[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kompania Alpha od pięciu dni przebywa za granicą, reszta siedziw kwaterach albo w mesie, albo w klubie oficerskim.Mamy tu sprawnie działający oddziałżandarmerii, który ma oko na swoich.Gwarantuję, że dziś rano nikt nie opuścił bazy.A właściwie od czasu mojego przyjazdu.– Zwykle tak postępujesz?– To moja tajna broń: siedzieć cały dzień na dupie, żadnego czytania, żadnej telewizji,niczego.Prędzej czy później z nudy ktoś puszcza farbę.Zawsze tak jest.Skończyłemz wykręcaniem rąk.Nauczyłem się, że czas jest moim sprzymierzeńcem.– Powtórz to, bo to bardzo ważne.Jesteś absolutnie pewny, że dziś rano nikt nie opuściłterenu bazy? Albo wczoraj wieczorem? Nawet w ramach tajnych rozkazów miejscowegodowództwa lub dowództwa w Benning, lub Pentagonu? Pytam poważnie.I tylko nie próbujściemniać specowi od ściemniania.– Jestem pewny – rzekł Munro.– Przysięgam na grób mojej matki.Znam się na swojej pracy,przynajmniej to mi przyznaj.– W porządku – odparłem.– Kim jest ten zabity?– Na razie nie wiemy, ale prawie na pewno cywil.– W pobliżu ogrodzenia?– Podobnie jak ci pobici.Jakby przekroczyli kordon sanitarny.– Nie bądź śmieszny.Niczego takiego nie ma, tego jestem pewny.Przez chwilę obaj milczeliśmy.– Czego jeszcze jesteś pewny? – spytałem.– Nie mogę ci powiedzieć.W tej sprawie kazano mi trzymać gębę na dwie kłódki.– Zagrajmy w Dwadzieścia Pytań.– Nie zagramy.– W skróconą wersję.Tylko trzy pytania.Odpowiedź „tak” lub „nie”.– Nie pchaj mnie w szambo, dobrze?– Obaj w nim tkwimy, nie widzisz tego? Mamy do czynienia z paskudną, śmierdzącą sprawą.I to szambo albo jest po twojej stronie płotu, albo po mojej.Więc prędzej czy później jedenz nas będzie musiał pomóc drugiemu.Dlatego lepiej zacznijmy od razu.Milczenie, a po chwili:– Chryste, no dobra, trzy pytania.– Czy poinformowali cię o rozbitym samochodzie?– Tak.– Czy ktoś wspomniał o forsie z Kosowa jako możliwym motywie?– Tak.– Czy powiedzieli ci o dwóch innych zamordowanych kobietach?– Nie.Jakich dwóch innych?– Tutejszych.Dokładnie w taki sam sposób zamordowanych w ubiegłym roku.Poderżniętoim gardła.– Wiążą się z ostatnią ofiarą?– Prawdopodobnie.– Chryste.Nikt nawet nie pisnął na ten temat.– Dysponujesz rejestrem ruchów kompanii Bravo? Za czerwiec i listopad ubiegłego roku?– To już czwarte pytanie.– Teraz już tylko gawędzimy.Dwóch równych stopniem oficerów wymienia poglądy, nicponadto.– W tutejszej dokumentacji nie ma rejestru ruchów kompanii Bravo.Działają zgodnie zespecjalnymi protokołami operacyjnymi i cała dokumentacja znajduje się w Fort Bragg.Bezspecjalnie uzasadnionego wniosku nie ma mowy o tym, żeby choć rzucić okiem na szafępancerną, w której jest przechowywana.– Robisz jakieś postępy? – spytałem.Brak odpowiedzi.– Zazwyczaj po jakim czasie działa twoja tajna broń?– Zwykle szybciej niż tu – odrzekł.Nie zareagowałem i na linii zapadła cisza.Jeśli nie liczyć stłumionych oddechów.Munro odezwał się pierwszy:– Posłuchaj, Reacher, pewnie tracę tylko czas, mówiąc to, co zaraz powiem, bo ty wieszswoje i pomyślisz: a cóż innego może mówić? Obaj wiemy, że przysłali mnie po to, żebymkrył czyjąś dupę.Tyle że ja nie jestem z tych.I nigdy nie byłem.– No i?– Z tego, co udało mi się dotąd ustalić, wynika, że żaden z tutejszych chłopaków niezamordował żadnej kobiety.Ani w tym miesiącu, ani w listopadzie, ani w czerwcu.Na tęchwilę nic na to nie wskazuje.29Odłożyłem słuchawkę i Deveraux natychmiast wróciła.Być może obserwowała lampkękontrolną na centralce, pomyślałem.– I co? – spytała.– Nie ustanowili kordonu sanitarnego.Od przyjazdu Munro nikt nie opuścił terenu bazy.– Przecież musi tak mówić, nie?– Niczego nie wykrył.Uważa, że sprawcą nie był nikt z Kelham.– Jak wyżej.Pokiwałem głową.Dym i lustrzane odbicia.Polityka i rzeczywisty świat.Pomieszaniez poplątaniem.– Masz ochotę na lunch? – spytałem.– Potem – odrzekła.– To znaczy?– Najpierw masz do rozwiązania problem.Na ulicy stoją McKinneyowie.Sprowadzili posiłkii czekają.* * *Deveraux poprowadziła mnie korytarzem do narożnego pokoju, którego okna wychodziły nadwie strony.Na Main Street nie było nikogo i nic się nie działo, ale od wjazdu do miasteczkawidać było cztery postacie.Moich dwóch dobrych znajomych i dwóch niemal tak samo jakoni niechlujnych, kudłatych, owłosionych i wytatuowanych.Stali z rękami w kieszeniachprzy końcu ulicy i leniwie przestępowali z nogi na nogę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]