[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Połóż się, Evie, tylko najpierw mi powiedz: jeśli jesteś aż takąrozpustnicą, to czy zastanawiałaś się kiedyś, jak by to było, gdybyś siękochała, na przykład, z moim kuzynem Anthonym?Nie położyła się.Spojrzała na niego z taką urazą, jakby zjadł jejostatni kęs placka z wiśniami.- Zwariowałeś? Anthony jest miły i w jakiś sposób podobny do ciebie,ale.nie mogę myśleć, kiedy mnie tak dotykasz. Tak" oznaczało głaskanie kciukiem jej włosków i przesuwanie nimpo maleńkim pączku jej kobiecości.- W takich intymnych chwilach nie myślisz o nikim innym poza mną,prawda, żono?- Nie mogę myśleć.Dalej na mnie patrzysz.Owszem, zamierzał patrzeć, i to z bliska.Planował to od kilku godzin,od momentu, gdy asystował jej przy porannej kąpieli.- Prawdziwie rozpustna kobieta patrzyłaby na każdego mężczyznę jakna pretekst do seksu, Evie.Z trudem powstrzymywałaby się odflirtowania z każdym, kto nosi spodnie, albo nawet z niektórymi innymikobietami.Gapiłaby się na wszystkich: na służących, lokajów, na męża,jakby trapił ją głód, którego nie sposób zaspokoić.Deene pocałował ją, głównie po to, by ją wreszcie ułożyć na tymbiurku, ale kiedy otworzył oczy, zobaczył, że Eve przygląda mu się zuwagą.- A ty, Deene, interesujesz się innymi kobietami? Wyprostowałsię i podszedł do sofy po poduszki.Jedną rzucił napodłogę, sobie pod kolana - zamierzał jakiś czas klęczeć - a drugąpołożył na biurku.Ten taktyczny manewr był mu potrzebny, żeby dobraćodpowiednie słowa.- Pragnę tylko ciebie, Eve Denning, i nie potrafięsobie wyobrazić chwili, kiedy zapragnę kogoś innego poza tobą.Pragnęcię teraz, a za pięć minut będę cię pragnął jeszcze bardziej.Gorąco pragnęteż, żebyś żywiła podobne uczucia do swego małżonka.To, że jegowzględy sprawiają ci przyjemność, zaznaczmy, że wyłącznie jegowzględy, czyni cię oddaną żoną, kimś całkowicie odmiennym odladacznicy.Nie oszukał jej tym.Doskonale wiedziała, że powiedział tylkoczęściową prawdę.Poznał to po charakterystycznym przechyleniu głowy.Gdy ukląkł na kolanach między jej nogami, wdychając jej czysty, intym-ny zapach, zrozumiał, że nie odważy jej się powiedzieć, że ją kocha, dochwili, kiedy nie dowie się czegoś o samym sobie: mianowicie, jak da-leko będzie chciał się posunąć, by osiągnąć swój cel w sprawie Georgie.- Deene? - położyła mu dłoń na włosach.- Lucas, co ty, do licha.Dotknął wargami zródła jej rozkoszy, a potem przez długą chwilęw bibliotece słychać było jedynie trzask i syk ognia, i westchnieniakobiecej rozkoszy.Zapoznawszy żonę z jeszcze jedną miłosną techniką, Deene pozwoliłjej zadowolić siebie dłonią, była w tym naprawdę niezrównana.Potemoboje doprowadzili do porządku swoje ubrania, otworzyli drzwi i polecililokajowi stojącemu w holu, by przyniósł im coś do jedzenia.Małżeńskie obowiązki pobudzały apetyt.- Jedno mnie ciekawi.Choć Eve nie była tak nieskazitelnie ubrana i opanowana jaktrzydzieści minut wcześniej, mimo wszystko tchnęła atmosferądomowego spokoju.- Co cię tak ciekawi?- Czy wszyscy nowożeńcy są tak.entuzjastycznie nastawieni doobowiązków małżeńskich jak my?Wyczuwał niepewność w tym pytaniu i pożałował wcześniejszejwzmianki o dziedzicu rodu.- Najlepiej spytaj o to swoje siostry.Napewno umierają z ciekawości, co myślisz o małżeństwie i o mnie w rolimęża i kochanka.Uniosła brwi.- Na takie tematy nie dyskutuje się nawet z siostrami.- Oczywiście, że się dyskutuje.Jestem pewny, że twoje komentarzebędą pochlebne, więc nie ma mowy o złamaniu lojalności wobec męża.-Zmarszczył brwi.- Bo będą pochlebne, prawda?Rozpromieniła się.- Pełne adoracji, Deene.Fascynacji, oczarowania i satysfakcji.A dotego długie.Długie i treściwe.Poza tym masz rację.Sindal, Hazelton iKesmore potrzebowali dziedziców rodu albo dodatkowych dziedziców.Jestem pewna, że siostry chętnie zabawią się w porównywanie uwag.Wcale nie to miał na myśli.Mruknął pod nosem: Do diabła zcholernym dziedziczeniem", ale dalsze komentarze przerwało mu donoś-ne stukanie do drzwi.- Nasza służba wie, że kiedy jesteśmy za zamkniętymi drzwiami,należy do nich głośno pukać.To ci powinno wiele powiedzieć, żono.Spędzili popołudnie we dwójkę, w bibliotece.Eve zajmowała się księ-gami rachunkowymi, Deene próbował się skupić na terminarzu wyścigóww nadchodzącym sezonie.Ale głównie przyglądał się swojej ślicznejżonie.- Jutro wybieram się do Londynu, moja pani.Czy mam ci cośzałatwić?Podniosła wzrok.Miała na nosie okulary do czytania.- Nie lubisz tych wyjazdów, mężu.Pojechać z tobą? Sięgnął i zdjął jejte okulary.- Nie tym razem.Jeśli chcesz jechać po zakupy, chętniewybiorę się z tobą i będę za tobą dreptał po sklepach jak posłuszny sługa.Przez moment myślał, że Eve zacznie nalegać, ale jego rozmowa zDolanem musiała się odbyć bez świadków, a już na pewno nie takłagodnych i miłych jak jego markiza.- Znajdziesz czas przed wyjazdem, żeby się wybrać ze mną naprzejażdżkę, Deene?- Oczywiście.- Oddał jej złożone okulary.- Tak trudno ci było o topoprosić? Skinęła głową.- Powinnam po prostu wyjechać ze stajennymi na spokojny spacer wich towarzystwie, ale pewniej się czuję, kiedy jesteś ze mną na Bestii.Wydaje mi się, że Słodka lubi twojego wałacha.- A mój wałach ciebie.Wszystkie stworzenia w tej posiadłości są tobąoczarowane, żono, włącznie ze mną.Chciał się z nią podroczyć, ale jej poważny uśmiech powiedział jej, żedostrzegła prawdę w jego słowach.- Martwię się, Lucasie Denningu.- Odsunęła poduszkę i usiadła obokniego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]