[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie oczekiwał od niego zrozumienia bard żadnąmiarą nie mógłby pojąć, że obowiązek herolda może mieć pierwszeństwo przedinnymi sprawami. Być może nic nie zmusi ciebie do opuszczenia mnie, ashke, ale nie byłomowy o tym, że ja nie miałbym opuścić ciebie, A nie mam wyboru. Potrafię zrozumieć, dlaczego musisz jechać: jedynie ty masz prawo prze-mawiać w imieniu króla.Ale dlaczego ja nie mogę jechać z tobą? Stefen mówiłcicho, bez śladu złości, czego spodziewał się Vanyel ale przecież Stefen byłbardem i zwykł panować nad modulacją swego głosu. Ponieważ jadę do Rethwellan.Nie lubią tam shay a chern.To mało powie-dziane.Gdybyś pojechał ze mną, prawdopodobnie odstawili by nas za swą gra-nicę i wypowiedzieli Valdemarowi wojnę za obrazę, jak.jak tylko by się o nasdowiedzieli. Vanyel zacisnął dłoń na ramie okna.Przepiękny póznojesiennydzień, wraz z ogrodem za oknem, zlały się w jego oczach w jedną rozmazaną pla-mę. Potrzebujemy tego traktatu, i to teraz, a ambasador Rethwellan zażyczyłsobie mnie w roli pełnomocnika Randiego.Chcę, żebyś był przy mnie, ale mójobowiązek wobec Valdemaru stoi na pierwszym miejscu.Przykro mi, Stef.Obejmujące go ramiona sprawiły, że zesztywniał z zaskoczenia. Ja też szepnął mu Stefen do ucha. Ale sam to powiedziałeś: Valdemarma pierwszeństwo.Jak długo ciebie nie będzie?Vanyel potrząsnął głową, nie wierząc własnym uszom. Chcesz powiedzieć, że nie masz nic przeciwko temu? Jasne, że mam! odparł Stefen, z nutą złości w głosie, której Van spodzie-wał się wcześniej. Jakże mógłbym nie mieć nic przeciwko temu? Ale bardowiewiedzą jedno: jak myśli herold.Od początku wiedziałem, że jeśli tylko będzieszmusiał wybierać między mną a swymi obowiązkami, ja przegram.Tacy już jeste-ście. Jego ramiona zamknęły się wokół Vanyela. Nie podoba mi się to ciągnął z cicha ale nie podoba mi się także to, że nie możesz mówić wprost domojego umysłu, a ja do twojego, i z tym też uczę się żyć.Ale, ale, nie odpowie-działeś mi, jak długo ciebie nie będzie.185 Około trzech miesięcy.Wrócę zimą. Cisza przeciągała się odrobinę zadługo jak na gust Vanyela.Próbował zmusić się do odprężenia.Stefen przesunął ręce na jego ramiona i zaczął mu delikatnie masować mięśnieszyi. Będę za tobą tęsknił powiedział w końcu. Wiesz o tym. Stef.przyrzeknij mi, że będziesz uważał. Van opuścił głowę i za-mknął oczy, zaczynając się odprężać, pomimo swych myśli. Jestem najbezpieczniejszą osobą w królestwie, zaraz po Randalu za-chichotał Stefen. Prawdę mówiąc, o wiele bardziej zależy mi, żebyś ty byłbezpieczny.Jeszcze jedno leży mi na sercu. Co takiego? Czy mogę mieć pewność, że dzisiejsza noc będzie tak pamiętna, iż wrócisztu na skrzydłach, gdy będziesz miał w kieszeni ten traktat? wyszeptał mu doucha. Gdyby Yfandes nie była taka wykończona pomyślał Vanyel, zamroczonyzmęczeniem i zimnem poprosiłbym ją, żeby biegła.Ach, no cóż.Posępne, szare chmury wisiały tak nisko, że przyprawiały go o klaustrofobię.Nieliczni podróżni, którzy znajdowali się akurat na drodze, wydawali się rów-nie przytłoczeni i wyczerpani jak on sam.Deszcz ze śniegiem padał z nieba odpoczątku dnia.Droga zamieniła się w grząską breję z błota i stopniałego śnie-gu, i nawet najbardziej odporny na wilgoć płaszcz po jednym dniu takiej podróżyprawie nie nadawał się do niczego.Około południa Van zatrzymał się w jakimśzajezdzie, żeby się trochę osuszyć i ogrzać, ale pół miarki świecy po wyruszeniuw dalszą drogę oboje, on i Yfandes, byli w takim stanie, że równie dobrze moglinie zawracać sobie głowy jakimkolwiek zatrzymywaniem się.Byli tak brudni, żeich wygląd wręcz uwłaczał Kręgowi Heroldów.Nikomu nie udałoby się nie ubrudzić w takich warunkach gderała Yfandes. Jak daleko jeszcze? Straciłam poczucie odległości.Na bogów, zamarzam.Sądzę, że w tym tempie za dwie godziny będziemy w Przystani powiedziałVanyel.Yfandes zadarła głowę z buntowniczym błyskiem w oku.Pal licho takie tempo rzuciła krótko. Jadę do domu inną drogą.Oznajmiwszy to, obróciła się na tylnych kopytach i przesadziła zaspy na wpółstopionego śniegu ciągnące się po obu stronach drogi.Vanyel z jękiem zdumieniazacisnął stopy na jej brzuchu i mocno chwycił łęk siodła.Próbował porozumiećsię z nią myślomowy ale ona nie słuchała.Po trzeciej próbie poddał się.Kiedybyła w takim humorze, nie było sensu się z nią targować.Oddaliwszy się od drogi dwadzieścia kroków, podrzuciła głowę, nozdrza jejsię wydymały.186Tak myślałam.W tym miejscu droga robi tę długą pętlę na południe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]