[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pociąg stał krótko.Zdążyłam tylko umieścić walizkę na półce i otworzyć namoment okno, żeby się raz jeszcze pożegnać z zapłakaną matką.Stała naprzeciwotwartego okna z tragicznym wyrazem twarzy.Azy jej spływały pozaczerwienionych chłodem policzkach. Uważaj na siebie! zdołała jeszcze krzyknąć i nakreśliła w powietrzukrzyż.W tej właśnie chwili obłok białej, wilgotnej pary przesłonił jej postać zzawieszoną w powietrzu dłonią.Zamknęłam okno, rozglądając się po współtowarzyszach podróży.Sadowili sięi kręcili po przedziale holenderskiego wagonu, który stanowił w tym czasieszczyt luksusu i wygody.Osunęłam się wygodnie w siedzenie fotela.Przymknęłam oczy, myśląc jeszczeprzez chwilę o matce, Ewie i kłopotach pozostawionych za sobą.Powoli jednakudało mi się umknąć z rzeczywistości w marzenia.Przez wiele dni i nocy wyobrażałam sobie, jak to będzie, gdy się spotkamy.Przeżywałam różne sytuacje i zżywałam się z nimi.Odnajdywałam w nichspokój i radość.A teraz wkradał się niepokój i lęk.Odsuwałam go jednak odsiebie, przywołując na różne sposoby obrazy, do których tęskniłam, którychurzeczywistnienia pragnęłam.Upalne, cudowne lato nad morzem.Reginald trzyma mnie za rękę i biegniemypo chrzęstliwym piasku, przetykanym białymi smugami ostrych maleńkichmuszelek.Morze szumi, bryza wyrzuca na piasek galaretowate meduzy imaleńkie kraby.Nie trzeba nawet przymykać oczu, aby je ujrzeć w wyobrazni.Nakłada się na powszedni obraz.Szumi, zalewa sobą codzienność w autobusie,na ulicy, w szpitalu.Szumi i śpiewa jak wielka muszla przytknięta do ucha.Niepokoi i uspokaja.Jest nierzeczywiste rzeczywistością.Ktoś wychodząc na korytarz potrącił mnie w nogę i słowem przepraszam"obudził z marzeń.Katar utrudniał oddech, po plecach przechodziły fale chłodu igorąca.Sięgnęłam do torebki po pastylki przeciw grypie.Pani siedzącanaprzeciwko opowiadała przygodnemu sąsiadowi o córce zamieszkałej od czasuwojny w Holandii.Jechała do niej na zaproszenie, aby poznać swego pierwszegownuka. Niemcy wywiezli ją z powstania na roboty do zakładów Kruppa.zwierzała rodzinną historię młodemu człowiekowi.Przytakiwał grzecznie głowąi jadł spokojnie bułkę obłożoną plasterkami szynki. Tyle lat jej nie widziałam żaliła się teraz całemu przedziałowi, wędrując załzawionym wzrokiem potwarzach sąsiadów. Po dziecku roztyła się, jak widać z fotografii, a zawszebyła taka szczupła jak baletnica. Zaczęła szperać nerwowo w różnychprzegródkach przepaścistej torby z brązowej skóry, ale za chwilę przypomniałasobie, że fotografie schowała do walizki razem z dokumentami i dała spokój zprezentacją rodzinnych zdjęć.Młody człowiek skorzystał z okazji i szybko sięgnął po gazetę, więc westchnęłaz rezygnacją ale widocznie mnie upatrzyła sobie teraz na powiernicę, bozagadnęła z uprzejmym uśmiechem. Pani służbowo czy na zaproszenie? Jadę do męża odpowiedziałam krótko.Wymawiając słowo mąż", którekojarzyło mi się z Reginaldem i cudownym życiem w innym świecie, niemogłam zapanować nad uczuciem rozrzewnienia, jakie mną owładnęło.Uśmiechnęłam się więc ciepło, przyjaznie do gadatliwejkobiety.Rozumiałam ją, chociaż W tej chwili nic poza myślami o Reginaldzienie było w stanie mnie zainteresować.Wiedziałam, że roznosi ją radość na myśl ospotkaniu z córką i nie potrafi przeżywać swego szczęścia