[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O Allachu! Ile też straciłem! Pomyśl tylko,dziesięć lat życia! Ile w tym długim czasie mogłem zrobić, ileprac wykonać! Dreszcze mnie przechodzą na myśl o tym,czego nie dokonałem! Jak sądzisz, effendi, czy szachinszachbędzie mnie uważał za nieży-ją~go?- Nie mogę dać ci na to pewnej odpowiedzi.Możliwe, a nawetprawdobodobne jest, że uznał cię za martwego, ale też możliwejest coś wręcz przeciwnego.Pomy~l tylko, ilu Persów przybywado Mekki! Bardzo możliwe, że cię ktoś widział, a ponieważbyłeś w Ii;heranie znaną osobistością, której zniknięciewywołało wielkie poruszenie, może o twoim pobycie tutajzawiadomił twego władcę.- I co.co wtedy zrobił szach?- Nic.Musiał sobie powiedzieć, że twoje zniknięcie było celowe iże kiedy przeczytałeś jego wezwanie i nie wróciłeś, nie chceszgo już znać.- Effendi!- starzec spojrzał na mnie z przerażeniem: Chyba mójwładca nie będzie mnie uważał za takiego niewdzięcznika? Ajednak, jak sobie pomyślę, muszę przyznać ci rację.Szach mógłtak albo podobnie o mnie pomyśleć.Effendi, kiedyodjeżdżamy? Poju-trze, jutro?Roześmiałem się.- 1 dk prędko, jak ci się zdaje, stąd nie odjedziemy.Zaszłysprawy, które nas co najmniej na kilka dni zatrzymają w Mekce.Teraz opowiedziałem jemu i Persowi o tajemnym przejściu iplanie Ghaniego, ale tylko tyle, ile uważałem za stosowne, apotem był już najwyższy czas, by udać się na spoczynek, jeśliranek nie miał nas zaskoczyć przy rozmowie.Ostatnimwychodzącym był Halef.Stał już w drzwiach, ale potemzawrócił jeszcze raz.- Sidi, mogę ci jeszcze coś powiedzieć?- Iak, jeśli nie potrwa to długo! Chciałbym się położyć.- Niech B6g ci dopomoże! Jak możesz jeszcze myśleć o śnie!152Co do mnie, wiem na pewno, że dziś nie zmrużę oka, przeżyciawczorajszego dnia kotłują mi się w głowie.Ale nie wyśmiejeszmnie, jeśli powiem coś głupiego?-Ani mi to w głowie! Czy znasz mnie od tej strony?- Nie, tak tylko zapytałem - rzekł usprawiedliwiając się.- Wiesz,sidi, wczoraj kilkakrotnie przypomniałem sobie, co Ben Nur nawidok Mekki powiedział na temat zaświatów.Powiedział, żejest niemożliwe, by dusza, która jak garnek z truciznąnapełniona jest nienawiścią i nieprzejednaniem, mogła się pośmierci zmienić, a z drugiej strony nie ma powodu doprzypuszczefi, że miłość, najcudniej-sza siła duszy, kończy siępo śmierci.Czy dobrze to zapaWiętałem, sidi?- 1 dk, mów dalej.- Wtedy nie bardzo to zrozumiałem, ale teraz, kiedy porównałemtego łotra Ghaniego, na którym kiedyś nawet diabeł sobie zębypoła-mie, z Persem lub Munedżim, wydaje mi się to zrozumiałe.O ~1llachu! Co za różnica! Wydaje mi się, jakby Ghani stał pojednej stronie, a Rosjanin po drugiej stronie przepaści, któi~ajest tak szeroka, że żaden most nie może być nad niąprzerzucony, nawet gdyby był tak długi, że sięgałby od Ziemido Księżyca.No i pomyślałem sobie, jeśli to tak wygląda, żezaświaty są tylko dalszym ciągiem tego świata, tyle że wnieskończenie wyższym stopniu.to.to.- No i co wtedy- popędzałem go.- Ib właściwie błędem byłoby mówić, że dopiero po śmiercinastaje wieczność, przecież już teraz żyjemy otoczeniwiecznością.Tylko tego nie spostrzegamy, tak jak motyl niema pojęcia o słońcu i go nie widzi, póki jest w kokonie i dopieroze zdziwieniem mruga oczami, kiedy rozpadnie się otoczka, ijego skrzydła po raz pierwszy błysną w świetle.Sidi, czy mamrację?- Drogi Halefie, to co powiedziałeś, wcale nie jest złe i mogę citylko oświadczyć, że tę samą myśl przed tobą wypowiedziałpewien wielki chrześcijafiski uczony, tylko nie tak prosto, jakty, drogi153Halefie.Gdybym tego jeszcze nie wiedział, tobyś mnie teraz otym przekonał.Twoje porównanie z kokonem otworzyłoby mioczy, a twój mrużący oczy motyl oszołomiłby mnie.- Widzisz, jednak śmiejesz się ze mnie.Co mogę poradzić, żepoza mną istnieją jeszcze inni wielcy ludzie? Ale widzę, że zczłowiekiem, który chce się przespać, nic się nie da zrobić,podobny jest do zwinię-tego jeża, od którego wystawionychnieprzyjaznie kolców nie odbije się nawet pieśń słowika. Ibteżidę, niech noc twoja będzie błogosła-wiona.Ach, Ghani,życzę.życzę.nie, nie życzę mu piekła, choć zasłużył na niestokrotnie, ale za to niech Allach uszczęśliwi jego noc setkamitysięcy pcheł.Z tym pobożnym życzeniem odszedł, a ja wyciągnąłem się w po-ścieli, by choć przez kilka godzin zażyć snu.Ale nie udało mi się.Właśnie miałem wpaść w objęcia Morfeusza, gdy spłoszyło mniegłośne pukanie do bramy.Co to było? Kto przychodził o takpóznej porze i czego chciał? Usiadłem i nasłuchiwałem.Bramęotwarto i doleciały do mnie ściszone głosy.Potem usłyszałemkroki w hallu, zatrzymały się przed moimi drzwiami, ciche,niemal nieśmiałe puka-nie czubkami palców wskazywało, żepózna wizyta dotyczy właśnie mnie.Wstałem i otworzyłem drzwi.Przede mną stał Haddedihn, który trzymał straż, w ręku miałglinianą lampę.U jego boku, nie wierząc własnym oczom,ujrzałem Auna er Rafiqa, wielkiego szarifa we włas-nej osobie,ale w zwykłym ubraniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]