[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chang zaryzykował rzutoka nad gmatwaniną czarnych rur - dostrzegając między nimi białe ciało - i napotkałzłowrogie spojrzenie majora.W sali panowała cisza, przerywana jedynie głuchym szumem pieca i syczeniemuchodzącego gazu.Musi pokonać dziewięciu wrogów - wliczając tych dwóch z wózkiem - iściągnąć Celeste ze stołu.Czy zdoła tego dokonać, nie robiąc jej krzywdy?Czy może ją spotkać coś gorszego od tego, co jej grozi, gdy tego nie zrobi? Wiedział,czego by po nim oczekiwała, tak jak wiedział, jak nikłe są jego szanse na ujście stąd zżyciem.W piersi czuł ból wywołany niezliczonymi skaleczeniami.Właśnie dlatego dotarł takdaleko, podjął ten wysiłek, żeby wywrzeć swoje piętno na tym świecie uprzywilejowanych.Chang ponownie spojrzał na tłum ludzi w maskach, patrzących na niego w milczeniu.Poczułsię jak zwierzę na arenie.Hrabia odłączył od maski czarną mrę wzmacniającą głos i starannie przewiesił jąprzez najbliższą skrzynkę z dzwigniami i przyciskami.Stanął twarzą do Changa i ruchemgłowy - wyglądając jak jakiś piekielny stwór, ogr z legend - wskazał kobietę leżącą najbliżejChanga.- Szukasz kogoś, Kardynale?! - zawołał.Teraz jego głos nie był tak donośny, leczwychodząc z dziwnej skrzynki zamocowanej przy ustach, nadal wydawał się nieludzki.-Może zdołam ci pomóc.Hrabia d Orkancz zdjął materiał zakrywający włosy trzeciej kobiety.Opadły kaskadączarnych i lśniących loków.Hrabia wyciągnął drugą rękę i odgarnął rury zasłaniające jej nogi.Ciało było odbarwione i ohydnie błyszczące, bardziej niż dłoń Vandaariffa czy przyciśniętado księgi twarz Johna Carvera - blade jak polarny lód, śliskie od potu, niegdyś złociste iciepłe, teraz zimne i obojętne jak biały popiół.Na trzecim palcu jej lewej stopy Chang ujrzałsrebrny pierścionek, lecz już widząc jej włosy, poznał, że to Angelika.*- Wierzę, że znasz tę damę - ciągnął d Orkancz.- Oczywiście, być może znaszrównież dwie pozostałe, pannę Poole - ruchem głowy wskazał kobietę w środku - oraz paniąMarchmoor.Hrabia spojrzał na kobietę leżącą tuż przed Changiem.Ten próbował rozpoznaćMargaret Hooke (ostatni raz widzianą na łóżku w St.Royale) w tym, co widział - włosach,kształtach, barwie ciała widocznego pod czarną gumą.Zrobiło mu się niedobrze.Wypluł grudkę krwi na podium i ochrypłym głosem, zdradzającym zmęczenie,krzyknął do hrabiego:- Co z nimi zrobisz?- To co zaplanowałem.Szukasz Angeliki czy panny Temple? Jak widzisz, nie ma jejtu.- A gdzie jest? - zapytał ochryple Chang.- Sądzę, że masz wybór - odparł hrabia.- Jeśli próbujesz uratować Angelikę, w żadensposób nie zdołasz wynieść jej stąd, a potem zrobić tego samego z panną Temple.Na twojejtwarzy widzę skutki działania szkła.Chang milczał.- Oczywiście, to czysto akademickie rozważania.Już co najmniej dziesięć razypowinieneś zginąć, prawda, majorze Blach? Teraz tak się stanie.Może to właściwe, żedojdzie do tego u stóp - jeśli dobrze mnie poinformowano - kobiety, w której byłeśbeznadziejnie zakochany.Patrząc na hrabiego, Chang złapał kilka rur biegnących do ciała pani Marchmoor,zamierzając je oderwać.- Jeśli to zrobisz, zabijesz ją, Kardynale! Czy tego chcesz? Zabić bezbronną kobietę?Z tej odległości nie zdołam cię powstrzymać.Proces już się rozpoczął! %7ładna z nich nie możesię już wycofać, ich przeznaczeniem jest transformacja lub śmierć!- Jaka transformacja?! - wrzasnął Chang, przekrzykując szum w rurach i syk gazu zaplecami.W odpowiedzi hrabia d Orkancz sięgnął po czarną mrę i ponownie podłączył ją doswojego hełmu.Jego słowa gromowym echem odbiły się od sklepienia sali.- Anielska transformacja! Ciało stworzone przez niebiańskie moce!*Hrabia d Orkancz szarpnął jedną z mosiężnych dzwigni, a drugą rękę z rozmachemopuścił na metalowy przycisk.Rury wokół Angeliki, wiotkie i zwisające, napięły się,wypełnione gazem i wrzącą cieczą.Jej ciało wyprężyło się, a powietrze rozdarł ohydny inarastający skowyt.Chang nie mógł oderwać od tego oczu.Hrabia pociągnął drugą dzwignięi kobieta zaczęła poruszać palcami rąk i nóg.Po trzeciej, ku rosnącemu przerażeniu Changa,ich kolor jeszcze bardziej się zmienił, przybierając ciemnoniebieską barwę.D Orkanczpociągnął jednocześnie dwie dzwignie, a pierwszą przestawił w początkowe położenie.Skowyt jeszcze przybrał na sile, rozbrzmiewając w każdej mrze i odbijając się echem w całejsali.Tłum na górze jęknął i Chang usłyszał dobiegające z cel okrzyki podniecenia, radości izachęty, które zmieniły się w drugi donośny chór.Ciało Angeliki prężyło się, poruszającrurami jak pies otrząsający się z wody, a potem przez krzyki i wycie Chang usłyszał innedzwięki, które przeszyły mu serce jak nożem: głos Angeliki, przeciągły jęk dobywający się zjej płuc, jakby jej ciało resztkami sił broniło się przed atakiem maszynerii.Po policzkachKardynała popłynęły łzy.Cokolwiek zrobi, zabije ją - lecz czyż nie zabijają jej na jegooczach? Nie mógł się mszyć.Przeciągłe wycie urwało się jak ucięte nożem, uciszając ludzi niczym wystrzał.Changnie wierząc własnym oczom, patrzył, jak całe jej ciało ogarnia niebieska fala, przesuwając sięod stóp i dłoni w górę, przez biodra i pierś aż do głowy.Ciało Angeliki przybrało błyszczącą, jasnoniebieską barwę, jakby.jakby nagle całezmieniło się w szkło.Hrabia zwolnił przyciski i przestawił ostatnią dzwignię.Odwrócił się do widzów itriumfalnym gestem podniósł dłoń.- Stało się!Tłum odpowiedział ekstatycznym, radosnym okrzykiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]