylko zataczała się i słaniała jak pijana.Przypomniała sobie ukłucie i domyśliła się, że podano jej jakiś lek albo narkotyk.Tonąca w ciemnościach droga była prosta i równa, po obu stronach porośniętadrzewami.Po prawej stronie odchodziły od niej podjazdy domów, których zarysy, gdywytężyła wzrok, dostrzegała, jednak nigdzie nie widziała ani śladu światła.Nadstawiała uszu,nasłuchując, czy nie doleci jej odgłos uruchamianej furgonetki.Nagle droga rozwidliła się,przechodząc w kilka podjazdów, które niknęły gdzieś w mroku.Kilka snopów księżycowejpoświaty przedarło się przez chmury i w prześwicie między drzewami dostrzegła wodę polewej stronie.Woda na lewo, woda na prawo.Miała niepokojące wrażenie, że kieruje się nakoniec jakiegoś półwyspu czy cypla.Zawróciła, ale wtedy, ku jej przerażeniu, ciszę zakłócił terkotliwy odgłosuruchamianego silnika samochodu.Dochodził sprzed domu, z którego uciekła.Zwiatłareflektorów podskakiwały na podjezdzie, gdy furgonetka szybko ruszyła.Pia wiedziała, żejeśli wóz skręci w prawo, już po niej.Odwróciła się i pobiegła podjazdem w lewo, starając sięrobić jak najmniej hałasu.Dotarła do jakiegoś domu, pobiegła po kamiennych płytach na jegotył i znalazła się na małej piaszczystej plaży.Zrozumiała, że stoi na brzegu zatoczki.Analizowała sytuację.Wiedziała, że jeśli zacznie krzyczeć, pierwsi usłyszą ją jejprześladowcy.Mogła się schować, ale prędzej czy pózniej będzie musiała wyjść z ukrycia, agdy się rozwidni, będą ją mieli jak na patelni.Zauważyła stos kamieni wystający z wody naśrodku wąskiego pasa, który oddzielał ją od drugiego brzegu, i zastanawiała się, czy na całejdługości jest tam tak płytko.Choć zdawała sobie sprawę, że woda niewątpliwie jest lodowata,uznała, że przejście na drugą stronę zatoczki to najlepsze, co może zrobić.Zdjęła buty i przycisnąwszy je do piersi, weszła do wody.Tak jak się spodziewała,poczuła parzące zimno i wciągnęła z sykiem powietrze.Obejrzała się przez ramię, ale niedostrzegła nigdzie świateł furgonetki.Blisko brzegu dno zatoki było piaszczyste, potem w miejsce piasku pojawił się śliski muł, od czasu do czasu natrafiła stopą na kamień.Kiedywoda sięgała jej do pasa, zrobiło się całkiem kamieniste i w pewnym momencie poślizgnęłasię i wpadła cała do wody.Odzyskała jednak równowagę i szła dalej.Nagle światłasamochodu błysnęły po drugiej stronie wody przed nią, potem znowu jakieś sześć metrów naprawo.Dotarła do stosu głazów na środku i zwolniła.Nogi i stopy, zupełnie zdrętwiałe ipozbawione czucia, przypominały bardziej szczudła niż część jej ciała.Okrążyła głazy izostało jej już do przejścia jakieś trzydzieści metrów.Nagle, bez ostrzeżenia, dno gwałtownie opadło i ześlizgnęła się po podwodnymzboczu pokrytym mulistym szlamem.Uniosła buty nad głowę i próbowała iść dalej, a potempłynąć, wstrzymując oddech w lodowatej wodzie.W końcu wypuściła buty i przepłynęłakilka metrów, pomagając sobie obiema rękoma.Wreszcie dotknęła prawą stopą piaszczystegodna.Stanęła i brnąc przez sięgającą do szyi wodę, kontynuowała marsz.Stopniowo robiło sięcoraz płycej i kiedy woda znów sięgała jej do pasa, Pia się rozejrzała.Oświetlony dom stałokoło trzydziestu metrów od niej na lewo.Próbowała zawołać, ale z ust wydostał jej się tylkoszept.Słaniając się, wyszła na brzeg.Ale dojście do domu od strony jeziora blokowaływielkie głazy, zarośla i liczne drzewa.Musiała dostać się do niego od strony ulicy.Znalazła jakąś ścieżkę biegnącą przez nierówny grunt i zobaczyła, że od ulicy dodomu prowadzi długi, ciemny podjazd.Ruszyła w tamtą stronę.W podeszwy odrętwiałychciągle stóp wrzynały jej się ostre kamyki.Co sobie pomyślą ci ludzie na jej widok? Dotarła dojezdni i skręciła w lewo.Szła z trudem, ledwo przebierając nogami, ale dom był z każdymkrokiem bliżej.I wtedy, z tyłu, usłyszała warkot nadjeżdżającego samochodu.Nie potrafiłapowiedzieć, jak jest daleko.Obejrzała się przez ramię w panice i zobaczyła poblaskzbliżających się świateł.Nie miała już czasu, żeby się ukryć, ani sił, żeby biec [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl