[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pokręciła głową. Ostatnio wiele czasu spędzam z pewnym kołodziejem.Dobry z niego człowiek, madom w Exeter i trzech synów.Chyba się ze mną ożeni. A ostrzegałaś Roba, żeby nie szedł w moje ślady? Mówiłam mu, że jak wypijesz, często jesteś podobniejszy do bydlęcia niż doczłowieka. Nie przypominam sobie, żebym ci to kazał powiedzieć. Ostrzegłam go przed tym, com sama przyuważyła.Powiedziałam, że jego mistrzzmarnował się od trunku i łajdaczenia.Poradziłam, żeby był bardziej wybredny, nie szedł zatwoim przykładem.Balwierz słuchał jej poważnie. Nic mi na ciebie nie dał powiedzieć dodała oschłym tonem. Mówił, że natrzezwo jesteś prawym człowiekiem i wspaniałym mistrzem i że jesteś dla niego dobry. Tak powiedział? upewnił się Balwierz.Editha umiała czytać z twarzy mężczyzny teraz zobaczyła, że Balwierz promieniejezadowoleniem.Wcisnął czapkę na głowę i wyszedł.Chowając pieniądze i wracając do łóżka Edithausłyszała, że pogwizduje.Mężczyzni czasem są pociechą i często bydlakami, ale zawszezagadką, powiedziała sobie, przewróciła się na bok i z powrotem zasnęła.LondynCharles Bostock bardziej wyglądał na fircyka niż na kupca, nosił długie żółte włosyzwiązane z tyłu wstążkami i ozdobione kokardami.Cały odziany był w czerwony aksamit,materię kosztowną, co się rzucało w oczy, mimo że pokrywał ją podróżny kurz, buty zaś miałz miękkiej skóry, z wysoko zadartymi noskami, bardziej paradne niż praktyczne.Jego oczyjednak lśniły zimnym blaskiem oczu człowieka, który potrafi się targować, i jechał nawielkim koniu z oddziałem sług dobrze uzbrojonych przeciw napaści zbójców.Zabawiał siępogawędką z balwierzem, któremu pozwolił dołączyć wozem do własnej karawany konidzwigających sól z warzelni w Arudalu. Mam trzy składy nad rzeką, inne wynajmuję.My, wędrowni kupcy, tworzymy nowyLondyn, więc przynosimy pożytek królowi i całej Anglii.Balwierz uprzejmie potakiwał kiwając głową, znudzony tym pyszałkiem, alezadowolony, że może jechać pod jego zbrojną opieką, wiele bowiem bezprawia zdarzało sięna drogach, im bliżej było do Londynu. Czym handlujecie, panie? zapytał. Tutaj, z naszym wyspiarskim ludem, najczęściej wyrobami żelaznymi i solą.Alekupuję też cenne towary, nie wytwarzane na naszej ziemi, i sprowadzam je zza morza.Skóry,jedwabie, klejnoty i złoto, wymyślne stroje, barwniki, wino, oliwę, kość słoniową i mosiądz,miedz i cynę, srebro, szkło i co tam jeszcze. To wieleście pewnie podróżowali po obcych krajach? Kupiec uśmiechnął się. Nie, ale mam zamiar.Wybrałem się raz do Genui po kobierce.Myślałem je sprzedaćbogatszym z braci kupieckiej, ale nim kupcy zdążyli w nie zaopatrzyć swoje dworki, w migposzły do zamków panów lordów, co wspierają naszego króla Kanuta w rządzeniu krajem.Wybiorę się jeszcze przynajmniej ze dwa razy, bo król obiecał nadać tytuł tena każdemukupcowi, co odbędzie trzy morskie podróże z korzyścią dla angielskiego handlu.Na raziepłacę innym, żeby jezdzili za granicę, a sam pilnuję interesów w Londynie. Opowiedzcie nam, panie, co nowego w Londynie poprosił Balwierz i Bostockłaskawie spełnił tę prośbę.Opowiedział, jak to król Kanut wzniósł wielki królewski pałac tużprzy wschodniej ścianie opactwa westminsterskiego.Władca ten, Duńczyk z pochodzenia,cieszył się wielką