[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gdzie nauczyłeś się zaplatać warkocze?- %7łołnierz zdobywa na służbie wiele cennych umiejętności, moja droga.Ajeśli chodzi o tę konkretną, to dama nie powinna o nią pytać, bo wolałaby niesłyszeć odpowiedzi - odparł i obdarzył Cassie łobuzerskim uśmiechem.- 154 -SROdpowiedziała tym samym.Nie mogła się powstrzymać.Ross - jej Ross?- znowu zachowywał się jak pogodny lekkoduch, który wesoło się z niąprzekomarza.Może nawet ją uwodzi?- Jeszcze ta umorusana twarz.Nie możesz stanąć przed ojcem chrzestnymw tym stanie, moja droga.- Wyjął z kieszeni wilgotną chusteczkę, którąpodobno w tym właśnie celu zmoczył w rzece, i zaczął jej ścierać błoto ztwarzy.- No, dużo lepiej - stwierdził.- Nie, zaczekaj.Masz jeszcze smugębrudu na czubku nosa.- Pocałował wskazane miejsce i cofnął się o krok zroześmianymi oczyma.- Teraz ujdziesz.Podał jej ramię gestem światowca, jakby wchodzili na salę balową.- Pójdziemy, milady?Dygnęła lekko i przyjęła ramię.Nie mogła powstrzymać się od śmiechu.Nie tylko z powodu jego uroczych błazeństw, choć były przemiłe i podnosiły jąna duchu, ale ze względu na okazaną jej troskę.Musiał ją kochać! Inaczej niezachowywałby się w ten sposób.Prędzej czy pózniej usłyszy od niego te wymarzone słowa.Na pewnousłyszy.- 155 -SRRozdział piętnastyKiedy stanęli przed imponującymi drzwiami Whitemoss House, promieńsłońca przedarł się przez ciężkie chmury.Białe schody przed wejściem i szybyw oknach zalśniły.- Zobacz - powiedział Ross, obejmując łokieć Cassie.- Dom wita nasuśmiechem.Teraz już będziesz bezpieczna.Cassie czuła jednak, że nie opuszcza jej zdenerwowanie.Obejrzała sięprzez ramię na Rossa.Jego twarz również nie wyrażała całkowitej pewności.Nie mieli już jednak odwrotu.Musieli iść naprzód.Sięgnęła po solidną kołatkę zbrązu i zastukała.Rozległo się takie echo, jakby wnętrze domu było wielką,pustą dziurą.- Głowa do góry, Cassie - szepnął.W tym momencie w drzwiach stanął niezwykle wyniosły kamerdyner.Spojrzał na Cassie jak na pamiątkę zostawioną na schodach przez zlewychowanego kota.- %7łebraków karmimy przy drzwiach kuchennych - oznajmił i chciał imzamknąć drzwi przed nosem.Dziewczyna poczuła przypływ oburzenia.%7ładen sługus nie będzie jej taktraktował!- Przyszliśmy zobaczyć się z sir Angusem oświadczyła gniewnie.-Proszę mu zaanonsować pannę Cassandrę Elliott, jego chrzestną córkę, ikapitana Rossa Grahama.Kamerdyner wytrzeszczył oczy.Cassie minęła go i z wysoko podniesioną głową weszła do holu.Kamerdyner stał w progu jak wmurowany.- Wprowadz nas do salonu, tam poczekamy.Nie zwykłam czekać w holu,jak jakaś handlarka.- 156 -SRKamerdyner ożył.Ukłonem zaprosił Rossa do domu i zamknął drzwi.Potem zaprowadził dziwnych gości do biblioteki.- Poinformuję sir Angusa o państwa przybyciu - wymamrotał i z niskimukłonem wycofał się.- Przypomnij mi, żebym nigdy nie wchodził ci w drogę, kiedy odgrywaszwielką damę.Jestem pod wrażeniem.Teraz, kiedy gniew ją opuścił, zdenerwowanie wróciło ze zdwojoną siłą.- Ja.ja.- zająknęła się.- Służba powinna znać swoje miejsce.- Tak.Kamerdyner już poznał swoje: pod twoim butem.Czy ja równieżwkrótce się tam znajdę?Ross droczył się z nią, by zapomniała o zdenerwowaniu.Cassie poczuła,jak robi jej się ciepło na sercu.Był takim delikatnym, wrażliwym człowiekiem!Czy jako mąż będzie.?Drzwi gwałtownie otwarły się i do pokoju wpadł starszy mężczyznaśredniego wzrostu i znacznej tuszy.- Cassie? To naprawdę ty? - Stanął jak wryty na widok dziwacznej pary,która wtargnęła do jego biblioteki.- Cassie? - powtórzył niepewnie.Podbiegła i uścisnęła obie jego dłonie.- Och, ojcze chrzestny! Tak się cieszę, że wreszcie tu dotarłam.Niemiałam do kogo się zwrócić.Byłeś.jesteś moją ostatnią deską ratunku!Sir Angus rozpogodził się.- Moje drogie dziecko.Na litość boską, co się z tobą stało? Wyglądaszjak.No, nieważne.Gdzie twoja pokojówka? Kim jest towarzyszący cidżentelmen?- Ojcze chrzestny, pozwól sobie przedstawić kapitana Rossa Grahama,oficera Pięćdziesiątego Drugiego Regimentu Jego Królewskiej Mości.- Rossskłonił się uprzejmie.- Kapitan Graham był tak uprzejmy, że odprowadził mnietutaj, kiedy.- Popchnęła sir Angusa w stronę sofy i niemal siłą go posadziła, po- 157 -SRczym przycupnęła tuż obok i wzięła go za rękę.- Och, boję się, że uznasz mnieza okropną idiotkę.Sir Angus wyraznie zaczynał być zatroskany.Obrzucił kapitana surowymspojrzeniem, jakby próbował rozstrzygnąć, czy to on ponosi winę za nieznanymu jeszcze wybryk chrześnicy.- Pozwól sobie wytłumaczyć - zawołała błagalnie Cassie, zanimktórykolwiek z mężczyzn mógł jej przeszkodzić w przedstawieniu historyjki,jaką przygotowała wraz z Rossem.- Musiałam uciec z domu, sir.Jamespostanowił sprzedać mnie pierwszemu mężczyznie, który byłby gotów zapłacićza mnie tyle, by pokryć jego długi.Twierdził, że muszę wyrazić na to zgodę, bojeśli nie, to zamknie mnie w przytułku dla obłąkanych.- Dobry Boże! - Sir Angus był oburzony.Zrobił się niemal fioletowy natwarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]