[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Paul nie jest.Nie dokończyła tego zdania, ponieważ niespodziewanie rozległ się potwornyłoskot, a powietrze przeszył rozpaczliwy krzyk.Pierwszy otrząsnął się Dev.- Zakręt!- Ktoś spadł do morza! - zawołał jakiś mężczyzna z werandy, skąd widać byłokawałek szosy.- Cholera! Ciężarówka.Dev już biegł do samochodu.- Jadę z tobą! - zawołała za nim Emma.- Wykluczone.Zostań.Margaret już siadała obok niego.- Zaczekajcie, ja też jestem lekarzem - mówił Paul, wsuwając się na tylnesiedzenie.- Zostańmy tutaj.- Lorna przystanęła obok Emmy.- Będziemy im tylkozawadzały.To samo powtarzały kobiety swoim dzieciom.Lecz wyimaginowana tragediajest gorsza od rzeczywistej.- Nie mają lin - szepnęła pani Sims, której jak wszystkim pozostałym zapewnestanął przed oczami przerażający obraz szkolnego autobusu zawieszonego nadprzepaścią.117SR- Liny są w komórce - oznajmiła trzezwo Lorna.Decyzja zapadła.Wszystkojest lepsze od niewiedzy.- Robbie, biegnij po linę - poleciła synowi pani Sims.- Możesz ją nieść, alenie odchodz od nas.I nie wybiegaj do przodu.Kobiety i dzieci podążyły w stronę szosy.Ale nie Emma, której Dev zakazałruszać się z miejsca, ani Lorna, lojalna teściowa.- Podejdzmy do końca podjazdu.Tylko.wyjrzymy na szosę - zaproponowałaLorna.- Masz komórkę.Możesz przekazywać informacje.Genialny pomysł!Dzięki Bogu wypadek był mniej katastrofalny w skutkach niż tamto tragicznezderzenie.Ciężarówka wypadła z szosy i uderzyła w skałę po stronie przeciwnej dourwiska.Wiozła drewniane skrzynki, które wysypały się na szosę.Kilka z nich sięroztrzaskało.Emma ze zdumienia przecierała oczy.- To są kaczątka - wyszeptała Lorna.- Wszędzie biegają małe kaczuszki! - wysapałaJemima, która do nich podbiegła.- Tata kazał mi przynieść karton.Pozbieramy je do tego kartonu.Doktor mówił, że kartony są pod schodami.- Wwyciągniętej rączce trzymała kaczątko.- O Boże.Ktoś jest ranny? - zatroskała się Lorna.- Jedną panią boli ręka, ale prawie nie ma krwi - relacjonowała dziewczynka.-I nikt nie umarł.- Ile jest tych kaczątek? - zapytała Emma.- Miliony.- No tak, tego można było się spodziewać - oświadczyła Lorna, niecoochłonąwszy.- To Ruby Hyde.- Znasz ją?- Ruby prowadzi coś w rodzaju schroniska dla zwierząt.Ma wielkie jeziorooraz pozwolenie na sprzedaż kaczych jaj.Ale jest najbardziej roztrzepaną biznes-118SRmenką pod słońcem.Nie tylko nie wie, gdzie te kaczki składają jaja, ale nawet niepotrafi zmusić ich do wysiadywania.Każdego roku musi kupować nowe kaczęta.Oby nic jej się nie stało.Podeszły bliżej.- Patrz pod nogi - ostrzegła Emmę Lorna.Jednak żadnemu kaczątku niegroziło rozdeptanie, ponieważ zajęło się nimi dwadzieścioro dzieci.- Jakie śliczne - roztkliwiała się Chrissy.- Ono coś mi zrobiło na palec - pożalił się Robbie.- O, jeszcze jedno! Kiedy ta Jemima wróci z tymi kartonami? Już brak mi rąk!- Pomogę ci.- Lorna posuwała się na czworakach za kaczątkiem, które raznopodążało na brzeg urwiska.- Nie, mój drogi, tam nie idz.W morzu są rekiny, które pożerają małekaczuszki.Będzie z niej cudowna babcia, pomyślała Emma.Stojąc w niewielkiej odległości od ekipy medycznej, zorientowała się, żeRuby oddycha samodzielnie.- A ty co tu robisz? Zdaje się, że kazałem ci zostać.- Dev był wyraznieniezadowolony.- Pomyślałam, że możecie potrzebować pediatry.I nie pomyliłam się, bo temaluchy nie powinny włóczyć się same.Jak twoja pacjentka?- Pęknięty obojczyk.Zabieramy ją do sali operacyjnej, tym bardziej że Paulzaofiarował nam swoją pomoc.Jasne.Trudno o lepszego chirurga ortopedę.- Jak to dobrze, że mieliście go pod ręką - powiedziała słabo, na co Margaretpodniosła wzrok i promiennie się uśmiechnęła.Do Paula.- O tak.Mamy wielkie szczęście.- A mnie go zabrakło - odezwała się Ruby.Tym razem to Emma się uśmiechnęła.Aby podnieść pacjentkę na duchu.119SR- Na to wygląda - powiedziała.- Ale zapewniam, że mój kolega Paul jestcenionym chirurgiem i że będzie pani w dobrych rękach.- A ja będę mu pomagać - dodała Margaret, lekko się czerwieniąc, ponieważzdała sobie sprawę, że jej uwaga była całkiem niepotrzebna.Panie święty, pomyślała Emma.Spojrzała na Margaret, a potem na Paula.Oboje spiekli raka.Chryste Panie! I jak tu nie wierzyć w miłość od pierwszegowejrzenia?!- Chyba nie będę wam potrzebna - orzekła, starając się nie uśmiechnąć.- Nie, nie będziesz - odrzekł Dev.- Możesz spokojnie wracać do domu iodpocząć.- Mhm.- Naprawdę, Emmo.Poradzimy sobie bez ciebie.Fantastycznie, pomyślała ze złością
[ Pobierz całość w formacie PDF ]