popularnością, ogłosił bowiem nowe prawo zezwalające każdemu wolnemuAnglikowi polować na własnej ziemi, co poprzednio zastrzeżone było dla króla i wielmożów.Teraz każdy mógł na swoich włościach ubić jelenia, jakby był królem.Kanut odziedziczył po swoim bracie Haroldzie królestwo Danii, gdzie równieżsprawował rządy.Tym sposobem panował nad całym Morzem Północnym.Zbudował flotęczarnych okrętów, które uwolniły ocean od piratów i po raz pierwszy od stu lat zapewniłyAnglii prawdziwy pokój.Rob niewiele słyszał z tej rozmowy.Kiedy się zatrzymali w Alton na południowy posiłek,dał wraz z Balwierzem przedstawienie, płacąc w ten sposób za możność podróżowania zkupcem.Bostock zaśmiewał się i bez umiaru oklaskiwał ich żonglerkę, a na koniec obdarowałRoba dwoma pensami. Przydadzą ci się w stolicy, gdzie zabawa kosztuje a kosztuje powiedział mrugając.Rob podziękował mu, ale myślał o czym innym.Im bliżej byli Londynu, tym silniejszemiał przeczucia.Stanęli obozem na polu w Reading, ledwie dzień drogi od miasta, w którym się urodził.Tej nocy nie spał, nie mogąc się zdecydować, które z rodzeństwa pierwsze postara sięzobaczyć.Nazajutrz zaczęły się pojawiać znajome miejsca: charakterystyczna kępa dębów, wielkigłaz, skrzyżowanie dróg tuż pod wzgórzem, na którym z Balwierzem rozbili pierwszy obóz.Na widok każdego z nich serce Robowi biło mocniej i dusza śpiewała.Rozstali się zkarawaną po południu w Southwark, gdzie kupiec miał coś do załatwienia.Southwark byłowiększe niż wtedy, gdy Rob ostatni raz je oglądał.Z drogi biegnącej groblą dostrzegł noweskłady na podmokłym Bank Side, w pobliżu starego pomostu prowadzącego na prom, a narzece mrowie zacumowanych obcych statków.Przez Most Londyński Balwierz przeprowadził Incitatusa w tłumie pieszych.Po drugiejstronie było tak rojno od ludzi i zwierząt, że nie mógł skręcić wozem w Thames Street, leczmusiał jechać prosto aż do skrętu w lewo przy Fenchurch Street, dalej przez Walbrook, anastępnie wyboistym brukiem do Cheapside.Rob ledwie mógł usiedzieć na wozie, wyglądałobowiem na to, że znajome skupiska małych wyblakłych domków nic się nie zmieniły.Przy Aldersgate Balwierz skierował konia w prawo, a następnie w lewo, w NewgateStreet, rozwiązując w ten sposób problem Rob a, które z rodzeństwa ma odwiedzićpierwsze na Newgate Street znajdowała się piekarnia, mógł więc odwiedzić Annę Mary.Pamiętał wąski dom ze sklepikiem na dole i niecierpliwie go wypatrywał, aż wreszciedojrzał.Przebiegłszy jednak przez ulicę, zorientował się, że sklep zajmuje dostawcaokrętowy.Chociaż się stropił, otworzył drzwi i wszedł do środka.Na dzwięk dzwonka udrzwi mężczyzna za ladą popatrzył na niego i skinął głową. Co się stało z piekarnią?Właściciel stojący za zwojem liny wzruszył ramionami. Czy Haverhillowie nadal mieszkają na piętrze? dopytywał się Rob. Nie, ja tam mieszkam.Słyszałem, że wcześniej była tu piekarnia, ale jakem dwa latatemu kupował sklep, był pusty wyjaśnił dostawca. Sprzedał mi go Durman Mnich.Mieszka trochę dalej przy tej ulicy.Rob podziękował i wyszedł.Zostawił Balwierza czekającego w wozie, by odszukaćDurmana Mnicha.Okazało się, że to starzec, który mieszka w domu pełnym kotów, samotnyczłowiek ucieszony, że nadarza mu się okazja z kimś pogwarzyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]