[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy słudzy, nawet chłopiecostrzący w kuchni noże, chodzili na palcach i uciszali się wzajemnieudając, że nie słyszą ryków dobiegających zza zamkniętych drzwikomnaty syna i dziedzica domu Montvertów. Jak śmiesz zamykać drzwi przede mną, własnym ojcem!Otwórz, powiadam, bo inaczej podpiszę dokument, aby zamkniętocię w Bastylii jako wyrodnego syna! Kiedy mówię otwórz, maszotworzyć!Pani domu złapała się za serce, opierając się na ramieniu ciem-nowłosej bladej córki, która pobożnie wzniosła oczy ku niebu, przy-ciskając do piersi pięknie oprawny modlitewnik.229  Czy ty nie widzisz, młody człowieku, że życie przecieka ci przezpalce? Kiedy byłem w twoim wieku, wstawałem o świcie i uczyłem sięrzemiosła! Języków, prawa, finansów! Posłałem cię do najlepszychszkół w Bolonii, w Montpellier, w Tuluzie i z każdej cię wyrzucili!A teraz noce spędzasz poza domem, całe dnie zaś przesypiasz!Odpowiedział mu cichy szmer. Nie szukaj wymówek! Aajdaczyłeś się w spelunach sześciu kra-jów! Z kim się zadajesz? Czy z ludzmi szacownymi, którzy mogą ci pomócw życiu? Czy też z synami nędznych oberżystów, zabijakami ze szkół szer-mierczych, zubożałymi i okrytymi niesławą wierszokletami oraz wszela-kiej maści hołotą zbiegłą spod szafotu? Do takich właśnie ludzi ciągniemój jedyny syn niczym zwichrowany magnes! Mamo  szepnęła młodsza siostra Mikołaja, kiedy ojciecumilkł, by zaczerpnąć tchu  czy mogę wziąć Bernarda, żeby towa-rzyszył mi na mszę? Nicpoń!  rozległo się na górze.Matka wzdrygnęła się. Ojciec kazał Bernardowi pilnować twego brata, żeby nie włó-czył się po szynkach i zamtuzach  wyszeptała w odpowiedzi. AMikołaj już wstał, nie słyszysz? Bo w ogóle to Mikołaj powinien iść ze mną do kościoła, a niejakiś sługa.Gdyby choć raz dał się namówić! Tak bym chciała, żebypewnego dnia za moim wstawiennictwem dostąpił łaski Bożej! Och, moja kochana, dobra córeczko, dlaczego Pan Bóg dał ci ty-le cnót, a twemu bratu ani jednej? Słowo daję, ten chłopak wpędzimnie do grobu! Gdyby tylko mama zdołała namówić ojca, żeby pozwolił miwstąpić do zakonu. Wiesz, że ojciec sobie tego nie życzy.Kto przedłuży ródMontvertów, jeśli twój brat.Boże, jak ja przez niego cierpię! W twoim wieku byłem już człowiekiem poważnym i od-powiedzialnym!  zagrzmiało z góry. %7łonatym! Miałem przed sobąprzyszłość! Jaką widzisz przed sobą karierę? Kondotiera? Płatnegozabójcy czy zawodowego szulera? No? Odpowiedz mi! Dobrze, ojcze.Rozpocznę nową kartę w swoim życiu.Na te słowa cały ruch w domu ustał.Matka i córka dyskretnie na-stawiły uszu i podkradły się do połowy schodów. Tak  ciągnął Mikołaj. Już od dzisiaj.Daj mi zgodę na ślub,a wezmę się za jakiś szacowny fach, na przykład prawo, jak sobiezawsze życzyłeś.Kobiety westchnęły z ulgą.230  Nie tak szybko, nicponiu! O ile pamiętam, nie ukończyłeś stu-diów prawniczych na żadnym z trzech uniwersytetów.Kto mi zagwa-rantuje, że je podejmiesz i nie zaczniesz znów hulać? Nie! Dość tego!Pójdziesz do terminu, jak Pan Bóg przykazał.W genueńskim bankukrewnych twojej matki nauczą cię fachu, a co do ślubu, owszem, wyswa-tam ci rozsądną, przyzwoitą dzieweczkę z bogatej i zacnej rodziny. Właściwie, ojcze, jest pewna panna. Co!? jak śmiesz!!! Myślałeś, że w ten sposób zdołasz mnie po-dejść?Pani Montvert i jej córka spojrzały na siebie oczyma rozszerzonymi zezgrozy. Jest piękna, wysoko urodzona, uwielbia mnie, a ja.ja takbardzo ją kocham, że zrobiłbym wszystko, nawet został bankierem,żeby tylko zyskać twe błogosławieństwo, ojcze. Chodziłeś w zaloty bez mego pozwolenia?! Ostrzegałem cię, że-byś nigdy więcej nie ważył się tego robić! Sam przecież mówiłeś, że powinienem nawiązywać znajomości zludzmi dobrze urodzonymi i wpływowymi. Mężczyznami, nie kobietami, idioto! Ona pochodzi z bardzo dobrej rodziny.Artaudowie z LaRoque-aux-Bois to szlachta miecza, bardzo stary i szacowny ród.Samakrólowa bardzo ją ceni. Co? Ty.ty.z tą kurtyzaną? Wiem o niej wszystko! Zwiadom, żeBóg pokarał mnie głupim synem, zasięgnąłem języka już wtedy, gdy po razpierwszy ujrzałeś tę kobietę, i usłyszałem dużo więcej, niż pragnąłbymusłyszeć! Jej kuzynka Matelina to urodzona lafirynda i bezustannezródło zmartwień swego dobrego męża! A ta twoja Sybilla jest od niej jesz-cze gorsza! Porzuciła dom i rodzinę i zamieszkała ze swą zepsutą ciotką, byzagarnąć spadek, należący wedle prawa do jej ojca! A teraz na dodatekma jakieś konszachty z dworem! Tajemnicze i bez wątpienia grzeszne!Obie panie Montvert były już u szczytu schodów, tylko załamanie ko-rytarza dzieliło je od spierających się mężczyzn.Zamarły w bezruchu,tak że słychać było niemal, jak rosną im uszy. Mój synu, mój synu, czyżbyś stracił nawet tę nędzną resztkęrozumu? Nie domyślasz się, dlaczego uwodzi cię kobieta tego pokroju?Kobieta, która usługuje królowej, pokazuje się publicznie, czyta swojewiersze i co gorsza, wydała książkę pod w ł a s n y m nazwiskiem? Chcemieć bogatego męża, którym mogłaby pomiatać, a zarazem przykrywkę231 dla swoich romansów, licznych jak gwiazdy na niebie.Tak właśnieprowadzą się damy dworu.Nie rozumiesz? One nie są takie same jakmy. Ojcze, to ty nic nie rozumiesz.Ona jest czysta, szlachetna, mówio rzeczach wzniosłych.Iskra zrozumienia, która zabłysła w oku bankiera Montverta, wjednej chwili rozpaliła się w pożar furii. Zatem odwiedzasz ją! Nie zaprzeczaj, czytam to z twojej twarzy!Odwiedzasz ją w sekrecie, bez mego pozwolenia! Od jak dawna, namiłość boską? Co jej obiecałeś? Czy jest brzemienna? Ojcze, ona jest cnotliwa i stała w uczuciach.Nie ma na świe-cie lepszej, pobożniejszej panny.Moglibyśmy razem być tacy szczęśli-wi. Mój Boże, czy ty nigdy się niczego nie nauczysz? Znówprawnicy, znów wydatki.Ile będzie mnie kosztować pozbycie się tejladacznicy? Ona niczego nie chce! Popatrz na mnie, nie widzisz? Toprawdziwa miłość! Nasze serca i umysły są jednym.Umrę bez niej! To przy niej po tysiąckroć będziesz konał śmiercią rogacza! O,nie, co za dużo, to niezdrowo.Ja, twój ojciec i twój pan, zamykam cięw tej komnacie, dopóki nie zrozumiesz, że masz tylko dwa wyjścia: alboudasz się do Genui i tam nauczysz się żyć uczciwie i wykonywać zawódodpowiedni do twojej pozycji, albo wsadzę cię do Bastylii jako łajdaka iutracjusza!Huk zatrzaskiwanych drzwi wstrząsnął całym domem.Dwieprzyczajone na schodach kobiety cichutko pierzchły na dół. Kto przybył? Angielski poseł?  Król Henryk zatrzymał się zestopą już w strzemieniu podtrzymywanym przez lokaja.Dziedziniec stajni w Fontainebleau pełen był koni, ujadały pod-niecone ogary  pół dworu wyruszało na łowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl