[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu ośmielił się wtrącić do kłótni i spytał: - Czy dobrze zrozumiałem?Jesteście rodzeństwem? Tak odburknęła Caterina.- Nie wspominałam o tym? W każdym razie ja nie przypominam sobie.Z chwili na chwilę nastrój Cateriny się zmienił i powiedziała z uśmiechem: -Zważywszy pańską sytuację, nie ma to wiele do rzeczy.Nie sądzi pan?Malberg potulnie kiwnął głową, a Paolo wstał i wyszedł.Głośno trzasnęły drzwiod mieszkania.Jakby chcąc przeprosić za zachowanie Paola, Caterina wzruszyła ramionami.-Nasze stosunki, trzeba panu wiedzieć, nigdy nie były najlepsze.Cóż, wprawdziejedziemy na tym samym wózku, ale każde ciągnie w inną stronę.Ja jakodziennikarka śledcza, Paolo jako, że tak powiem,piały kombinator.Nie chcę ukrywać przed panem, że Paolo już raz siedział.Ale tonie jest zły człowiek, może mi pan wierzyć.Tylko obraca się yf nieodpowiednimśrodowisku.Widać było, że Caterina ubolewa nad prowadzeniem się brata.- Nie musi pani przepraszać za brata - zauważył ugodowo Malberg.- Mam tylkonadzieję, że nie będę dla pani zbyt dużym ciężarem.- Bez obaw - zaśmiała się Caterina.- Ale o posiłki musi pan zadbać sam.Zaraz zarogiem jest świetna pizzeria.Tutaj ma pan klucz do mieszkania.A teraz proszę miwybaczyć.Będę z powrotem około szesnastej.To jest jedyna zaleta mojego nowegodziału.Mam dość regularne godziny pracy.Jako reporterka śledcza właściwie bezprzerwy byłam na służbie.To na razie!Malberg wolał spędzić dzień w mieszkaniu Cateriny.Nie, żeby się bał wyjść zdomu! Czuł się dość pewnie i sądził, że nie zostawił za sobą żadnych śladów, poktórych policja mogłaby go namierzyć. Mieszkanie Cateriny składało się z dwóch pokoi, kuchni i staromodnej łazienki zjeszcze bardziej staromodnym prysznicem, zamontowanym w niszy.Dwa okna zdużego pokoju i jedno z sypialni Cateriny wychodziły na ulicę.Okna z kuchni iłazienki wychodziły na podwórze, w południe pełne gadających matron, a popołudniu wrzeszczących dzieci.Umeblowanie przypominało katalog wysyłkowy,jeśli nie liczyć zwalistego czarnego sekretarzyka z dziewiętnastego wieku.Wszystko to nie polepszało jego marnego nastroju, więc Malberg usiadł przywielkim sekretarzyku, oparł głowę na rękach i zaczął rozmyślać.Spokojnie razjeszcze przebiegł po wszystkim, co wydarzyło się od zamordowania Marleny.Urodzony pod znakiem Panny z Lwem w ascen-dencie, Malberg miał zwyczajtrzezwo analizować rzeczy i stosownie do tego działać.Lecz choć bardzointensywnie poszukiwał jakiegoś klucza, jakiegoś szczegółu, który wyjaśniłbywydarzenia ostatnich dni, jego rozmyślania wciąż kończyły się w ślepej uliczce.Malberg miał wrażenie, że kręci się w kółko.Jaką rolę odgrywał sekretarz stanu kardynał Philippo Gonzaga w życiu Marleny?Albo jeszcze lepiej: w śmierci Marleny? Dlaczego pogrzeb był sekretny, anonimowy?Dlaczego mieszkanie Marleny zamurowano jak jakieś mauzoleum? Dlaczego całą jejprzeszłość po prostu wymazano?Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?Nagle Malberg zaczął szkicować na kartce papieru plan mieszkania Marleny, takjak go zapamiętał.Niepewną kreską narysował górę schodów, szerokie drzwiwejściowe do mieszkania, łazienkę, w której znalazł Marlenę, oraz drzwi prowadzącena strych.Tu Malberg przerwał.Jego szkic zapewne tylko w przybliżeniu odpowiadał rzeczywistym wymiarom.Jednak postawił sobie pytanie, czy pomiędzy salonem Marleny i strychem nie mogłobyć jeszcze jednego pomieszczenia albo jakichś drzwi łączących.Ze zrozumiałychwzględów podczas pierwszej wizyty interesowało go wszystko inne, a nie planmieszkania.A kiedy odwiedził dom po raz drugi i zbadał strych, z tamtego śmietnikaw pamięci została mu tylko szafa ubraniowa z okresu Vittorio Emanuele. Przez cały dzień, który spędził w obcym otoczeniu na rozmyślaniach, Malbergwalczył z sobą, czy aby nie powinien raz jeszcze odwiedzić kamienicy, w którejmieszkanie Marleny jakby ziemia pochłonęła.Dla Malberga było bowiem pewne, żeza zamurowaniem mieszkania i zniknięciem dozor-czyni stał plan usunięciawszelkich śladów przypominających Marlenę.Jednak nie znalazł odpowiedzi na pytanie, jak miałby się dostać do domu i nastrych niezauważony.W każdym razie pod żadnym pozorem nie mógł dać się odkryć.Nie mógł sobie pozwolić na żadne ryzyko.Caterina spózniała się, a że Malberg nie miał szczególnej ochoty na przebywanie wmieszkaniu z Paolem, który miał zaraz wrócić, wyszedł na ulicę, kupił sobie gazetę izasiadł w zacienionym ogródku pobliskiej trattorii.Obojętnie przeglądał wiadomości dnia w gazecie i popijał campari.Nagle poczuł,że jest obserwowany.Facet w średnim wieku, o opalonej twarzy i krótkoprzystrzyżonych, siwawych włosach, przyglądał mu się badawczo zmrużonymioczami.Robił wrażenie lekko zaniedbanego i pił jedno macchiato za drugim.Choć obcy wcale nie robił wrażenia niesympatycznego, Malbergo-wi wydał sięjakoś podejrzany.Pewnie, że nerwów nie miał w najlepszym stanie, bo zbyt wiele sięostatnio wydarzyło; poza tym musiał się liczyć z tym, że nie tylko policja goposzukuje.Z demonstracyjną swobodą kiwnął na cameriere, uregulował rachunek ijuż miał wychodzić, gdy nieznajomy wstał i podszedł do niego.- Scusi, signore - powiedział i przysiadł się do stolika.- Nie chciałbym byćnatrętny.- Czy my się znamy? - spytał Malberg z udawaną obojętnością.Nieznajomywyciągnął rękę ponad stolikiem.- Nazywam się Giaco-po Barbieri.Pan jest Niemcem?- Tak.Dlaczego pan pyta?- Dobrze mówi pan po włosku.Od dawna pan tu mieszka? Malberg pokręcił głową.-Jestem tu w interesach.- Rozumiem.- Dlaczego pana to interesuje?- Racja.Powinienem najpierw powiedzieć parę słów o sobie.Otóż jestemdetektywem albo chłopcem na posyłki, albo gorylem.Niech pan to nazwie, jak chce.Jeszcze rok temu byłem policjantem, opłacanym raczej marnie niż dobrze.Potemzrobiłem błąd.Albo lepiej rzecz ujmując, dałem się nakryć.Moja wina.W każdymrazie wyrzucono mnie na bruk z dnia na dzień.Od tamtej pory utrzymuję się napowierzchni dorywczymi zajęciami.A pan?-Jestem tutaj w celu zakupu starych książek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]