[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siły niemieckie dowodzone przez Fedora von Bocka miały wkroczyć do Pribałtyki, a pozajęciu Dyneburga skierować się w stronę Rosji.Druga część, w sile 60 dywizji zgrupowanaw rejonie wołyńskim, zamierzała skierować się na Ukrainę.Oczywiście poszczególnedywizje niemieckie znalazły się w składzie frontów narodowych, np.pancerna dywizjaGuderiana uderzając wspólnie z Rumunami od strony Czerniowiec, miała zamknąć siły sowieckie na Ukrainie w kotle humańskim.W tym samym czasie generał Kesselring wespół z Bułgarami przygotował szturm naOdessę.Czytałem z wypiekami na twarzy, przelatywałem całe strony, nie mogąc doczekać cobędzie dalej.Miałem wrażenie, że jestem na polach tamtych bitew, kibicowałem moimrodakom, nawet jeśli czułem dwuznaczności antykominternowskiej koalicji.Ale czy to byli ci naziści i ten Hitler, o którym uczono mnie w szkołach i dokształcanofilmami oraz serialami? Zauważyłem, że Niemcy, zapewne pod naciskiem koalicjantów,wyraznie zmienili charakter konfliktu - z wojny agresywnej na wyzwoleńczą.Inaczejprzebiegała, przynajmniej we wstępnej fazie, polityka narodowościowa.Rozwiązywanokołchozy, dzielono ziemię między chłopów, wspierano kiełkujące jak grzyby po deszczusamorządy i władze lokalne.Jeśli mordowano %7łydów, to dopuszczając do samosądówprzeprowadzanych przez miejscową ludność na działaczach partii i funkcjonariuszach NKWD.- Widzę, że bardzo się pan zaczytał, panie Marku - powiedział wuj Benedykt.Wszedł tak cicho do gabinetu, że zagłębiony po uszy w lekturę w ogóle tego niezauważyłem.Szybko zatrzasnąłem książkę jak uczniak przyłapany na gorącym uczynku.- Odświeżałem sobie pamięć - bąknąłem.- A przy okazji, kiedy dokładnie zginęła moja.znaczy pana siostra?Przez twarz Garwolińskiego przeleciał bolesny tik, ale odpowiedział natychmiast.- 12 czerwca 1940 roku podczas boju pod Mohylowem, na parę dni przed zajęciemSmoleńska.Miałem ogromną ochotę pytać jak dalej potoczyły się losy wojny, choć to, co widziałemdookoła wskazywało, że dla Polaków okazały się nader korzystne.Wujek Benek musiał chyba czytać w moich myślach, bo rzekł z własnej inicjatywy:- Ach, ta wojna! Nie uwierzy pan, ale do zainteresowania się historiami alternatywnymiskłoniły mnie osiągnięcia autorów-młodzików zgrupowanych wokół pisma  BezkresyFantazji".Jednym z tematów, które wyjątkowo chętnie poruszają, są odmienne scenariusze dlalat czterdziestych.Niekiedy tak fantastyczne, jak pakt Hitlera z Sowietami, który kończy sięrozbiorem Polski.- Uważa pan, że to niemożliwe? A gdyby w 1938 roku na czele Polski stał nie Piłsudski,tylko Mościcki i Sławoj Składkowski?Uśmiechnął się.- Widzę, że łyknął pan bakcyla zabaw alternatywnych.Jak już powiedziałem i mnie tofascynuje, ale we wszystkim trzeba zachować umiar.Kiedy czytam w opowiadaniach młokosanazwiskiem Zajdel o przemysłowej likwidacji europejskich %7łydów za pomocą gazu wspecjalnie budowanych komorach.- Sądzi pan, że Hitler nie był do tego zdolny?- To zależy od okoliczności.Obsesje Adolfa są znane i obaj wiemy co zamierzał zrobić wmaju 1945 roku tuż przed swoją śmiercią.Ale co innego to zrobienie zagłady za jednymzamachem, zbudowanie całego przemysłu eksterminacji.To wydaje mi się, nawet biorąc pouwagę cały niemiecki perfekcjonizm, nieprawdopodobne.Miałem na ten temat inne zdanie, a o  zagładzie za jednym zamachem" nie wiedziałem niczgoła, więc na wszelki wypadek potakująco skłoniłem głowę.