[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Mówi wtedy, że niektóre dusze i po śmierci pozostają wolne jak ptaki.- Izegpsus to twój tata? - dziwiłem się.- Chodzmy się wysuszyć - Marpezja pociągnęła mnie za rękę.Wstałem z płytkiej plastykowej wanny i zszedłem do wąskiego korytarzykawykonanego z kręgów betonowych.Musiałem iść na czworaka.- Zwykle na stosie palimy jedną z naszych dziewczyn - opowiadała Marpezja - aleteraz ty się zgłosiłeś na ochotnika - roześmiała się.Zaprowadziła mnie do pokoju wypełnionego sztucznymi futrami zwierząt, elementamizbroi, rycerskim uzbrojeniem.- Rozbieraj się - Marpezja wskazała na moje mokre ubranie.Zrobiłem zakłopotaną minę, co dziewczyna w lot zrozumiała i podała mi spodnie ikoszulę z lnu.Odwróciła się i czekała, aż zmienię odzienie.Potem zabrała mokre rzeczy, jaktwierdziła, do suszarni.Wróciła z dwoma kubkami gorącej kawy.Przez okno z szybą zprzydymionego szkła widziałem, że na placu trwała zabawa.Rozbrzmiewały wesołe okrzyki,słychać było bicie bębnów.- Tata już taki jest, że najpierw wkłada ludziom trochę filozofii, ale potem trzeba daćim rozrywkę - opowiadała.- Teraz jest pora na wszystkie te harce, które znamy z kolonijnychognisk, proste skecze, kawały.Czy to coś zmienia, że jestem córką wodza Galindów?Zaskoczyła mnie zmianą tematu.- Nie, nie - gorączkowo odpowiadałem.- Po prostu.- Po prostu jesteś niewolnikiem konwenansów - Marpezja uśmiechnęła się.-Umówiłbyś się na randkę z córką swojego szefa?- Mój szef jest starym kawalerem - wykręciłem się.Pokiwała głową udając zatroskanie.- Tobie też to grozi? - zapytała z poważną miną.- Tak.- Widziałeś litewską kapliczkę?- Nie. - Pokażę ci - Marpezja zachęcająco skinęła ręką.- Miałaś powiedzieć mi, czemu.- zatrzymałem ją gestem, ale ona tylko położyłapalec na ustach, nakazując ciszę.Szerokim łukiem ominęliśmy krąg ogniska.Dziewczyna doprowadziła mnie nad brzegjeziora, chyba to były Bełdany.Stał tam pomost, a przycumowano do niego dwie duże łodziei trzy lekkie canoe.W jednym były wiosła i wsiedliśmy do niego.Marpezja usiadła z przodu.Mogłem podziwiać jej zgrabną, dziewczęcą sylwetkę, a jednocześnie siłę i wprawę, z jakąwiosłowała.Płynęliśmy po wodzie, która przypominała barwą ołów.Nad nami migotały jasnegwiazdy, a wkoło jedynym światłem była łuna ognisk z osady Galindów.Marpezja rzadkoodzywała się, pojedynczymi słowami mówiła, jak mamy skorygować kurs.Po kilkunastuminutach wylądowaliśmy w małej zatoczce wśród trzcin.Wciągnęliśmy łódz na piasek.Dalej, na bosaka, najpierw po trawie, a potem po mchu mokrym od rosy maszerowaliśmyprzez las.Dziewczyna stąpała lekko, cicho, zwinnie, jakby była dzikuską od urodzenia.Idąckoło niej, czułem ciepło jej ciała, jej świeży zapach, siłę i miałem ogromną ochotę chwycićjaw ramiona.Wyszliśmy na piaszczystą drogę w lesie.Zaraz mokre stopy pokryły się błotem.Niezauważalnie w lesie zrobiło się szaro, gdy budził się nowy dzień.O tej porze dotarliśmydo maleńkiej drewnianej kapliczki stojącej na rozstaju dróg.Była pusta, miała czterospadzistydach i maleńkie witrażyki.Gdyby nie krzyż na szczycie, mogłaby przypominać schronieniedla wędrowców, miała wąskie wejście i podłogę o wymiarach dwa na dwa metry.