[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potrafiła tworzyć śmiałe plany, skoncentrować się na tym, co najważniejsze.Była może nieco bezwzględna, jak wszyscy, którzy robią śmiałe plany.Przyglądając się jej Poirot rzekł:— Uda się pani.Odniesie pani sukces.Na szczęście nie jest pani ograniczona brakiem pieniędzy.Bez kapitału trudno coś przedsięwziąć.Mieć takie wspaniałe pomysły i nie mieć pieniędzy na ich realizację — to byłby prawdziwy pech.— Nie zniosłabym tego! Zdobyłabym jakoś pieniądze.skłoniłabym kogoś, by mnie wsparł.— Oczywiście! Pani wuj, do którego należał ten dom, był bogaty.Gdyby nie zmarł, na pewno, jak to pani mówi, wsparłby panią.— Nie, nie wsparłby mnie.Nie dowierzał kobietom.Natomiast gdybym była mężczyzną.— Jej twarz przybrała gniewny wygląd.— Zdenerwowałam się.— Widzę to, widzę.— Starzy nie powinni stać młodym na drodze.Ja.och, przepraszam.Herkules Poirot zaśmiał się i podkręcił wąsa.— Tak, jestem stary, ale nie zawadzam młodym.Nie ma nikogo, kto by musiał czekać na moją śmierć.— Co za okropny pomysł.— Jest pani realistką, madame.Niech pani przyzna, że świat jest pełen ludzi młodych.a nawet w średnim wieku, którzy czekają, mniej lub bardziej cierpliwie, aż czyjaś śmierć da im bogactwo.lub stworzy nowe szanse.— Szansę! — powiedziała Susan biorąc głęboki oddech.— Tego właśnie potrzeba.Przyglądający się czemuś za jej plecami Poirot rzekł wesoło:— A oto zaraz przyłączy się do nas pani mąż! Rozmawiamy, panie Banks, o szansach, o sposobnościach, które należy uchwycić obiema rękami.Na ile pozwala nam sumienie.A pan co o tym myśli?Nie dane mu jednak było usłyszeć zdania Gregory’ego Banksa na ten temat ani na żaden inny.Okazało się, że rozmowa z nim jest prawie niemożliwa.Gregory Banks nie lubił rozmów tete-á-tete ani dyskusji.Poirot rozmawiał też z Maude Abernethie.O malowaniu i o tym, jak to szczęśliwie się złożyło, że Timothy mógł przyjechać do „Enderby” i że mogli zabrać pannę Gilchrist.— Ona jest naprawdę bardzo użyteczna.Timothy często ma chęć coś przekąsić między posiłkami, a od cudzej służby nie można za wiele wymagać.Tutaj w pokoiku za spiżarką jest kuchenka gazowa i panna Gilchrist może tam urzędować nikomu nie przeszkadzając.Poza tym chętnie chodzi po różne rzeczy, ciągle biega po schodach i nie narzeka.Opatrzność ją nam zesłała.Dobrze, że bała się zostać sama w domu i musieliśmy ją wziąć, choć przyznam, że zmartwiłam się, gdy odmówiła pozostania.— Była przestraszona? — zainteresował się Poirot.Maude opowiedziała detektywowi o nagłym załamaniu nerwowym panny Gilchrist.— Mówi pani, że się bała? I nie wiedziała, dlaczego? Interesujące, bardzo interesujące.— Myślę, że to opóźniona reakcja.— Całkiem możliwe.— Pamiętam, że w czasie wojny spadła koło nas bomba i Timothy.Poirot nie chciał słuchać o Timothym.— Czy tego dnia zdarzyło się coś szczególnego? — spytał.— Którego dnia?— Tego, kiedy panna Gilchrist miała załamanie.— Nie, nie sądzę.Chyba zanosiło się na to odkąd wyjechała z Lytchett St.Mary, przynajmniej tak powiedziała.Tam podobno się nie bała.I mieliśmy tego efekty — pomyślał Poirot.— Zjadła zatrute ciasto weselne.Nic dziwnego, że potem się bała.Strach nie ustąpił, nawet gdy przeniosła się do tej spokojnej miejscowości, gdzie znajdowało się „Stansfield Grange”.Mało, że nie ustąpił.Nasilił się.Dlaczego? Obsługiwanie wymagającego hipochondryka jest z pewnością tak wyczerpujące, że nie powinno zostać miejsca na strach.Coś jednak panią Gilchrist przestraszyło.Co? Czy sama wiedziała?Gdy tylko zdybał ją samą przed kolacją, poruszył ten temat, okazując przesadną, niebrytyjską ciekawość.— Rozumie pani, że przy członkach rodziny nie mogę mówić na temat morderstwa.Bardzo mnie ono jednak intryguje.Chyba nic dziwnego, każdy byłby zainteresowany.Brutalna zbrodnia, napaść na wrażliwą artystkę mieszkającą w domu na uboczu.Wstrząs dla rodziny.Wstrząs dla pani.Żona pana Timothy’ego dała mi do zrozumienia, że była tam pani w tym czasie?— To prawda.Ale niech mi pan wybaczy, panie Pontarlier, że nie chcę o tym opowiadać.— Och tak, całkiem panią rozumiem.Powiedziawszy to, Poirot zamilkł.I, tak jak myślał, panna Gilchrist sama zaczęła mówić.Nie powiedziała nic nowego, ale Poirot grał swoją rolę doskonale, wydając od czasu do czasu pełne współczucia okrzyki i słuchając z zainteresowaniem, które najwyraźniej pochlebiało pannie Gilchrist.Dopiero gdy wyczerpała temat własnych odczuć i dobrego serca pana Entwhistle’a, Poirot ostrożnie poruszył następny temat.— Mądrze pani zrobiła, że nie została pani sama w domu.— Nie mogłam, panie Pontarlier, po prostu nie mogłam tego zrobić.— Całkowicie panią rozumiem.Słyszałem też, że bała się pani zostać sama w domu pana Timothy’ego.Panna Gilchrist zaczerwieniła się.— Bardzo się tego wstydzę.Jestem niemądra.Ogarnęła mnie wtedy panika, nie wiem dlaczego.— Na pewno pani wie.W końcu dopiero co udało się pani uciec śmierci.Panna Gilchrist westchnęła i powiedziała, że nie rozumie, dlaczego ktoś chciał ją otruć.— Naturalnie dlatego, droga pani, że ten kryminalista przypuszczał, że wie pani coś, co mogłoby doprowadzić do ujęcia go przez policję.— Co ja mogę wiedzieć? To był jakiś kloszard lub szaleniec.— Może, choć wydaje mi się to raczej mało prawdopodobne.— Proszę, panie Pontarlier — panna Gilchrist straciła nagle humor.— Proszę nawet nie sugerować takich rzeczy.Nie chcę w to wierzyć.— W co nie chce pani wierzyć?— W to, że nie było to.to znaczy, że było.— urwała zmieszana.— A jednak — rzekł sprytnie Poirot — wierzy w to pani.— Nie! Nie wierzę!— A ja myślę, że tak.Właśnie dlatego boi się pani.Bo pani nadal się boi, prawda?— Nie, odkąd tu przyjechałam.Tu jest tylu ludzi.I taka miła rodzinna atmosfera.Tu wszystko wydaje się w porządku.— Wydaje mi się jednak.Proszę wybaczyć moje zainteresowanie.Jestem starym, schorowanym człowiekiem i dużo czasu spędzam rozmyślając o sprawach, które mnie interesują.Więc wydaje mi się, że w „Stansfield Grange” musiało zdarzyć się coś konkretnego, co wydobyło pani strach za wierzch.Lekarze uważają, że bardzo dużo dzieje się w naszej podświadomości.— Wiem, że tak mówią.— Myślę, że pani podświadomy strach musiał zostać wydobyty na jaw przez jakieś wydarzenie, coś, co samo w sobie jest, być może, całkiem niewinne, a co uzmysłowiło pani ten strach.Panna Gilchrist uczepiła się tej sugestii.— Chyba ma pan rację.— A co to było za zdarzenie?Panna Gilchrist chwilę się zastanawiała, po czym nieoczekiwanie rzekła:— Myślę, że to ta zakonnica.Zanim Poirot zdążył ją dokładnie wypytać, podeszła do nich najpierw Susan z mężem, a za moment — Helen.Zakonnica — zastanawiał się Poirot — gdzie ja już słyszałem o zakonnicy?Postanowił jeszcze tego samego dnia wieczorem sprowadzić rozmowę na zakonnice
[ Pobierz całość w formacie PDF ]