[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wpadały do oczu, ust i nosa, wpełzały do uszu i zakoszulę.Wyżej całe roje podobnych, ale nieco większychowadów polowały na ptaki, które przyleciały tu nieroz-tropnie z otaczających Berlin pól.Jak ludzie mogli pozostaćbierni wobec tej przerażającej przemiany? Jak mogli nato patrzeć i nic nie robić?Tak jak zawsze, powiedział sobie w duchu.Kiedy niemogli przymknąć oczu, odwracali głowy.Ale niedługo niebędzie gdzie się odwrócić, wszystko zostanie wypaczone.Sto czternaście na osiemdziesiąt siedem.Nie spodziewał się podwójnego grobu.Nie wiedziećczemu założył, że Dieter Veller, tak jak on, był samotni-kiem.Amelia Anna Veller.Ukochana żona.Dieter Veller.Wierny obywatel, patriota i sługa ojczy-zny.Oboje zmarli w 1943 roku.Westchnął.- Czy mnie też wystawią taki nagrobek?- Myślę, że to zależy.Reiner odwrócił się błyskawicznie, dobywając termo-strahla.Na ścieżce, którą przed chwilą przyszedł, stałmężczyzna spowity w szary, wojskowy płaszcz.Głowęzasłaniał mu szeroki kaptur, zbyt duży, żeby uznać go zaczęść oficjalnego munduru.Spod kaptura spływał grubyciemnozielony szal.Reiner dostrzegł, że nieznajomy niejest uzbrojony.Z długich rękawów wystawały puste dło-nie, obwiązane grubymi, pożółkłymi od jodyny banda-żami.- Zledzisz mnie?- Dłużej, niż pan myśli.- Głos był przytłumiony, jakbymężczyzna mówił przez warstwę waty.- Ale wszystko jestw porządku, bo widzę, że pan również mnie szukał.-Kaptur nieznacznie skinął w stronę nagrobka.- Dieter Veller? Doprawdy?Nieznajomy zaśmiał się lub zakaszlał, Reiner nie po-trafił odgadnąć.- W innym życiu.Posługiwanie się tym imieniem terazbyłoby kłopotliwe.Ostatnimi czasy preferuję, kiedy lu-dzie zwracają się do mnie prościej.- Trup? - podsunął bez cienia wesołości Reiner.- Upiór.Przemykam się w ciemności i skrywam twarzza maską.- Tak, teraz nie było wątpliwości, pod kaptu-rem twarz nieznajomego zasłaniała jakaś metalicznaprzesłona.- Jak Upiór z Opery, rozumie pan.Wybitnedzieło sztuki.I adekwatne, symbolizm jest bardzo ważny.Mówię oczywiście o oryginale.Ewentualnie o filmie, tymz 1925 roku.Ten z zeszłego był koszmarny.Reiner powoli dochodził do wniosku, że jeśli nawet byłto rzeczywiście Dieter Veller, to część jego jazni zostałapogrzebana tu obok, dwa metry pod ziemią.- Milczysz, przyjacielu.Czyżbyś miał zostać moimPersem? Nie, nie odpowiadaj, widzę, że nie masz pojęcia,o czym mówię.- Jeśli idzie o sztukę, jestem zupełnym ignorantem.- I zdajesz się być z tego dumny.- Nie przypominam sobie, kiedy przeszliśmy na ty -prychnął Reiner.- Mam uwierzyć, że jesteś tym, za kogosię podajesz? Na jakiej podstawie?- Akt wiary z samej definicji nie wymaga dowodów.Co jest dla mnie dość wygodne, bowiem żadnych nie po-siadam.- Mężczyzna w masce postąpił krok do przodu.- E-e-e! - Reiner pomachał pistoletem.- Tak dobrzesię jeszcze nie znamy.Stój tam, gdzie stoisz.- Determinacja, ślicznie.Cnota, jeśli idzie w parze zrozsądkiem.Niestety, tego ostatniego zdajesz się posia-dać deficyt.Nie rób takiej zdziwionej miny, widziałem ciępoprzez Oko Zwiata.Nosisz w sobie młodego boga.Reiner myślał gorączkowo.Aziz wspomniał coś o ja-kiejś obecności, która zwróciła na nich swą uwagę, alemówił o niej jak o zagrożeniu.I może właśnie dlategopowinien zaufać zamaskowanemu mężczyznie.- Nie z własnej woli.- Postanowił zmienić temat.- Coci się stało? - Lufą pistoletu wskazał na bandaże owiniętewokół dłoni mężczyzny.- To? Prawdę powiedziawszy, to tylko gra świateł icienia.To znaczy w metaforycznym sensie tego słowa.Nie, prawdziwe pytanie powinno brzmieć, co ci się stało tu - mówiąc to, mężczyzna teatralnie zamachał dłoniąprzed zakrytą kapturem twarzą.- A odpowiedz brzmiała-by: To długa historia, powinniśmy porozmawiać w ja-kimś bezpieczniejszym miejscu.Tutaj ściany mogą miećuszy.I to wcale nie w sensie metaforycznym.Reiner nie ruszył się z miejsca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]