[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Raina spojrzała na nią miażdżącym wzrokiem.- Zapominasz się, wilku.- W jej głosie dało się wyczuć niskie war-czenie.- W żadnym wypadku - powiedziała Cassandra.- Zatem zejdz mi z drogi - warknęła.- Co miałaś na myśli mówiąc nasz gość"? - spytałam.Uśmiechnęłasię do mnie.- Jestem wspólniczką Jean-Claude'a w tym małym przedsięwzięciu.Nie wspominał ci o tym? - Z jej twarzy dało się wyczytać, że zna od-powiedz i sprawia jej to radość.- Zdaje się, że to mu umknęło - odparłam.- Skoro tak, dlaczego niejesteś częścią widowiska?- Jestem dyskretnym wspólnikiem - powiedziała.Przepchnęła sięobok Cassandry, ocierając się o mniejszą kobietę.Uklękła koło kanapy.- Jak się masz moja droga?- Po prostu chcę iść do domu - wyjąkała Karen.- Oczywiście, że chcesz.- Spojrzała na nią z uśmiechem.- Jeśli któ-raś z was mogłaby mi pomóc postawić ją na nogi, na zewnątrz czekataksówka, która zabierze ją dokądkolwiek sobie zażyczy.Naturalnie nakoszt klubu.A może wolałabyś wrócić z przyjaciółmi?Karen pokręciła przecząco głową.- Nie są moimi przyjaciółmi.- Mądrze z twojej strony, że zdałaś sobie z tego sprawę - powiedziałaRaina.- Tak wiele osób pokłada zaufanie w nieodpowiednich ludziach.- Wpatrywała się we mnie, kiedy dodała na koniec: - I staje im siękrzywda, albo coś gorszego.Anabelle odsunęła się od Rainy.Wpatrywała się w nas, ściskającswoją torebkę.Nie wydaje mi się, aby zrozumiała wszystko, co zostałopowiedziane, ale niewątpliwie nie bawiła się dobrze.Jeden dobry uczy-nek i już spotykała ją kara.- Możesz wstać? Czemu mi nie pomożesz? - Raina zwróciła się doAnabelle.- Nie, niech zrobi to Cassandra - powiedziałam.- Obawiasz się, że mogłabym zjeść twoją nową przyjaciółkę?Uśmiechnęłam się.- Zjesz cokolwiek, co nie jest w stanie uciec.Wszyscy o tym wiemy.- Jej twarz stężała, bursztynowe oczy zapłonęły gniewem.- Ostatecznie przekonamy się kto, co zje, Anito.- Pomogła kobieciewstać.- Jean-Claude powiedział mi, że mam cię ochraniać - wyszeptałaCassandra.- Upewnij się, że naprawdę wsiądzie do taksówki, która zabierze jądo domu.Potem możesz za mną chodzić przez resztę wieczoru, dobrze?Cassandra skinęła głową.- Jean-Claude'owi to się nie spodoba.- W obecnej chwili ja też nie jestem z niego zadowolona.- Trochę pomocy - powiedziała Raina.Cassandra westchnęła, ale wzięła Karen pod drugie ramię i razempomogły jej wyjść.- Co tu się stało? - zapytała Anabelle.Odwróciłam się do oświetlonego lustra, oparłam ręce o blat toaletki.Pokręciłamgłową.- To długa historia, a im mniej wiesz, tym będziesz bezpieczniejsza.- Muszę wyznać, że mam ukryty motyw.- Obserwowałam jej odbi-cie w lustrze; wyglądała na zażenowaną.- Nie pomogłam z czystej do-broci serca.Jestem dziennikarką, pracuję jako wolny strzelec.Zacyto-wanie Egzekutorki naprawdę pomogłoby mi się wybić.Znaczy się, mo-głabym wyznaczyć stawkę, szczególnie jeśli wyjaśniłabyś mi, co wła-śnie zaszło.Zwiesiłam głowę.- Reporter.Tego mi było trzeba.- Anabelle stanęła za mną.- To na parkiecie wydarzyło się na poważnie, prawda? Ten wampir,Damian, czy tak? On naprawdę zamierzał to z nią zrobić, właśnie tam,jako część występu.Obserwowałam jej twarz w lustrze.Rozsadzało ją podniecenie.Chciała mnie dotknąć.Jej ręce drżały z podekscytowania.To byłaświetna historia, jeżeli tylko ją potwierdzę.Nie wyszłoby to Jean-Claude'owi na dobre.Coś przemknęło przez oczy Anabelle.Zniknęła z nich część blasku.Kilka rzeczy zdarzyło się prawie jednocześnie.Anabelle wyszarpnę-ła moją torebkę, pasek urwał się, cofnęła się o krok i wyjęła pistolet zkabury wewnątrz spodni, zamaskowanej kamizelką.Drzwi się otworzy-ły i trzy roześmiane kobiety weszły do pomieszczenia.Jedna z nichkrzyknęła.Anabelle na ułamek sekundy spojrzała w tamtym kierunku.Wyjęłamnóż i odwróciłam się w jej stronę.Nie spróbowałam przejść tych dwóchkroków, które nas dzieliły.Uklękłam na jedno kolano i rzuciłam sięprosto na nią, dzgając nożem.Wbiłam go w jej brzuch.Pistolet poru-szył się w moim kierunku.Zablokowałam ruch lewą ręką.Niekontro-lowany strzał rozbił lustro.Cięłam w górę, tuż pod mostkiem, wbiłambroń jak najgłębiej, aż rękojeść dotknęła ciała i kości, poruszyłamostrzem do góry i na boki.Jej ręka zadrżała konwulsyjnie na spuście, padł kolejny strzał; trafiłw dywan.Tłumik sprawił, że każdy wystrzał zdawał się przyciszony,niemal rozczarowujący.Opadła na kolana - oczy szeroko otwarte, usta poruszające się niemo.Zabrałam jej pistolet.Mrugnęła, w jej oczach było niedowierzanie, po-tem nagle upadła, jakby podtrzymujące ją sznureczki zostały przecięte.Drgnęła dwa razy i umarła.Edward stał w drzwiach z wycelowanym pistoletem w ręku.Patrzyłna zmianę to na mnie, to na zwłoki.Zauważył nóż nadal sterczący z jejklatki piersiowej, pistolet z tłumikiem w moich dłoniach.Rozluznił się,opuścił broń.- Dobry ze mnie ochroniarz, nie ma co.Pozwoliłem, aby sprzątnęlicię w damskiej toalecie.Wpatrywałam się w niego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]