[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A to cwaniaki! - wyrwało mu się.- Ty też uważasz się za cwaniaka i mądralę.Jeśli tak jest, to spróbuj mi odpowiedzieć,dlaczego wciąż przegrywasz?Lekceważąco machnął ręką.- Mam pecha, proszę pana.- Nie, kolego.Po prostu jesteś jak człowiek, który już wyrósł z ubrania; kiedy tylkozrobi jakiś szybszy ruch, ono pęka w szwach.Dlaczego odebrano ci dowództwo w bandzie?- Roman intrygował przeciw mnie.- Nie, mój drogi.Aby dowodzić bandą chuliganów, trzeba być wśród nichnajwiększym chuliganem.A tobie - nie wiem z jakich względów - ale przestało toodpowiadać.Chciałeś dowodzić bandą - tylko żeby ta banda nie kradła i nie chuliganiła.Poprostu nosisz już nie swój kostium.Pora go zmienić, przyjacielu, na inny.- Do czego pan zmierza?- Wacek Krawacik i Brodacz zobowiązali się wziąć pod opiekę Romana.Ja mogęzrobić to samo w stosunku do ciebie.Podpiszę zobowiązanie, że biorę cię na okres lata, no,nazwijmy to, w charakterze adiutanta.Mam w tych stronach pewne zadanie do spełnienia ipotrzebuję pomocników.Zapowiada się kilka fajnych przygód.- Pan jest.z milicji?- Nie, chłopcze.Z muzeum.Widać było, że z największym trudem powstrzymał się, aby nie parsknąć śmiechem. - No, tak - westchnął kpiąco.- Powinienem się domyślić po tym pańskim muzealnymsamochodzie.A może - ożywił się - pan z muzeum archeologicznego? Słyszałem odchłopaków, że kilku z nich pracowało u archeologów na wykopaliskach.Pan może potrzebujerobotników?- Nie jestem archeologiem tylko historykiem sztuki.Znowu się rozczarował.- No, więc jak? Podpisać zobowiązanie? - zapytałem.- Jak pan chce, panie muzealnik - odrzekł lekceważąco.- Wolę być pana adiutantem,niż siedzieć w celi albo wrócić do Warszawy.- Ale pamiętaj.Będziesz robił tylko to, na co otrzymasz ode mnie zezwolenie.Jeszcze raz wzruszył ramionami:- To się wie, panie muzealnik.Będę grzeczny jak baranek.Nudy się tylko boję.Imorałów.Zbyłem milczeniem jego docinki i wyszedłem na korytarz, aby odszukać porucznika.Porucznik wygłosił do Franka dość długie przemówienie, z którego wynikałoniezbicie, że choć za chwilę chłopak znajdzie się na wolności, to jednak śledztwo przeciwniemu toczyć się będzie w dalszym ciągu, jest bowiem podejrzany o współudział w zabiciuowcy oraz kradzieży lampy gazowej wraz z butlą turystyczną.- Z dobrego serca radzę ci - zakończył swoje wywody porucznik - abyś od tej chwilizachowywał się jak najprzyzwoiciej.Najlepiej zrobisz, biorąc się do uczciwej roboty.Jeślizdobędziesz się na właściwą postawę, będzie to miało duży wpływ na tok śledztwa przeciwtobie.Po pięciu minutach szliśmy z Frankiem do wehikułu.Aż drgnął, zobaczywszy Bronkę.A ona, o dziwo, zamiast okazać ogromną radość, czego można się było spodziewać, bardzochłodno przywitała się z chłopakiem. Mądra dziewczyna - pomyślałem.Zaczęła sobiezdawać sprawę, że dotychczasowy jej zachwyt dla jego postępków tylko go rozzuchwalał.- Podpisałem zobowiązanie, że odtąd Franek przestanie być włóczęgą, a będziepomocnikiem w moich poczynaniach.Czy nie masz nic przeciwko temu, żeby przyłączył siędo nas? - zapytałem Bronkę.Spojrzała na chłopaka niemal pogardliwie.- Oby tylko nie nadużył pańskiego zaufania, jak to zrobił z moim - odpowiedziała.Franek zaczerwienił się, jakby ktoś dał mu w gębę.Nie odezwał się jednak i usiadł natylnym miejscu wehikułu, bo Bronka zajmowała miejsce obok mnie.- Zjemy obiad - zdecydowałem.Podjechałem do restauracji  Kormoran znajdującej się już prawie za miastem, wnajbliższym sąsiedztwie osiedla kempingowego.Restauracja mieściła się nad samymbrzegiem jeziora, odgrodzona od wody złocistą plażą z kąpieliskiem i przystanią.Przezwielkie szyby widziało się szarą toń Jezioraka i białe trójkąciki żaglówek.Przed  Kormoranem stało kilkanaście samochodów.Franek nie mógł siępowstrzymać, aby nie pogładzić pieszczotliwie maski białego fiacika [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl