[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W moimwypadku nie bardzo było co szacować.ale i tak cena była zawysoka.Pomyszkowałem tu i tam, ale najwyrazniej oni wszyscyuważali, że turyści są po to, żeby z nich zdzierać.W końcuwylądowałem pod stołem na krzyżakach, grzebiąc w koszu zprzecenionymi, lekko poobtłukiwanymi egzemplarzami.- Te tutaj to strata czasu - mruknął Ksantus.- Jestem synem licytatora.Nauczono mnie, że czasami wpudle ze śmieciem tkwi prawdziwy skarb.- Och, ty jesteś pełen takich domowych mądrości! -wyszczerzył się do mnie.- Owszem, potrafię wypatrzyć zdrową rzepę.widzisz?Znalazłem ukryty głęboko półmisek, prawie bez spękańczy skaz powstałych podczas wypalania.Golarz przyznałłaskawie, że wytrwałość się opłacała; po czym ruszyliśmy,żeby znalezć kogoś, kto nam to sprzeda.Okazało się to nie takie łatwe.Sprzedawcy ceramiki wLugdunum mieli swoje sposoby utrudniania życia kutwom.Młodzieńcy przestawiający worki z mokrą gliną twierdzili, żenie mają pojęcia o cenach; mężczyzna przygotowujący świeżąformę był zbyt wielkim artystą, by bawić się w pośrednika;palaczom przy piecach było zbyt96gorąco, żeby chciało im się z kimś rozmawiać; a żonarzemieślnika, która zazwyczaj przyjmowała zapłatę, akuratzostała w domu z bólem głowy.- Zapewne nabawiła się go, zamartwiając się, co majązrobić z zarobionymi pieniędzmi! - szepnąłem Ksantusowi.Sam mistrz był chwilowo nieosiągalny.On i większośćjego sąsiadów zbili się w niezadowolony tłumek na dróżce dlawozów.Kiedy próbowaliśmy go wyłowić, trwała dysputa zprzepychankami.Kazałem Ksantusowi trzymać się z tyłu.Niewielka grupka gniewnych garncarzy, z rękoma ifartuchami upapranymi gliną, zebrała się wokół mówcy, któryostro odgryzał się dwóm mężczyznom usiłującymprzeforsować swoje racje.Widziało się tutaj o wiele więcejbród i bokobrodów niż podczas jakiegokolwiek zgromadzeniamężczyzn w Rzymie, ale poza tym niczym szczególnym się niewyróżniali.Ci dwaj, najgłośniej perorujący, tak jak miejscowimieli na sobie galijskie tuniki z chroniącymi szyje przedzimnem wysokimi, grubo zwiniętymi kołnierzami, ale nawierzchu nosili okrycia z pionowo wyciętymi otworami nagłowę, szerokimi rękawami i odrzucanymi do tyłu spiczastymikapturami.Obaj wywrzaskiwali jak ludzie, którzy przegrywająstarcie.Inni od czasu do czasu pokrzykiwali na nich, na ogółjednak stali, milcząc pogardliwie, jakby im nie zależało naprzedłużaniu awantury, bo racja i tak była po ich stronie.Robiło się gorąco.Wysoki gość, z dołkiem w brodzie iszyderczą miną, okazał się przywódcą miejscowych.Nie-spodziewanie wykonał sprośny gest w kierunku tamtychdwóch.Roślejszy z nich zamachnął się pięścią, ale po-wstrzymał go jego towarzysz, młodszy mężczyzna, ryżawy i ztwarzą pokrytą brodawkami.97Miałem nadzieję, że napięcie opadnie i będę mógł wreszciekupić swoje naczynie.Zdawało się jednak, że wszelkiedzisiejsze transakcje zostaną przypieczętowanezakrwawionymi nosami.Wręczyłem jakiemuś tubylcowi swójprezent dla mamy i pospiesznie się stamtąd ulotniłem,pociągając Ksantusa za sobą.- Falko, o co im chodziło?- Pojęcia nie mam.Kiedy jesteś w podróży, nigdy nie dajsię wciągnąć w żadne waśnie.Nie znasz ich historii, na pewnostaniesz po niewłaściwej stronie i w rezultacie obie stronyobrócą się przeciwko tobie.- Zostawiłeś swój półmisek!- Zgadza się - powiedziałem.I tak był krzywy.XIIIPodczas następnego etapu podróży wreszcie zaczęło się cośdziać.Nie byłem w najlepszym nastroju.Wizyta w wytwórniceramiki miała służyć rozrywce i odwróceniu uwagi odrzeczywistości, ale niestety wywołała innego rodzaju niepokój,ponieważ nie zrealizowałem zamówienia, za co oberwie mi sięod matki.Postanowiłem jednak nie poświęcać już więcejuwagi tym delikatnym sprawom; miałem własne kłopoty.Wisiało nade mną moje poważne zadanie.W Lugdunummieliśmy już za sobą jedną trzecią zaplanowanej trasy, aprzedtem odbyliśmy męczący rejs z Ostii do Massilii.Terazczekał nas ostatni odcinek i im bliżej byliśmy Renu, tymwiększe odczuwałem przygnębienie.Nie pierwszy to już raz byłem wstrząśnięty, że tak długo itak daleko trzeba wędrować, by przebyć Europę.- Więcej złych wieści, Ksantusie! Podróż rzeką ciągnie sięzbyt ślamazarnie.W tym tempie, zanim wykonam zadanie,zacznie się zima.Przenoszę się na koński grzbiet, którą tomożliwość daje mi cesarski dokument podróżny, więc ty, jeślichcesz się mnie trzymać, musisz wynająć sobie muła.Nie wyobrażajcie sobie, że Wespazjan wyposażył mnie wśrodki pozwalające mi brać konie ze stacji kurierskich tylko poto, by mi się wygodnie podróżowało; zapewne uważał, że takbędzie lepiej dla żelaznej Ręki.99Krajobraz się zmienił i wyglądał obco.Zamiast ogromnychitalskich willi z nieobecnymi właścicielami i setkaminiewolników, mijaliśmy skromne gospodarstwa dzierżawców.Nie hodowano tu owiec, tylko świnie.Było mniej gajówoliwnych, a winnice z każdą milą marniejsze.Przy mostachprzepuszczaliśmy konwoje z dostawami dla wojska; czuło się,że jesteśmy coraz bliżej strefy wojennej.Miasta wyrastały tu zrzadka.Było zimno, wilgotno i mroczno.Ksantus nabierał pewności siebie jako podróżnik, cooznaczało, że jako niańka tego idioty jeszcze bardziej niżprzedtem musiałem się mieć na baczności.Do szałudoprowadzała mnie konieczność wyjaśniania regionalnychzwyczajów za każdym razem, kiedy zatrzymywaliśmy się, byzmienić wierzchowce.Do tego wszystkiego zaczęło padać.-Wciśnięto mi jakieś fałszywe monety, Falkonie.pociętena ćwiartki i połówki! - poskarżył się.- Przykro mi, powinienem był cię ostrzec.Tu jużod dawna brakuje drobnych monet.Nie wykazuj sięignorancją i nie rób z tego problemu.Te kawałki sąużywane lokalnie, ale nie zabieraj ich do domu.Jeślikiedykolwiek tam wrócimy.- Byłem w takim ponurymnastroju, że szczerze w to wątpiłem.- Przyzwyczaisz się.Poprostu nie marnuj asa czy kwadransa i jeśli możesz zapłacićktórąś z większych monet, zbieraj drobne na pózniej, kiedy niebędą mieli czym nam wydać.Jak już im się całkiemkończą miedziaki, dziewczęta wydają resztę całusami,a kiedy tych im braknie.- Wzdrygnąłem się znacząco.- Wydaje mi się to głupkowate! - jęknął Ksantus.Prawdziwy golibroda.Nie chwytał dowcipów.Westchnąwszy w duchu, udzieliłem rozsądnego wyjaśnienia.- W armii zawsze płacono srebrem.Sestercje najłatwiej100transportuje się masowo, więc fiskus nigdy nie pomyśli, żebywysłać chłopcom kilka skrzyń drobniaków.W Lugdunum jestmennica, ale obywatelska duma każe im produkować tylko teduże błyszczące monety.- Chciałbym, żeby ceny też cięli na pół, Falko.- A ja chciałbym wielu różnych rzeczy!Mówiłem spokojnie, choć byłem bliski załamania.Chciałem, żeby przestało padać.Chciałem odnalezć Helenę.Chciałem się znalezć bezpiecznie w swoim mieście i dostaćzlecenie na pozbawioną ryzyka robotę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]