[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. dodał szef. Wi-działaś norweskie fiordy na filmach? Powstały w ten sam sposób. W tym miejscu zatoczyłem ręką krąg lodowiec zniszczył ściany.Odsłoniłskałę, zaś jej niewielkie kawałki pozostały tu na dnie kotliny. Rozumiem powiedziała Zosia. Jak w Alpach stopnieją lodowce, to powsta-ną takie doliny. Tak.Jeśli lód był w nich obecny bardzo długo, staną się głębokie na tyle, że wodyopadowe już nie będą w stanie z nich uciec.Przypomnij sobie Morskie Oko albo Doli-nę Pięciu Stawów Polskich.Urwałem i przez dłuższą chwilę przypatrywałem się niedużemu kamiennemu gar-bowi. Szefie! zawołałem. Niech pan na to popatrzy.Podszedł. Ktoś tu trochę popracował kilofem zauważyła Zosia. Jakby garb przeszka-dzał w jezdzie samochodem.Wyraznie widać dwie koleiny. Tak.Od strony doliny garb był bardzo stromy.Ktoś usiłował sobie ułatwić prze-41jazd zmierzyłem rozstaw krokami. Trzy spore kroki, czyli jakieś dwa i pół metra. Ciężarówka powiedział pan Tomasz w zadumie. Zobacz, czy są dalej podob-ne ślady.Ruszyłem patrząc uważnie pod nogi. Nic takiego tu nie widać stwierdziłem. A gdzie te zasypane szyby? zaciekawiła się Zośka.Rozejrzałem się po dnie ko-tlinki.Poniewierały się tu odłamki zwietrzałego granitu i łupku. Sądzę, że w tym miejscu wskazałem niewielkie zagłębienie wypełnione kamie-niami. Podłożyli dynamit i wysadzili szyb.Powstał taki właśnie dołek.Pózniej mogligo jeszcze dodatkowo zawalić kamieniami, żeby dokładniej zamaskować. Rozumiem.I teraz będziemy kopali w tym miejscu? Uśmiechnąłem się lekko. Nie.Nie musimy kopać.Z plecaka wyjąłem dwie metalowe różdżki.Popatrzyła na mnie zaciekawiona.Połą-czyłem je kabelkiem. Cóż to jest takiego? zaciekawił się Pan Samochodzik. Chcesz zostać radie-stetą? W pewnym sensie zarumieniłem się. To faktycznie maszynka używana nie-kiedy przez radiestetów.Dwa nieduże elektromagnesiki, zasilanie z baterii.Różdżki osa-dzone są bardzo słabo, przy niewielkim zaburzeniu lokalnego pola elektromagnetycz-nego zwiększa się potencjał i obie różdżki stykają się.To taki prosty magnetometr. Złoto nie wytwarza pola elektromagnetycznego zauważył szef. Owszem, ale liczę na stalowe skrzynki uśmiechnąłem się.Zacząłem wędrowaćpo zasłanym skalnym gruzem dnie doliny.Urządzenie nie reagowało. Skrzynki były chyba drewniane powiedziała Zosia. A może za głęboko? Możliwe powiedziałem. Podziemne wyrobiska namierzylibyśmy grawime-trem. Nieważne powiedział pan Tomasz. I tak nie mamy grawimetru.Ani pienię-dzy, żeby go kupić.Teraz trzeba przystąpić do drugiej części planu.Poszukamy jakichśbocznych wejść.Popatrzyłem uważnie na otaczające nas skały. Klose wspominał o jaskini. Nie, to ja o niej wspomniałem sprostował mnie szef. Jest zaznaczona naprzedwojennych mapach tej okolicy.Tyle tylko, że niedokładnie. W tamtym miejscu wskazałem skałę przy górnej krawędzi. Jakieś pionowe zagłębienie mruknęła Zosia. Zrednica jakieś trzy centymetry,długość do trzydziestu centymetrów. Otwór strzałowy domyślił się pan Tomasz.42 Tak.Wywiercili z góry, wsadzili dynamit i odstrzelili ten kawałek ściany.Pózniejusiłowali to chyba kuć młotkiem, żeby zamaskować. Tam był chyba drugi Zosia wskazała punkt kawałek dalej. Jeśli nawet, to tym razem zatarli go znacznie staranniej. zauważył Pan Samo-chodzik. Ale to rzeczywiście może być ślad otworu strzałowego. No to może poszukamy teraz jaskini pod tymi głazami? zapytała Zosia. Taki właśnie mam zamiar powiedziałem. To będzie trudne, niektóre z tych kamieni ważą pewnie po dwieście kilogramówi więcej mruknął szef. Poradzę sobie uśmiechnąłem się napinając muskuły. Tymi rękoma? parsknęła śmiechem Zosia. Nie, oczywiście, że nie.W plecaku mam lewarek, którym jestem w stanie podnieśćnasz samochód.Podszedłem do usypiska i wsadziłem lewarek pomiędzy jeden z głazów a ścianę.Po-kręciłem korbką i blok skalny powoli ruszył z miejsca.Wreszcie wyrwany ze swoje-go gniazda potoczył się w dół.Mijały godziny.Mniejsze głazy odsuwałem na bok z po-mocą pana Tomasza, większe trzeba było ostrożnie podważać.W końcu po odsunięciusporej granitowej płyty naszym oczom ukazało się wąskie ciemne przejście prowadzą-ce w głąb góry. Czyli faktycznie zasypali tu jaskinię powiedziała Zosia.Rozejrzałem się uważ-nie po dolinie i otaczających ją górach.Nigdzie nie widać było śladu człowieka. Coś cię niepokoi? zapytał Pan Samochodzik. Tak.Proszę nie zapominać, że nasi przeciwnicy nie zawahali się zabić czterech lu-dzi. O ile tamci nie zginęli, bo wplątali się w jakieś kryminalne sprawki powiedziałszef. Sam nie wiem, zabić ludzi szukających skarbów, aby przypadkiem ich nie zna-lezli? Wygląda mi to trochę absurdalnie. Wiele rzeczy wydaje się absurdalne, a gdy przychodzi co do czego. Zostanę na straży zaofiarował się. Tu na zewnątrz będzie pan bardziej widoczny niż w środku.Wczołgaliśmy sięwe trójkę do ciasnego korytarzyka.Za zakrętem otwierała się spora grota.W zamierz-chłej przeszłości jej ściany porośnięte były pięknymi kryształami, ale obecnie nie zosta-ło z nich prawie nic.Dno jaskini stanowiła lita skala.Poniewierały się tu puste butelki. Miejsce wymieniane w przedwojennych przewodnikach jako atrakcja turystycz-na uśmiechnął się Pan Samochodzik. Ano zobaczmy, co też takiego pili ówcześnituryści
[ Pobierz całość w formacie PDF ]