[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Więc pomyślałam dupą i z nim zostałam.Alesprawy zle się potoczyły dla mnie i mojego starego.Zaczął się uganiać za innymi kobietami, amnie prześladowała myśl, że to może być kara za sprzeciw wobec mateczki.Może miała racjęi Jezus rzeczywiście czeka na prawdziwie wierzących.Poza tym, bardzo za nią tęskniłam,nawet jeśli czasami lubię powłóczyć się jak dzika kotka.Przez pewien czas mieszkałam zinnym mężczyzną, ale on wcale nie okazał się lepszy od tego pierwszego.I wtedy, pewnegowieczoru, kiedy się modliłam, miałam wizję.To był Jezus we własnej osobie, zasiadający naswoim diamentowo-perłowym tronie, za Jego plecami śpiewające anioły, a wszystko skąpanew cudownym świetle.Powiedział mi, abym przestała grzeszyć i ruszyła śladami matki, adostanę się do Nieba.A więc wyruszyłam i oto jestem.Minęło wiele lat, bracie, i dużowycierpiałam, tak jak boży męczennicy.Jestem wykończona i chora, ale dotarłam aż tutaj!Wczoraj wieczorem znów się modliłam i przez krótką chwilę widziałam matkę.Poleciła mi,abym do ciebie dołączyła.Powiedziała, że nie jesteś dobrym człowiekiem, lecz nie jesteś teżzły.Znajdujesz się gdzieś pośrodku.Ale ja doprowadzę cię do światła i zbawienia, a wtedyrazem udamy się do Królestwa Niebieskiego, a Jezus obejmie nas i powita przy swoim troniechwały.Alleluja!- Alleluja, siostro! - odpowiedział Burton, który zawsze chętnie stosował się doreligijnych form, jednocześnie wyśmiewając ich treść.- Ale czeka nas długa, bardzo długa droga, bracie.Bolą mnie plecy od wiosłowania podprąd w moim kanoe, a słyszałam, że dalej panują głównie mgła i chłód, a wokół nie ma żywejduszy.Czułabym się bardzo samotna.Dlatego chcę przyłączyć się do ciebie i twoichprzyjaciół.Dlaczego nie? - pomyślał Burton.- Pomieścimy jeszcze tylko jedną osobę - odrzekł.- Jednak nie przyjmujemy na pokładpacyfistów, gdyż może nas czekać walka.Nie potrzebujemy bezużytecznego balastu.- Nie przejmuj się, bracie.Będę dla ciebie walczyć jak anioł zemsty, jeśli tylko stoisz postronie dobra.Kilka minut pózniej umieściła na pokładzie swój skromny dobytek.Tom Turpin,czarnoskóry pianista, początkowo ucieszył się na jej widok, ale potem odkrył, że złożyłaśluby czystości.- To wariatka, kapitanie - poskarżył się Burtonowi.- Po co ją przyjąłeś? Ma takie ładneciało, a nie pozwala się dotknąć.Chyba oszaleję.- Może ciebie też namówi na złożenie ślubów - odparł Burton i się roześmiał.Turpin nie widział w tym nic śmiesznego.Kiedy łódz ruszyła w dalszą drogę po czterodniowym - a nie dwudniowym jakplanowano - postoju, Blessed zaintonowała hymn.Potem wykrzyknęła:- Potrzebujecie mnie, bracie Burtonie, abym uzupełniła wasze szeregi.Było was tylkojedenaścioro, a teraz jest dwanaścioro! To dobra, święta liczba.Tylu było apostołów Jezusa!- Taak - mruknął Burton.- A wśród nich Judasz.Spojrzał na Ah Qaaqa, starożytnego majskiego wojownika, kieszonkowego Herkulesa,który zszedł na psy.Indianin rzadko rozpoczynał rozmowę, ale płynnie się wypowiadał, gdyktoś go do tego zmusił.Nie unikał także dotyku.Według Joego Millera, podczas wizyty uClemensa Tajemniczy Nieznajomy nie chciał, aby go dotykano, a wręcz zachował się tak,jakby Sam był trędowaty.Clemens sądził, że Nieznajomy, choć prosił mieszkańców Doliny opomoc, uważał się za istotę moralnie wyższą, którą zhańbiłby cielesny kontakt.Zachowanie zarówno Ah Qaaqa, jak i Gilgamesza nie wskazywało na to, by starali sięoni trzymać pozostałych na dystans.Wręcz przeciwnie, Sumeryjczyk zawsze stawał bardzoblisko swoich rozmówców, niemal nos w nos.Ponadto często ich dotykał, jak gdyby łaknąłbezpośredniego kontaktu.Jednak ta potrzeba bliskości mogła wynikać z wyrachowania.Etyk mógł dowiedziećsię, że rekruci zauważyli jego niechęć do dotyku, więc zmuszał się do bliższych kontaktów.Dawno temu agent Spruce powiedział, że on i jego towarzysze brzydzą się przemocą, ajej stosowanie ich upokarza.Nawet jeśli kiedyś była to prawda, to z czasem nauczyli się jakbyć agresywnymi bez okazywania niechęci.Agenci na obu statkach walczyli równie zażarciejak pozostali marynarze, zaś liczby ofiar Tajemniczego Nieznajomego, działającego jakoOdyseusz bądz Barry Thorn, nie powstydziłby się Kuba Rozpruwacz.Niewykluczone, że unikanie kontaktu cielesnego przez Tajemniczego Nieznajomegonie miało nic wspólnego z osobistymi odczuciami.Być może dotyk innej osoby mógłpozostawić jakiś ślad na psychice.Chociaż psychika chyba nie była tu właściwym słowem.Według Nieznajomego, na wathanach, czyli aurach, którymi promieniują wszystkie czująceistoty, można pozostawić coś w rodzaju odcisków palców, które utrzymują się przez dłuższyczas.A skoro tak, to Nieznajomy nie mógłby wrócić do wieży, dopóki odcisk nie zniknie.W przeciwnym razie jego towarzysze zobaczyliby ten ślad i zastanawiali się, skąd się wziął.Czy te spekulacje nie były zbyt dziwaczne? Wystarczyłoby przecież, aby TajemniczyNieznajomy powiedział pytającym, że wypełniał misję w Dolinie i został dotknięty przezjednego z jej mieszkańców.Ach! A jeśli nie wolno mu się było tam zapuszczać? Jeżeli miał alibi na swojenieobecności, lecz nie mogła nim być wizyta w Dolinie? W takim przypadku nie mógłby wprzekonujący sposób wytłumaczyć, dlaczego na jego wathanie znajduje się odcisk obcejosoby.Jednak ta teoria wymagała założenia, że odciski agentów lub Etyków w rozpoznawalnysposób różnią się od odcisków wskrzeszonych.Burton pokręcił głową.Czasami rozważanie tych tajemnic go oszałamiało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]