- Ciekawe, czy jesteś spostrzegawczy? - zastanawiała się Marpezja.- Powinienem skądś znać tę budowlę?- Oczywiście, jeśli nie jest ci obca kultura i to w tym masowym wydaniu.Obejrzałem kapliczkę, miejsce na maleńki ołtarzyk na półce na ścianie na wprostwejścia, deski, sposób ich mocowania.- To współczesna kopia starej kapliczki - orzekłem.Marpezja wzruszyła ramionami, jakby to nie było ważnym odkryciem.- Chodzisz do kina? - naprowadzała mnie.- Rzadko, szczerze mówiąc nie wiem, kiedy ostatni raz byłem.- Ta kapliczka  zagrała w filmie, a reżyser, który często odpoczywa w tychokolicach, przywiózł ją tu.Usiedliśmy na progu kapliczki i patrzyliśmy na wschód słońca, jak jego promienieprzebijały się przez gęste kłęby porannej mgły. - Czemu? - ponowiłem pytanie o pojedynek z Arkiem.- Czułam w tobie siłę.Tata w pracy opiera się na intuicji, wiedzy, spostrzegawczości.O mnie mówi, że jestem czarownicą i od razu rozszyfrowuję ludzi.W tobie ujrzałamczłowieka, który ujarzmi Arka.- Chciałaś go poniżyć?- Nie poniżyć, a uspokoić.Mówiąc wprost, zalecał się do mnie, słysząc, że jestemmiejscowa, chciał mnie wynająć.- Do czego?- Raczej przeciw komu? Przeciw wam.Miałam być jego przewodnikiem po okolicy.- Nie zgodziłaś się?- Ty byś się zgodził?Pokręciłem głową.- No właśnie, nie wszystko można kupić.Milczeliśmy siedząc obok siebie.Rozkoszowałem się ciszą, ciepłem jej ciała, jegozapachem i chłodem płynącym z lasu dokoła.- Płyniesz z kolegą dalej? - po kilku minutach milczenia odezwała się Marpezja.- Tak, tam gdzie twój ojciec, na Pieklickie Bagna.- Po co?- Szukamy pewnego miejsca.- Tam każdy czegoś szuka - Marpezja westchnęła i wstała.- Może popłyniecie z namiłodziami? - zaproponowała.- Ty też tam płyniesz? - ucieszyłem się.- Chodz - dziewczyna pociągnęła mnie.Przeszliśmy około dwustu metrów i przez dziurę w płocie weszliśmy na teren stanicyw Kamieniu.- Dalej idz sam - lekko popchnęła mnie.Pomachała mi ręką na pożegnanie i uciekła w las jak spłoszona łania.Przed moimnamiotem leżało wysuszone, złożone w kostkę ubranie.Schowałem je do środka i zaszyłemsię w śpiworze.Obudził mnie Piotr szarpiąc za stopy.- Gdzieś ty był? - wypytywał.- Czemu masz takie zabłocone nogi? Gdzieś ty zniknął?Skąd masz to ubranie?- To musiała być namiętna randka z tajemniczą Amazonką - usłyszałem Arę, a w jejgłosie słyszałem nutkę zazdrości.- Nie bierze się za byle kogo, tylko za córkę wodza Galindów - dołączyła Kakadu. To co mówiły obie panie strząsnęło ze mnie resztki snu.- O czym panie mówią? - wysunąłem z namiotu głowę i zrobiłem oburzoną minę.- Niech się pan nie broni - Kakadu przyjęła swą ulubioną pozycję, czyli podparła siępod boki.- Już wszyscy podjęliśmy decyzję.- Jaką?- Rano była tu na rowerze pana znajoma i wyznaczyła termin spotkania na dzisiejszywieczór - tłumaczyła Ara.- Ruszamy jutro przed świtem.- Dokąd ruszamy? O co chodzi?- Podobno zgodziłeś się, że wsiądziemy na łódz Galindów i popłyniemy z nimi.-powiedział Piotr.Z jego tonu wnioskowałem, że słusznie gniewa się na mnie, bo przecież niekonsultowałem z nim tej decyzji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl