[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem spostrzegł brata stojącego obok trumny i podszedł do niego.- Sądziłem, że nie chadzasz na pogrzeby - rzucił.Garon wzruszyłramionami.- Ona była całkiem sama.Panna Turner i ja zajęliśmy się nią.- Aha - mruknął Cash.Garon spojrzał na niego gniewnie.95RS- Nie interesują mnie zle ubrane dziewczyny.Z twarzy Casha znikł uśmiech.Popatrzył na brata ciężkimwzrokiem.- Ta uwaga była nie na miejscu.Grace nie ma tyle pieniędzy, żebymóc kupować sobie sukienki na każdą okazję.Garon przestąpił z nogi na nogę i spojrzał z ociąganiem na Grace.Miała na sobie nieco zbyt obszerną czarną sukienkę, która nie dodawała jejwdzięku i wyglądała, jakby została kupiona w sklepie z używaną odzieżą.- Chyba tę starą kobietę stać było na sprawienie wnuczceprzynajmniej jednej porządnej sukienki - mruknął.Cash zmarszczył brwi.- Obawiam się, że nie wiesz, o czym mówisz - rzekł.- Pani Collierprzepisywano dużo różnych lekarstw.Ona i Grace musiały wybieraćpomiędzy wykupieniem recept a jedzeniem, nie wspominając już nawet oeleganckich strojach.Założę się, że ta czarna suknia należała do babki.Dziś pierwszy raz widzę Grace w sukience.- Chyba żartujesz - powiedział z niedowierzaniem Garon.- Bynajmniej - odparł stanowczo brat.- Tutejsi starzy ludzie niekiedyrezygnują z pójścia do sklepu spożywczego, żeby moc wykupić leki.Opieka medyczna jest bardzo droga.Osoby żyjące z zasiłku nie mająwielkiego wyboru.Grace pracowała na dwóch niepełnych etatach, żebypomóc babci zapłacić za lekarstwa.Jest biedna, ale dumna.Garon odwrócił wzrok.- Teraz, kiedy jej babka nie żyje, Grace może znalezć dobrze płatnąpracę albo wrócić do szkoły i dokończyć swoją edukację - stwierdził.96RSCash przyglądał mu się przez chwilę w milczeniu, po czympowiedział:- Nie wszystkie kobiety marzą o rozpoczęciu pracy wmiędzynarodowej korporacji.Garon przyznał mu w duchu rację.Nie potrafił sobie wyobrazićGrace w urzędowym żakiecie, wydającej polecenia korpusowi podwład-nych.- Co cię gryzie? - spytał Cash, ponieważ ostatnio zaczął lepiejpoznawać brata i wiedział, że zazwyczaj nie jest on małostkowy anikrytykancki.Garon skrzywił usta w gorzkim grymasie.- Prowadzimy dochodzenie w sprawie zamordowaniadziesięcioletniej dziewczynki.- Ach, tej! Nawet tutaj słyszeliśmy o sprawie.Okrutne, brutalnezabójstwo.- Niezwykle brutalne.I wygląda na to, że nie jedyne - dodał Garon izerknął szybko na brata.- Mówię ci to w zaufaniu.- Naturalnie.Wpadliście na czyjś trop?- Na to jeszcze za wcześnie.- Bywają takie trudne sprawy - przyznał Cash.Garon przyglądał się Grace rozmawiającej z mieszkańcamiJacobsville, którzy podchodzili złożyć jej kondolencje.Przyjmowała ichprzyjaznie, uprzejmie, serdecznie i wyrażała im wdzięczność.Zachowywała się zupełnie naturalnie.Wiedział, że w istocie jestzgnębiona i przybita, lecz nie dawała tego po sobie poznać.- Wiesz może, co stało się z jej matką? - zapytał Casha.97RSBrat pokręcił przecząco głową.- Wiem jedynie, że zmarła przed laty, gdy Grace była jeszczedzieckiem.Stara pani Collier miała przykry charakter, lecz byłapowszechnie szanowana.Jej ostatni mąż był tutaj zastępcą szeryfa -podobnie jak przez krótki czas ojciec Grace.- Słyszałem o tym.- Chyba zdajesz sobie sprawę, że pokazywanie się publicznie z Gracewznieci plotki? - rzucił Cash.- Ona też tak powiedziała - odparł Garon.- Te plotki ucichną, kiedyto wszystko się skończy.- Nie spotykasz się obecnie z nikim, prawda? - zapytał Cash.- Bratanica pani Tabor zaprosiła mnie na koktajl w przyszły piątek.Grace mówiła, że przyniosła jej dziś do domu przekąski na stypę.Cash gwizdnął cicho.- O co ci chodzi? - spytał Garon.Brat rzucił mu wymowne spojrzenie.- Bratanica pani Tabor nie cieszy się w miasteczku najlepszą opinią inie jest zbyt lubiana.- Z tego, co słyszałem, na to przyjęcie zaproszono wszystkieznaczniejsze rodziny - zaoponował Garon.- I większość z nich odmówiła - przerwał mu Cash.- Między innymiBallengerowie, Hartowie i Tremaynowie.A bez nich reszta też się tam niezjawi.- Co jej zarzucają?- A poznałeś ją? - rzucił sucho Cash.98RS- Oczywiście.Przyjechała na ranczo, by osobiście zaprosić mnie naprzyjęcie.- I nie uderzyło cię w niej nic niezwykłego?Garon zastanowił się przez chwilę.- Jest dość bezczelna i wyzywająco się ubiera.- Właśnie.Rozumiesz chyba, że takie zachowanie jest zle widziane wmałej konserwatywnej mieścinie.- Ona tu nie pasuje - rzekł Garon.- Ale ja również.Nienawidzęmałomiasteczkowych intryg.- A ja je wprost uwielbiam - oświadczył z uśmiechem Cash.- Topierwsza miejscowość, w której naprawdę się zadomowiłem.- Zdaje się, że twojej żonie też się tutaj podoba.Cash przytaknął.- Od kiedy urodziło nam się dziecko, spotykamy się z jeszczewiększą życzliwością - powiedział z rozmarzeniem.- Nigdy nie sądziłem,że zostanę w końcu przykładnym ojcem rodziny.Garon cofnął się o krok.- Mam nadzieję, że to nie jest zarazliwe - mruknął ponuro.- Jaoddaję się całkowicie pracy.- Jeszcze niedawno też taki byłem - rzekł Cash.Do sali weszlipaństwo Coltrainowie z synkiem Joshuą.Ojciec niósł go na rękach, mimoże chłopczyk wyglądał na jakieś dwa lata.Doktor Coltrain był wysoki irudowłosy, a jego żona Lou była blondynką.Ich synek miał jasne włosy zrudawym odcieniem i przepadał za ojcem.Oboje ruszyli prosto do Grace i uściskali ją serdecznie.99RS- Co łączy pannę Carver z Coltrainami? - spytał Garon zzaciekawieniem.- Doktor wyjątkowo się o nią troszczy, chociaż wydajesię zakochany w żonie.- Coltrain darzy wyjątkowymi względami swych długoletnichpacjentów - wyjaśnił Cash.- Słyszałem, że kiedy otworzył tu prywatną praktykę, Grace leczyłasię u niego jako jedna z pierwszych pacjentek.Była wówczas jeszczedzieckiem.- Ach, tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]