[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bez sekundy zwłoki Janeczkapopędziła za nim, starannie unikając hałasu i kryjąc się w cieniu.Stałaspokojnie na ulicy przed budynkiem, kiedy dogonił ją Pawełek i Chaber.- PanaWolskiego Chaber już zna - powiedziała bez wstępów, zanim Pawełek zdążyłotworzyć usta.- Tu się spotkali przestępcy od tych kradzieży samochodowych, itej naszej też.Mam nowe adresy, gdzie teraz będą kraść.Czekaj, niech zapiszę,bo mogę zapomnieć.- A pan Wolski gdzie? - spytał z naganą Pawełek.- Znów się rozwiał w powietrzu?- Niech się rozwiewa.Chaber go znajdzie.Zaraz.No dobrze, idziemy? PanWolski, piesku! Gdzie pan Wolski? Chaber ruszył przed siebie bez wahania.Janeczka schowała notes i zrównała się z Pawełkiem.- Spotkałeś w korytarzutakiego jakiegoś? - spytała surowo.- Spotkałem.Bo co? Chaber się przed nimschował.- Boże, jaki to mądry pies! Szkoda, że ty masz mniej rozumu niż on.Widział cię?- Widzieć widział, ale mało mu z tego przyjdzie.Pod światło.Zwieciło mi zaplecami i może mnie rozpoznać tylko w jasnowidzeniu.Bo co? - A ty goobejrzałeś?- No pewnie.Na wszelki wypadek.Bo co, pytam, i przestań mnie denerwować! PanWolski wyszedł na Puławską, skręcił w prawo i ruszył wolnym krokiem, oglądającpo drodze wystawy.Stworzyło to chwilę spokoju i Janeczka zdołała przekazaćbratu wszystko, czego była świadkiem, z kłótnią o kozaczki włącznie.- I tensamochód, do którego wsiadł i odjechał, to był ten sam co wczoraj - zakończyła.- Tak podejrzewałam.I numer miał identyczny, pamiętam go, WAW 1824.I trzebabyło naprzykład pojechać za nim, od razu mielibyśmyadres.- Mógł iść w gości - utemperował ją Pawełek.- To po pierwsze, a po drugie, czympojechać? Na wrotkach? - No więc właśnie, o tej porze roku na rowerze głupio.- Spróbujemy namówić Rafała.Ciekawa rzecz, swoją drogą, że oni tak sięspotkali, akurat tobie nad głową.- Tam było najciemniej.To jest bardzo dobremiejsce do spotykania.Każdy z innej strony i nikt ich razem nie widzi.Wcalenie wiem, czy pan Wolski nie dowiedział się o nich czegoś właśnie w ten sposób.- Nie mogli przez telefon?- Może się boją, że któryś ma podsłuch? Przecież ta policja nie może już takkompletnie nic nie wiedzieć, jak tabaka w rogu! Może obaj są podejrzani? - Amoże któremu telefon wysiadł i nie łączy.Jest w ogóle mokro, a na mokro towszystko zle działa, łączy ich z dyrekcją %7łeglugi Wielkiej albo z Domem Mody icześć.Milcz do mnie, niech pomyślę.Przez chwilę podążali za panem Wolskim, nicdo siebie nie mówiąc.Racjonalna część umysłu Pawełka, rzadko dochodząca dogłosu, protestowała przeciwko aż tak zdumiewającym przypadkom.Spotkać napodwórzu jakichś zupełnie obcych przestępców, planujących na przykład włamaniedo pawilonów handlowych, to jeszcze, owszem, możliwe, ale spotkać znajomych, tojuż przesada.Jak to się mogło stać.? Wyobraził sobie różne sytuacje i sampostawił się na ich miejscu.Nie są przecież kretynami, muszą znać te piekielnetelefony, które działają zależnie od pogody, a także od jakichś innychczynników, nie do odgadnięcia i nie do przewidzenia.Muszą mieć jakieś ustaleniaawaryjne na wypadek, gdyby nie mogli się do siebie dodzwonić.Spotkać się.Posiadanie samochodu ułatwia przybycie na dowolne miejsce, powiedzmy, że onsam.Nie chce się przyznać na przykład do znajomości z Bartkiem, nie życzysobie, żeby ich ludzie razem widzieli.Jasne, wymyśli miejsce spotkaniapodobne do tego, każdy wchodzi z innej strony, mijają się w przelocie, w razieczego mogą się sobie nawet nie kłaniać.Jeszcze można spotykać się w domu, alepo pierwsze, w domach na ogół przeszkadza rodzina, a po drugie, nie życzy sobie,żeby wspólnik wiedział, gdzie mieszka.Tajemniczy szef, albo coś w tym rodzaju.W porządku, z tym się można pogodzić.Ale dlaczego akurat tu i dlaczego akurat wtym momencie.? - Wczoraj im się nie udało i to BMW musiało odjechać, nic niewiedząc, co się stało - powiedziała Janeczka, najwyrazniej w świecie wiedzionatelepatią.- Ten drugi mógł patrzeć z drugiej strony, ale potem musiał patrzećdalej i nie miał kiedy tego pierwszego zawiadomić.A ten pierwszy nie pojechałprosto do domu, tylko pętał się gdzieś, bo się bał, że go ktoś śledzi i gdybyporucznik zdążył, pewnie miałby rację.- Skąd wiesz, co ja myślę? - przerwałPawełek prawie z urazą.- Wcale nie wiem, tylko myślę to samo.Też sięzastanawiałam.Może telefon im nawalał, więc w końcu spotkali się tak, jak mieliumówione w razie czego.Jeśli się dobrze policzy, godzina wypada akurat taka.Która to? Za dwadzieścia ósma.Ustalone mają raz na zawsze, że spotykają się odziewiętnastej trzydzieści.- Tyle to już prawie zgadłem, ale dlaczego akurattu?- A gdzie? W parku? Przy takiej pogodzie? -Nie pada przecież.- Ale możepadać.Do parku w czasie deszczu i w zimie to jeszcze głupiej niż na wrotkach.-Może być jeszcze na cmentarzu.Na dworcu.Na schodkach koło bazaru.W kolejce powodę mineralną na tyłach Super Samu, jeden drugiemu pomaga wstawiać do bagażnikate wszystkie butelki.-I wszędzie ich ludzie zobaczą.A tu nikt.-Norzeczywiście, tylko pan Wolski i ty.- Ale nikt inny.I gdybym nie siedziała na tej skrzynce.Wcale ich widać niebyło, nawet z bliska.Nie wiem, czy jest w Warszawie dużo takich doskonałychmiejsc! - Nawet jeśli są, oni mogą ich nie znać.Dobra, niech będzie.Co ontam widzi na tej wystawie? Pan Wolski przeszedł aż za Odyńca i utkwił przedwystawą jakiegoś sklepu.Stał i stał, wpatrując się w nią, jakby nigdy w życiunie widział niczego bardziej interesującego, albo jakby uczył się jej na pamięć.Z konieczności zatrzymali się również, wyglądając zza narożnika domu.Chaberprzysiadł u ich nóg.Nagle nadjechał autobus.Zatrzymał się na przystanku,prawie za plecami pana Wolskiego.Pan Wolski nadal wpatrywał się w wystawę, poczym, znienacka, ruchem wręcz błyskawicznym, odwrócił się, uczynił trzy wielkiekroki i w ostatniej chwili wpadł w zamykające się już drzwi, nie dająctropicielom nawet cienia najmniejszej szansy.- No tak - powiedziała z irytacjąJaneczka i wyszła zza narożnika.- Urządził nas.Co to był za autobus? - A skądja mam to wiedzieć? Z tyłu miał napisane "Prać, ale tylko w Pollenie 2000".Istary Kiemlicz, podrobiony na księcia Radziwiłła.- Zobaczmy chociaż, na co takpatrzył.Okazało się, że pan Wolski wpatrywał się w mały sklepik z butami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]