na cicho".Musiałamówić, kręcić się, aby rozładować w sobie napięcie.Jeszcze raz się do niejuśmiechnęłam. Wojenna rozłąka? zapytała, częstując mnie miodowymi cukierkami izapewniając, że bardzo pomagają przy przeziębieniu.Nie lubiłam pszczółek" oddziecka, ale sięgnęłam po jedną przytakując. Mój Boże, ile to rodzin ta przeklęta wojna rozbiła, ile nieszczęśćspowodowała, ile zła. westchnęła, wpatrując się we mnie z namysłem. Dopani, widać, los się uśmiechnął.Nie tak jak do mojej znajomej. zawiesiłagłos i rozejrzała się po współtowarzyszach podróży, jakby i od nich spodziewałasię zachęty do dalszych wynurzeń.W przedziale trwała cisza urozmaicona szelestem rozwijanych papierków zkanapek.Pomyślałam, że ludzie w podróży zadziwiająco dużo jedzą a tak nadobrą sprawę, to nic innego nie robią tylko ruszają szczękami, pobudzając innychdo tego samego. Pani mąż był na Zachodzie w wojsku? zapytała po chwili, grzebiąc wtorebce z lepiącymi się cukierkami. Tak.Nie widzieliśmy się przez wiele lat dodałam z czułym uśmiechem, boReginald od dawna był dla mnie kimś, kogo wydawało się, że znam odniepamiętnych czasów. Oby pani się wszystko dobrze ułożyło.Nie tak jak mojej znajomej. znówwestchnęła, krążąc wokół historii, którą koniecznie chciała opowiedzieć.Poczułam nieokreślony lęk.Poruszyłam się niespokojnie na ławce i sięgnęłampo chusteczkę do nosa. Najważniejsze, że jest, że żyje.Wszystko inne samo się ułoży odpowiedziałam szybko, zła na siebie, że dałam się wciągnąć w rozmowę.Byłoby przyjemniej zamknąć oczy i oddać się marzeniom. Ho, ho, to nie takie proste, jak pani myśli. Pobłażliwość zabrzmiała wgłosie.Obciągnęła na wydatnym biuście zieloną, wełnianą bluzkę zagranicznegopochodzenia. Pewnie prezent od córki" pomyślałam i zaraz wyobraziłam sobie, jak to jabędę wybierała w sklepach różne łaszki dla matki i Ewy. Czy pani wie, co przydarzyło się mojej znajomej? zadała retorycznepytanie i jeszcze raz omiotła wzrokiem pasażerów w przedziale.Kobieta podoknem, która przed chwilą zsunęła z nóg pantofle, teraz wyciągnęła z torby kotletschabowy i trzymając go w dwu palcach za wystającą kosteczkę odezwała się zzachętą w głosie: Niech pani wreszcie opowie.Posłuchamy.Czas prędzej zejdzie. Wbiłazdrowe, duże zęby w mięso i zagryzła bułką. To straszna historia westchnęła pani jadąca do córki i odkaszlnęła,przygotowując się do dłuższej opowieści.Oparłam głowę o ścianę przedziału.Była ciężka i obolała.Ktoś powiedziałgłośno, że do granicy jeszcze spory kawał drogi i że nim celnicy wejdąprzeglądać bagaż, to można będzie niejedną ciekawostkę usłyszeć.Na słowo celnicy" wszyscy się niespokojnie poruszyli na ławkach, zerkając na półki zpiętrzącymi się walizami.Kilka osób czuło się w obowiązku zadokumentowaćgłośno, że nic nie przewożą i że żadna kontrola im niestraszna.Mężczyznasiedzący przy drzwiach rzucił mimochodem, że kiedyś na granicy jakiemuśfacetowi cofnięto paszport i musiał wracać z powrotem.Nikt tematu nie podjął.Po chwili znów zaległa cisza, ale nie na długo.Kobieta w zielonym swetrze cośnapomknęła o strasznej historii, która według niej jest tak nieprawdopodobna, żegdyby nie chodziło ojej bliską znajomą to nie dałaby wiary opowiadaniu. Nie ma w życiu rzeczy niemożliwych.Sam się przekonałem wtrąciłsentencjonalnie pan spod okna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]