- Ale jeśli przyjmiemy to jedynie za intelektualne igraszki, w życiu realnym za niemożliwe, możemy fantazjować ile wlezie! - zakończył wujek.- A więc nie wierzy pan w historie alternatywne, które sam pan opisuje? - zdumiałem się.- To nie kategoria wiary.Jako empiryk wierzę jedynie w to, co jest sprawdzalne, czyniącwyjątek dla Pana Boga i życia pozagrobowego.Chociaż czasami tak niewiele potrzeba, abyskierować życie człowieka na zupełnie inne tory.Pomyślałem o nim samym w mojej rzeczywistości - zgaszonym biuraliście wegetującym wnarożnym pokoju na ulicy Ayska z Pokładu Idy i tym, siedzącym teraz przy mnie -zrealizowanym człowieku sztuki, zamieszkałym w pałacyku zaledwie kilkadziesiąt metrówobok starego domu.Cóż mogło go tak odmienić? Miałem zamiar pociągnąć go w tej kwestii za język, aleokazało się to niepotrzebne.- Na przykład ja.- Energicznie wychylił od razu połowę drinka.- Niewiele zapowiadało,że będę tym, kim jestem.Wychowany pod kloszem, chorowity, zakompleksiony, stanowiłemznakomity materiał na starego kawalera.- Zaśmiał się ubawiony własna koncepcją.- I możebym nawet takim został, jednak śmierć Zojki zmieniła wszystko, obudziła we mnieniespodziewane pokłady gniewu i determinacji.Postanowiłem iść do wojska.- Pan? - zawołałem zdumiony.- Reaguje pan dokładnie jak moja rodzina.Kiedy oznajmiłem im mój zamysł ojciec sięroześmiał, a matka uznała, że zwariowałem.Oczywiście do służby liniowej mnie nie przyjęlize względu na płaskostopie i ogólnie słaby stan zdrowia.Ale dostałem przydział do siłpomocniczych.Pewnie ze względu na moje zdolności plastyczne skierowano mnie do służbykartograficznej.W każdym razie dostałem mundur i broń.- I pana matka zgodziła się na to?- Musiała! Oczywiście były łzy i grozby, że jej serce tego nie wytrzyma, ale nieodpuszczałem.A kiedy wreszcie zaczęła lamentować, że nie może stracić swego ostatniegodziecka, wtrącił się milczący dotąd tata:  Było urodzić więcej dzieci!".Sformułowanie dośćokrutne okazało się skuteczne.Po krótkim przeszkoleniu trafiłem do %7łytomierza, gdziemieściło się centrum zwiadu lotniczego i Wschodni Instytut Kartografii.Tam przeżyłem swójchrzest bojowy.Pod każdym względem.Rozumie pan, co to oznacza?- Nie do końca.- Abstrahując od udziału w potyczce z jakąś bandą maruderów, nauczyłem się używaćżycia.Zna pan zapewne określenie  co nas nie zabije, to nas wzmocni!"? W krótkim czasiewyleczyłem się ze wszystkich kompleksów.Na przykład względem kobiet.Wcześniejsądziłem, że ich zdobywanie wymaga urody.%7łytomierz przekonał mnie, że są inne atraktanty -mundur, władza, pewność siebie, a przede wszystkim pieniądze.A z sukcesem jest jak z jazdąna rowerze - tego się już nie zapomina.W %7łytomierzu zacząłem malować obrazki z wojny,portreciki kolegów, połknąłem też bakcyla fotografii i rychło dopracowałem się technikiłączonej, którą nazwałem fotopinksem.Ale co ja będę pana zamęczał? Z wojska wyszedłem zrenomą niezle zapowiadającego się malarza, co ugruntował mój pobyt na placówce weWłoszech, gdzie trafiłem do salonu Eddy Ciano.- Wdowy po ministrze Włoch?- Jakiej wdowy? - przerwał mi szybko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl