[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja płacę.- Twarda z ciebie kobieta, Tempe.- Nie zadzieraj ze mną.- Jutro nadal aktualne?- Jeżeli ci pasuje.Nie chcę.- Dobra.Dobra.Mówiłaś jej?- Jeszcze nie.Ale się domyśli, jak tylko się spotkacie.Do zobaczenia za godzinę.Rzuciłam torbę na łóżko i wyszłam na mostek.Słońce zachodziło, jego ostatniepromienie malowały świat na karmazynowo.Zalewało czerwienią moczary po mojej prawejstronie i zabarwiało białego ibisa stojącego w trawie.Sylwetka mostu do Beaufort rysowałasię czarno na różowym tle, jak kręgosłup jakiegoś prehistorycznego potwora na de nieba.Znaszego małego mola widać było łodzie w przystani miejskiej po drugiej stronie rzeki.Chociaż się ochłodziło, powietrze nadal było bardzo przyjemne.Lekki wiatr bawił sięz pasmami moich włosów.- To jaki mamy plan?Katy stanęła przy mnie.Spojrzałam na zegarek.- Spotykamy się z Samem Rayburnem za pół godziny i idziemy na obiad.- Z jakim Samem Rayburnem?- Burmistrzem Beaufort i moim starym przyjacielem.- Ile ma lat?- Starszy ode mnie.Ale wciąż chodzi o własnych siłach.Polubisz go.- Zaraz.- Wskazała mnie palcem, a wyraz jej oczu powiedział mi, że w umyśleformułowała się myśl.Nagle przebłysk.- To nie jest ten facet od małp?Uśmiechnęłam się i skinęłam głową.- To tam idziemy jutro? Nie, nie mów.Jasne, że tak.To dlatego musiałam robić tetesty!- I zrobiłaś je, co?- Odwołaj miejsce w sanatorium -- powiedziała, wyciągając rękę.- Nie mam gruzlicy.Kiedy przyszłyśmy do restauracji, motocykl Sama stał już na parkingu.Kupiony wzeszłym roku, razem z lotusem, jachtem i małym samolotem silnikowym należał doulubionych zabawek Sama.Nigdy nie wiem, czy on się w ten sposób broni przed kryzysemwieku średniego, czy też próbuje całą swoją uwagę skupić na czynnościach ludzkich, polatach poświęconych czynnościom wykonywanym przez naczelne.Chociaż jest ode mnie o dziesięć lat starszy, jesteśmy przyjaciółmi od ponaddwudziestu lat.Spotkaliśmy się, kiedy ja byłam studentką drugiego roku, a on skończył dwalata wcześniej.Podejrzewam, że ciągnęło nas do siebie, bo życie każdego z nas było tak różneod życia drugiego.Sam jest Teksańczykiem, jedynym dzieckiem żydowskich właścicieli pensjonatu.Kiedy Sam miał piętnaście lat, jego ojciec zginął broniąc kasy, w której było dwanaściedolarów.Po śmierci męża pani Rayburn popadła w depresję, z której już nigdy nie wyszła.Na chłopaka spadł ciężar prowadzenia interesu, kończenia szkoły średniej i opieki nad matką.Kiedy zmarła siedem lat pózniej, sprzedał pensjonat i wstąpił do marynarki.Nie mógł sobieznalezć miejsca i niczym się nie interesował.%7łycie w armii uczyniło z niego tylko większego cynika.Na obozie dla rekrutówbłazeństwa jego nowych kolegów wyjątkowo go denerwowały i coraz bardziej się w sobiezamykał.Podczas pobytu w Wietnamie godzinami obserwował ptaki i zwierzęta, traktując tojako ucieczkę przed horrorem, który rozgrywał się wokół niego.Cała ta rzez go bulwersowałai czuł się niezwykle winny biorąc w tym udział.Niewinne zwierzęta, nie motywowane przez, skomplikowane schematy stworzone po to, by zabijać należących do tego samego gatunku,stanowiły kontrast.Szczególnie interesowały go małpy, ich uporządkowane społeczności isposoby, jakich używały rozwiązując konflikty, nie stosują przy tym niepotrzebnej przemocy.Po raz pierwszy Sam był , prawdziwie zafascynowany.Wrócił do Stanów i wstąpił na Uniwersytet Illinois w Champaign-Urbana.Tytułlicencjata otrzymał po trzech latach i kiedy go poznałam, był asystentem na wydziale podstawzoologii, gdzie zostałam przydzielona.Wśród studentów był znany ze swojegotemperamentu, ostrego języka i skłonności do irytacji.Uczulony był zwłaszcza na studentówtępych i nie przygotowanych do zajęć.Oprócz tego był skrupulatny i wymagający, alewyjątkowo sprawiedliwy przy ocenianiu pracy studentów.Kiedy go lepiej poznałam, stwierdziłam, że lubił tylko kilka osób, ale ci, którzyzaliczali się do tego ścisłego grona, cieszyli się jego wyjątkową lojalnością.Powiedział mikiedyś, że po tylu latach spędzonych wśród małp nie pasował już do społeczności ludzi.Małpia perspektywa, jak ją nazwał, ukazała mu śmieszność zachowań ludzkich.W końcu zajął się fizyczną antropologią, przeprowadził badania w Afryce i zrobiłdoktorat.Pracował na kilku uniwersytetach, a na początku lat siedemdziesiątych przyjechałdo Beaufort jako kierujący działem naczelnych.Z upływem czasu złagodniał, ale sądzę, że zawsze będzie się czuł nieswojo wśródludzi.I nie wynika to z jego niechęci do kontaktów.On nie ma nic przeciwko nim.Najlepszym dowodem jest jego funkcja burmistrza.Dla Sama życie ma inne znaczenie niżdla reszty ludzi.Stąd to zainteresowanie motorami i latającymi skrzydłami.W nich znajdujemotywację i ekscytację, z drugiej strony może nimi sterować.Sam Rayburn to jedna znajbardziej skomplikowanych i najinteligentniejszych osób, jakie kiedykolwiek znałam.Jego wysokość burmistrz siedział właśnie przy barze, oglądał koszykówkę i pił piwobeczkowe.Przedstawiłam mu moją córkę i, jak zwykle.Sam obejmując kierownictwo zamówiłsobie następny kufel, a dla nas dietetyczną colę i poprowadził nas do stolika z tyłu restauracji.Katy, nie tracąc czasu, upewniła się co do swoich podejrzeń dotyczących naszychjutrzejszych planów i zasypała Sama pytaniami.- Jak długo kieruje pan centrum naczelnych?- Już przestałem liczyć.Jakieś dziesięć lat temu przestałem pracować dla kogoś ikupiłem tę cholerną firmę dla siebie.Za dużo z tego nie wyszło, ale cieszę się, że to zrobiłem.Nie ma to jak być swoim własnym szefem.- Ile małp żyje na wyspie?- Teraz jakieś cztery tysiące pięćset.- Do kogo należą?- Do FDA, czyli urzędu federalnego sprawującego kontrolę nad jakością żywności ilekarstw.Moja firma jest właścicielem wyspy i zarządza zwierzętami.- Skąd pochodzą?- Zostały sprowadzone na wyspę Murtry z kolonu badawczej w Puerto Rico.Razem ztwoją mamą tam pracowaliśmy, chyba jeszcze w epoce brązu! Pochodzą z Indii.To są rezusy.- Macaca mulatta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]