[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Posługując się mapą potrzebujemy punktóworientacyjnych i dla szukającego skrytki takimi były miejscowości na Mierzei.Uważam, że je też powin-niśmy odwiedzić, żeby sprawdzić wszystkie ślady w tej sprawie.Teraz jedzmy poznać miejsce, gdzie wewrześniu 1463 roku elbląscy mieszczanie zniszczyli flotę 44 okrętów krzyżackich z 1500 zbrojnych napokładach.Wyjechaliśmy z parkingu i zjechaliśmy do Suchacza.Przejeżdżaliśmy między budynkami wypatrującodpowiedniego, w którym mógł kiedyś znajdować się sejf.Gdy droga zakręcała w lewo pod kątem prostym,zjechałem na parking przy sklepie spożywczym. Tutaj? zapytali chłopcy patrząc na stare drzewa i równie stare domy.Suchacz był kiedyśmiejscowością letniskową i jeszcze z czasówmiędzywojennych nad brzegiem Zalewu zachowały się ładne pensjonaty czy wille. Pamiętam, że kiedyś, nie pamiętam przy jakiej okazji obiła się o moje uszy nazwa Suchacz zamek" odpowiedziałem. W jakiejś inwentaryzacji wspominano taki obiekt.W sklepie dowiedziałem się, jak można dojść do zamku, a w zasadzie budowli tak nazywanej.Wróciłempo chłopców i skierowaliśmy się szosą na wschód.Zaraz za mostkiem na niewielkim strumyczku ruszyliśmypod górę, której szczyt porastał ciemny las przypominający fryzurę zwaną Irokezem" lub kogucimgrzebieniem.%7łużlowa droga wiła się pod górkę niczym wąż, a my skręciliśmy obok boiska na betonoweschody.Aoś policzył je i gdy powiedział siedemdziesiąt dwa", stanęliśmy u stóp dwupiętrowego budynkuszkoły.Dawniej musiał to być pałac lub pensjonat, gdzie na tarasie pierwszego piętra pito kawę i podziwianowidok na Zalew, zapewne o niebo lepszy ze szczytu kwadratowej wieżyczki.O dziwo, ów zameczek nie stałna szczycie, ale był skryty w niszy pomiędzy lasem i garbem wzgórza.Może dlatego nie wiał tu wiatr?Woznej pokazałem legitymację służbową i kobieta oprowadziła nas po szkole. Czy był tu gdzieś jakiś stary, poniemiecki sejf? zapytałem kobietę, gdy już pokazała nam wszystkoto co minister powinien wyremontować, bo w gminie nie ma pieniędzy".Kobieta chytrze zmrużyła oczy. Zainteresował was wreszcie ten Helmut, którego nikt nie potrafi otworzyć? uśmiechała się. Chcepan go zobaczyć? Tak, jestem bardzo ciekaw.Wozna poprowadziła nas po schodach do wieży. Tacy muzealnicy co tu byli, to mówili, że szkoła stoi na pokrzyżackich fundamentach i dziwili się,62czemu sejf ktoś wmurował w wieży, a nie w piwnicy opowiadała.Szła przed nami w kapciach, co chwilapokazując rajstopy dziurawe na piętach. Potem jeden z nich, chyba najmądrzejszy, powiedział, że sejfstyka się z kominem, ma kotwice w murze i jest zamykany na zmieniany przez właściciela szyfr.Kiedyśpani dyrektor sprowadziła specjalnego bankowego ślusarza, który otwiera takie sejfy.Fachowiec powiedział,że to robota z Hanoweru i on tego nie będzie ruszał.Trzeba znać hasło, otworzyć, a sejf będzie służył całelata.Byliśmy właśnie na poziomie poddasza, gdy wozna otworzyła niewielkie drzwiczki.Weszliśmy dociasnego pomieszczenia ze świetlikiem w suficie.Na wprost drzwi, pośrodku bielonej ściany widniałydrzwiczki o wymiarach 40 na 30 centymetrów.Oprócz ładnie zdobionej klamki były tam dwa pokrętła,jedno z literami, drugie z cyframi. No? kobieta z uśmiechem podparła się pod boki.Przyszedł mi wtedy do głowy pewien pomysł.Na pokrętle z literami wybrałem hasło MEKKA, a z cyframi 5491.Nacisnąłem klamkę i drzwiczki drgnęły, rozwarły się na oścież.Wozna przytknęła dłonie do ust. Jezu.Jak pan to zrobił? zapytała.Chłopcy milczeli oniemiali. Niech pani zadzwoni po policję, trzeba zabezpieczyć zawartość sejfu powiedziałem.Ona jednak zdążyła ochłonąć. Ja zejdę dzwonić, a wy fru z łupem. odparła. Nie idę! Niech Aoś pójdzie. %7ładen Aoś nie będzie mi chodził po biurze. Stróżówce poprawił ją Wydra.Kobieta pogroziła mu palcem. Wiem lepiej, gdzie pracuję!Wyjąłem telefon komórkowy, żeby zadzwonić po policję. Będzie pan mi tu komórkował?! krzyknęła wozna.Wyrwała mi telefon z ręki i nim zdążyliśmycokolwiek zrobić, wybiegła z pomieszczenia i zamknęła je na klucz.Potem jeszcze szczęknęła ciężkazasuwa. Ale numer śmiał się Wydra. Wozna zamknęła nas w szkole, już na początku wakacji. Proszę nas wypuścić! krzyczałem waląc pięścią w drzwi. To bezprawne więzienie urzędnikapaństwowego! Tere fere kuku, zejdę zadzwonię po policję, a wtedy inaczej będziecie śpiewać woznaprzemawiała zza grubej kurtyny drzwi. Niby muzealnik, z ministerstwa, a nagle otwiera sejf, zna hasło.Jej słowa milkły z każdym krokiem po schodach.Wydra chciał otworzyć szerzej drzwiczki, ale zabroniłemmu. Czekały tyle lat, poczekają jeszcze parę minut tłumaczyłem. Lepiej, żeby policjanci byli obecniprzy otwarciu.Usiadłem opierając się o drzwi.Aoś zaległ pod ścianą, tylko Wydra próbował doskoczyć do świetlika. Usiądz, bo wybijesz okno i oskarżą cię o włamanie Aoś powstrzymywał kolegę.Czekaliśmy godziną, potem drugą.Obserwowałem, jak słońce przesuwa się zmieniając układ cienia wnaszej klitce. Co będzie, jak będziemy musieli tu siedzieć do nocy? zapytał Wydra. Wybijemy okno i wezwiemy pomoc odpowiedziałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]