[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawiena pewno w lewo.Całą szerokość ścieżki, w miejscu, gdzie schodziła w dół, zajmowała ogromna kałuża, w której staławoda koloru kawy.Esme musiała przejść poboczem, łapała brunatne kępy paproci dla odzyskaniarównowagi, kiedy gumowce ślizgały się w błocie.Dostrzegła zarysy budynków całkiem niedaleko,migotały w mżawce, jakby same były zbudowane z deszczu: stodoła, stajnia i rząd chat, przycupniętena mokrej ziemi niedaleko rozstaju dróg.Krople deszczu uderzały dzwięcznie o cynową wannęw ogrodzie; kozioł przywiązany powrozem do słupa przeżuwał jakieś kartonowe opakowanie.Drzwido jednego z domków stały otworem, na progu siedziało po turecku małe dziecko w brudnychłachmanach.Esme przyjrzała się badawczo drodze rozgałęziającej się w trzech różnych kierunkach.Rosindell toz pewnością okazały dom czy drzewa w oddali zdołałyby ukryć dużą posiadłość? A jednak niewidziała przecież morza, które też nie mogło być daleko.Podeszła do chatki, uśmiechnęła się do dziecka i zapukała do drzwi. Dzień dobry! krzyknęła.W małym ponurym wnętrzu domu unosił się mdły zapach schnących ubrań, wisiały wszędzie.Wyszedł do niej jakiś staruszek ubrany w połatane spodnie i wytartą, rozpiętą marynarkę, spod którejwystawała porośnięta siwymi włosami klatka piersiowa.Zapytała go o drogę do Rosindell.Mężczyznaprzyłożył dłoń do ucha, więc powtórzyła głośniej. On cię nie słyszy, duszko.Głuchy jak pień powiedziała korpulentna kobieta w niebieskiejsukience, wychynąwszy z mrocznych czeluści domu.Trzymała przy piersi zwinięty wełniany koc, Esme zdała sobie sprawę, że w środku jest niemowlę. Przepraszam, czy mogłaby mi pani powiedzieć, jak dojść do Rosindell? Rosindell? Wejdz do chałupy, tato, goły jesteś. Popchnęła starca, posadziła sobie starsze dzieckona biodrze i wskazała błotnistą drogę, którą Esme przyszła.Zmęczona, przemarznięta i głodna powlokła się z powrotem, jeszcze raz obeszła kałużę i przeszłaprzez zagajnik.Uświadomiła sobie, jak łatwo można tu zabłądzić, i ogarnął ją strach.Wchodziłapod górę zbocza, kilka karłowatych drzew uginało się pod naporem wiatru.Zcieżka była śliska od błota,wiatr tworzył z deszczu srebrne, smagające bezlitośnie ściany, na sinej skórze nieba pojawiła sięświetlista żyłka.Droga wiodła w dół przez osadę.Zobaczyła przed sobą bramę w otoczeniu drzew, nad nimi wznosiłsię szczyt łupkowego dachu.Po raz pierwszy ogarnęły ją wątpliwości.Devlin mógł przecież wyjechać,zapomnieć o niej, nie życzyć sobie jej odwiedzin.A może ma gości? Wyobraziła sobie przyjęcie:kobiety w krótkich spódniczkach z długimi sznurami pereł na szyjach, jak przyjaciółki Camilliz Londynu, prześlizgujący się po niej wzrok mężczyzn, kiedy wkracza do pokoju w przemoczonympłaszczu przeciwdeszczowym.Rosindell ukazało się przed nią w deszczu, na tle czarnych burzowych chmur.Po jednej stroniebudynku widniały ciemne kontury drzew, po drugiej rozciągał się zimowy ogród, zaniedbany i dośćposępny w otaczającej mgle.Dach domiszcza składał się z poszarpanych szczytów, jasny kamień fasadyprzecinały ciemne prostokąty okien.Esme pragnęła, by rozbłysło w nich światło.I pragnęła zobaczyćotwarte drzwi, usłyszeć głos, który wypowiada jej imię.Niemniej jednak zrozumiała w jednej chwili,dlaczego Devlin tak bardzo kochał Rosindell ponieważ dom sprawiał wrażenie, jakby powstałz otaczającej go zewsząd dzikiej przyrody, uformowany z kamieni, drzew i morza, w żadnym razieintruz.Gmach zakorzeniony w historii, krajobrazie oraz rodzinie w sposób, który sprawiał, że własnydom zdał jej się nagle tymczasowy i nietrwały.Nacisnęła dzwonek i czekała.Policzyła do pięćdziesięciu, nim zadzwoniła po raz drugi, nie chciałabyć natrętna.Może dzwonek jest zepsuty? Nadal szalała ulewa.Obeszła dom dookoła, chroniąc siępod dachem.Tył budynku był w ruinie.Na trawie leżały zwały gruzu, odsłonięte belki stropowe wyglądały jak czarne fragmenty szkieletu.Cotakiego powiedział Devlin? %7łe ojciec nie zostawił Rosindell w najlepszym stanie.Pomyślała wtedy, żepewnie narobił niewielkich długów karcianych, a dom wymaga malowania.Wróciła na podwórko przed domem.Gdzie podziewała się służba? Wszyscy odeszli? Przeraziła jąperspektywa pokonania długiej drogi powrotnej do Kingswear bez wcześniejszego odpoczynku.Zdesperowana zadzwoniła jeszcze kilka razy.Nie doczekawszy się odzewu, nacisnęła klamkę.Drzwiustąpiły, za nimi zobaczyła hol o wyłożonej płytkami podłodze i drzwi do dalszych pomieszczeń.Umeblowanie holu stanowiły niski stół z marmurowym blatem, sękata drewniana ławka oraz stojakna ubrania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]