[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Spóznia się. Zpiew za oknem umilkł, pozostawiając po sobie przykrą ciszę. Jak długo jeszcze? Parę chwil. Pozwolą jej się wyspowiadać? Oczywiście. Może i my się pomodlimy?  spytał nagle starzec. Jeśli taka twoja wola. Uklękniemy? Wszystko jedno. Jak mamy się modlić? Nie wiem. Może zmówimy Ojcze Nasz? Nic więcej nie pamiętam. Ojcze Nasz w zupełności wystarczy. Głośno? Razem? Jeśli taka twoja wola. Gawaine, ja chyba muszę uklęknąć. Ja postoję  rzekł potomek Orknejów. Zacznijmy więc.Ledwie wypowiedzieli pierwsze słowa swych niewprawnych błagań, z oddali, spozaplacu, zabrzmiał nikły głos trąbki. Czuj duch, wuju! Modlitwa zamarła w pół słowa. Jacyś żołnierze.Konni, jak się zdaje! Artur już zerwał się na nogi, już był w oknie. Gdzie? Słuchaj! Hejnał!Czysty, przenikliwy, radosny śpiew trąbki wdarł się już do komnaty.Król uczepił sięłokcia Gawaine a i szarpał z całej siły, wołając drżącym głosem: To mój Lancelot! Wiedziałem, że nie zawiedzie!Gawaine przecisnął bary przez wąską framugę.Król napierał na niego  też chciałwidzieć. Tak, to Lancelot! Cały w srebrze! Czerwony skos na srebrnym tle! To ci chwat! Patrz, co się dzieje!A było na co patrzeć.Na placu podniósł się tumult jak w filmie z Dzikiego Zachodu.Pospólstwo pierzchało na wszystkie strony.Strażnicy próbowali w pośpiechu dosiąść koni: każdy zjedna nogą w strzemieniu skakał przy kręcącym się w kółko rumaku.Ministranci ciskali kadzielnicami.Księża łokciami przepychali się przez tłum.Biskup,który chciał mężnie wytrwać na posterunku, został bezceremonialnie porwanyi uniesiony w stronę kościoła, a w ślad za nim fale tłumu pruł pastorał, wzniesionyniczym sztandar bojowy ręką wiernego diakona.Baldachim, który jeszcze przed chwilądzierżono nad kimś, albo nad czymś, tonął w tumulcie z przekrzywionymi drzewcami, jak Titanic na Atlantyku.Olśniewająca fala kawalerii zalała plac, z brzękiem metalui zgiełkiem trąb: kity na hełmach powiewały jak indiańskie pióropusze, miecze śmigałyunisono, niczym tryby osobliwej maszynerii.Opuszczona przez garstkę kapłaństwa, którew pośpiechu dopełniło obrzędów, Ginewra w białym giezle stała na stosie z mężnieuniesioną głową.Trwała jak posąg, przywiązana do wysokiego pala.Górowała nad całąsceną.U jej stóp kotłował się walczący tłum. Ależ szarżują, ależ bodą konie ostrogami! W szarży i tak żaden ci nie dorówna. Ach, nieszczęsny strażnik! Artur załamał ręce. Ktoś spadł z konia  zauważył Gawaine. To Segwarides. Ale bigos! Nikt się dotąd nie oparł szarży Segwaridesa, nigdy!  gorączkował się Artur. Coza cios! Już po Sir Pertilopie. Nie, nie, to Perimones, jego brat. Patrz, jak miecze łyskają w słońcu! Patrz na te kolory! Niesamowite, co? Brawo, SirGillimerze, świetny cios! Patrz lepiej na Lancelota!  skarcił go Król. Miota się jak w ukropie.Bach!Aglovale spadł z konia! Lancelot pędzi do Królowej! Priam go zatrzyma. Priam? Nonsens! Wygramy, Gawaine, powiadam ci: wygramy!Wielkolud obrócił się ku niemu, wyszczerzony od ucha do ucha. Jacy  my ? No dobrze, niech ci będzie, kapuściana głowo.Sir Lancelot wygra.O, już zbliża siędo Królowej! Patrz! Podaje jej suknię i płaszcz! Rzeczywiście. Mój Lancelot nigdy by nie pozwolił, aby moją Ginewrę widziano w koszuli. Wiadomo. Patrz, ubierają. Ona się uśmiecha. Kochane stworzenia, niech im Bóg błogosławi.Lecz cóż tam za rzez w piechocie!  Z przeproszeniem, już kończą. Lancelot nie uśmierca bez potrzeby.W tym względzie możemy mu ufać, prawda? Zwięta prawda. Kto tam leży pod koniem? Damas? Tak.Damas zawsze nosił czerwony pióropusz.Chyba szykują się do odwrotu.Ależsię uwinęli! Ginewra już siedzi w siodle.Znów rozległ się sygnał trąbki  lecz inny. Trąbią do odwrotu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl