[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziałam, że wyjdziesz na ludzi, iproszę bardzo: jesteś lekarką.Jestem z ciebie dumna.Andrewnie powinien był wypuszczać cię z rąk.- To było dawno temu, Lottie.- Szczenięca miłość, wiem, wiem - odparła, machająclekceważąco dłonią.- Ale stanowiliście bardzo ładną parę.Pamiętam, jak wiele lat temu siedziałam na ganku Gwen iwidziałam was, jak wracacie z plaży.Złotowłosi, opaleni i zwiatrem we włosach.Tacy byliście śliczni, jak z obrazka.Wyglądałaś na szczęśliwą.A potem gwizdnęłaś i nadbiegłmały, ubłocony kundel.Powiedziałaś, że matka nie pozwoli ciprzygarnąć kolejnego zwierzaka i że chciałabyś, żeby ktoś sięnim zajął, zanim znajdziesz mu dom.- Matka Andrew prawie zemdlała - uśmiechnęła się Charlotte.- I oddała mi psa.Był moim wiernym kompanem przezsiedem lat.- Cieszę się, że znalazł u ciebie schronienie.- Charlotte odchrząknęła, zdając sobie sprawę, że Joeobserwuje ją w lustrze.- Miłość nie trwa wiecznie - stwierdziła Lottie.- Sama zakochiwałam się wiele razy i zawsze miałam z tegomnóstwo frajdy.- Wyszczerzyła się w uśmiechu.- Nie ma niczłego w byciu starą panną.Możesz robić, co chcesz i z kimchcesz, choć możesz bywać też samotna.Wszystko ma swojedobre i złe strony.- Oczywiście.- Znowu zeszły z tematu.- Lottie, muszęoczyścić swoje imię.Może przypomnisz sobie coś, co pomożemi znalezć złodzieja?- Czy szukanie złodzieja nie jest pana robotą? - zapytałafryzjerka, patrząc na Silveirę.- Staram się, jak mogę - odparł oschle.Lottie zezrozumieniem pokiwała głową.- Charlotte zawsze wyskakiwała przed szereg.Opowiadałapanu, jak zorganizowała pikietę przed barem Bucka?Joe uniósł brew.- Nie.Jak to było, aktywistko?- Nudy - wtrąciła Charlotte, lecz Lottie nie przejęła sięzbytnio.- To były wakacje.Stary, głupi Buck postanowił zatrudniaćtylko biuściaste kelnerki.Jedna z przyjaciółek Charlotte niedostała pracy, bo nie miała zbyt wiele do zaprezentowania,więc Charlotte zorganizowała pikietę.Skrzyknęła wszystkiedziewczęta z Zatoki Aniołów.Ustawiły się kordonem wokółbaru Bucka i nie pozwalały przejść klientom.Buck poniósłspore straty i ugiął się.- Wręcz obsesyjnie trzyma się tej strategii - stwierdził Joe.-Kiedy byłem u niego ostatnio, nie zauważyłem ani jednejkelnerki poniżej czterdziestki.- Nie dość, że jest szowinistą, to jest też skąpy.Dziewczynyszukają lepszej pracy.- Lottie zmierzwiła włosy Silveirypalcami.- Jak pan uważa, szefie? Wystarczy?- Jest w porządku - powiedział.- Charlotte? Co uważasz?Cholernie seksownie, pomyślała Charlotte.Nie mogła jednakpowiedzieć tego w towarzystwie Lottie.- Niezle.- Niezle? - prychnęła Lottie.- Ocknij się, dziecko.Wyglądacholernie seksownie!- W porządku, cholernie seksownie - poddała się Charlotte.- Ja myślę.Dziękuję, komendancie.Strzyżenie pana to czystaprzyjemność.Wiem, że wcale nie chciał pan się strzyc.Chciałpan zdobyć informacje.Ale w ten sposób każdy zyskał coś dlasiebie, czyż nie? - uśmiechnęła się Lottie.Joe wyciągnął z portfela dwa banknoty.- Wystarczy?- Prawie nic nie ruszyłam.Wydam panu resztę.- Dziękuję, nie trzeba.Dla mnie to także była przyjemność.- Dzięki, Lottie - dodała Charlotte.- Do usług.I nie zapominaj o mnie.- Nie zapomnę.- Wyszli z salonu.- Co o tym sądzisz? PaniGarcia nie dostała żadnego spadku.Mamy więc motyw.Orazokazję.- Ale nie mamy dowodu, Charlotte.- Co robimy?- Kupimy sobie kawę.Spotkanie z Lottie nie było całkowitąstratą czasu - oświadczył Joe.- Nie dowiedzieliśmy się zbytwiele o Edwardzie Worthingtonie, za to ja poznałem lepiejciebie.Ratowanie bezdomnych psów, organizowanie pikiet.Nie mogę zrozumieć, jak to możliwe, że Andrew cię zdradził.Zawahała się przez chwilę, uznała jednak, że może mupowiedzieć.- Powiedziałam mu, że go kocham.Nie wiedziałam wtedy, żeto najlepszy sposób odstraszenia od siebie chłopaka.- Chłopaki bardzo boją się miłości - potwierdził Joe.- No wiem, dostałam nauczkę.Nigdy więcej nie wyznałamnikomu miłości.- Nigdy? - Joe spojrzał na nią z ukosa.- Moje związki nie trwały wystarczająco długo, bym zdążyłasię zakochać.Joe otworzył przed nią drzwi do Jawajskiej Chaty.Zamówilikawę i zajęli stolik przy oknie.Siadając na krześle, Joeskrzywił się lekko.- Zakwasy? - zapytała Charlotte.- Niewielkie.Powiedz, że ty też masz - poprosił.- Ostrzegałam cię, że to będzie długa trasa, ale nie chciałeśsłuchać.Szczerze mówiąc, była dłuższa niż zwykle.Chciałamsię przekonać, w jakiej jesteś kondycji.- I jak mi poszło?- Niezle.- Bieganie za tobą przynosi mnóstwo satysfakcji -wyszczerzył się Joe.Charlotte się zarumieniła.- Nie możesz tak na mnie patrzeć, Joe.A już na pewno nie wmiejscu publicznym.Lottie pewnie już wisi na telefonie iwszystkim o nas rozpowiada.Spodziewam się, że nie chceszbyć obiektem plotek.Uśmiechnął się.- Plotki o tym, że jesteśmy parą, nie wydają mi się wcaleprzerażające.W dodatku pewnie wyprowadzą z równowagiwielebnego pastora.Jeszcze z nim nie rozmawiałaś, prawda?- Nie mogliśmy się zdzwonić.Ale to, czy z nim rozmawiam io czym z nim rozmawiam, to nie twoja sprawa.- Jasne.Joe wstał po kawę i Charlotte mogła chwilę odetchnąć.Naprawdę musiała porozmawiać z Andrew.Może wieczoremsię uda.Joe przyniósł kawę.Charlotte upiła łyk, ciesząc się jejsłodyczą.- Co wziąłeś?- Herbatę chai.- Moja ulubiona! Smakuje jak kwintesencja świąt.Joe upił łyk.- Rzeczywiście.Nigdy wcześniej o tym nie pomyślałem.Charlotte uśmiechnęła się ciepło.- A skoro już rozmawiamy o świętach, powiedz, co dostałeśod Mikołaja.- Izzy kupiła mi wędkę.- Wędkę? Nie wiedziałam, że wędkujesz.- Zdarzyło mi się kilka razy, jeszcze z wujkiem.Skoromieszkam tu na stałe, będę miał więcej możliwości.A ty?Lubisz wędkować?- Dla mnie to trochę za nudne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]