[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkimi można było jednaksterować z wnętrza tej właśnie sali.Identyczne umocnienia, produkty wielu lat tajnych badań,zostały rozmieszczone w nieregularnych odstępach wzdłuż całego perymetru, by strzecksiężycowej kolonii noszącej nazwę New Plymouth.Po przeciwległej stronie frontu istniałrównie szczelny kordon niewidocznych z tego miejsca fortyfikacji.Ponoć Wielki MurChiński widać gołym okiem z kosmosu.Powiadają, że wygląda jak smok wijący się po ziemi.Stark nigdy go nie widział, z powierzchni Księżyca trudno było nawet dostrzec kontynenty, ato za sprawą gęstej pokrywy chmur przykrywających często biało-błękitny dysk dominującyna tutejszym niebie.Niemniej gdy obejrzał wideo o tej starożytnej budowli, zarżał ześmiechu.Tak długiego muru nie można było bronić na każdym odcinku.Co więcej, przy tychrozmiarach był też bardzo łatwy do zniszczenia, zwłaszcza że stał na otwartej przestrzeni.Niemniej ludzkość nauczyła się wiele o niszczeniu i zabijaniu podczas tysiącleci, jakiedzieliły moment powstania tego cudu antycznej inżynierii od współczesności.Linie obrony napowierzchni Księżyca były niemal niewidoczne z zewnątrz, a ich załogi zachowywały się jakjadowite węże, które nie wypełzną spod kamieni, dopóki ktoś nie zagrozi ich gniazdom.Część żołnierzy wyciskała z siebie siódme poty na stanowiskach ogniowych, ćwiczącpod wszystkowidzącym i czujnym jak zwykle okiem kapral Gomez.Nieco dalej Mendozapełnił dzienną wartę, omiatając pas ziemi niczyjej wszystkimi dostępnymi sensorami.Przysypiał w trakcie tej nudnej służby, co zdarzało się chyba każdemu strażnikowi od zaraniadziejów.Czyż Adam także nie przymknął na moment oczu, pilnując rajskiej jabłonki?Mendoza zerwał się jednak na równe nogi, gdy usłyszał podchodzącego do niego sierżanta.Stark powitał go skinieniem głowy i stanął za fotelem, by przyjrzeć się odczytom widocznymna ekranach.Miał na nich całą gamę obrazów zależnych od tego, do jakich czujników byli akuratpodłączeni.Podczerwone ukazywały nierealną scenerię pełną lśniących kul w miejscachemanujących ciepło.Wibracyjne dostarczały obraz składający się z rozedrganych linii - wtym sektorze rejestrowały głównie pęcznienie wystawionych na światło słoneczne skał bądzich kurczenie się w strefach głębokiego cienia.Także te procesy, jak najbardziej naturalne,były zapisywane przez skonstruowane przez człowieka i wykrywające wszystko inteligentneczujniki.Uwagę Starka przyciągnął jednak monitor rejestratora wizyjnego.I czarno-białykrajobraz pocięty ostrzami cieni.Niesamowicie stare skały i równie wiekowy pył.Z tego kątanie było widać na niebie połyskującej tarczy Ziemi, jedynej ostoi koloru i życia.Na tę myślprzypomniał sobie wygląd chmur, ich nieregularne pasma sunące po błękicie nieba, przestwórnieokiełznanego oceanu i fale przyboju uderzające z hukiem o brzeg opodal domu, w którymsię wychował.Wysokie drzewa przesłaniające niebo, bujne zarośla z kilku tropikalnychkraików, w których walczył, zanim wysłano go w to miejsce.No i trawę, rzecz jasna,zdeptane zdzbła pokryte kropelkami krwi - tak ją pamiętał za każdym razem, gdy przymykałoczy.Wszystko to wydawało się teraz takie odległe, wręcz niewyobrażalne, gdy stał pośrodkumartwego, srebrzysto-czarnego krajobrazu w królestwie smolistych cieni i oślepiająco białegoświatła.- A nad nim gwiazdy wciąż połyskują dzielnie.Słowa Mendozy wyrwały Starka z zamyślenia.Obrzucił szeregowego ostrymspojrzeniem lekko poirytowany, ale i zaciekawiony znaczeniem rzuconej uwagi.To drugieuczucie w końcu zwyciężyło.- Co chciałeś przez to powiedzieć?Mendoza wyglądał na zmieszanego, jakby wypowiedział na głos uwagę, którą miałzachować tylko dla siebie.- To słowa starego poematu z początków dwudziestego wieku, traktującego o polubitwy.- Niewiele mi to mówi.- Uczepię się wszystkiego, co może odciągnąć moje myśli odtego ponurego, martwego miejsca i zbliżającej się wielkimi krokami walki.Poza tymMendoza niezwykle rzadko otwiera się przed innymi, a trzeba przyznać, że jest cholerniedobrze wyedukowany.Z tego, co zawierają jego akta osobowe, wynika, że bez problemumógłby zostać oficerem.Nie po raz pierwszy Stark zaczął się zastanawiać, dlaczego jegopodwładny wybrał służbę liniową zamiast bezpieczniejszej posadki w sztabie.Może kiedyśdowiem się, co nim kierowało, aczkolwiek muszę przyznać, że nie wyobrażam sobiewyciszonego, szczerego Mendozy jako trepa szalejącego bez przerwy na punkcie awansu, atak wygląda przecież świat przeciętnego oficera.- Powiedz mi coś więcej.O jakichwydarzeniach mówi ten poemat?Mendoza rzucił spojrzenie w głąb bunkra, zauważając, że znalazł się w centrum uwaginie tylko Starka, ale i grupki skupionej wokół Gomez, a potem uśmiechnął się przepraszająco.- Nie pamiętam wszystkiego, panie sierżancie.Zdaje się, że chodziło o miejsce zwaneFlandrią.A dokładniej o pola tej Flandrii.Pierwszy wers mówił o rzędach krzyżyustawionych na grobach poległych żołnierzy, potem było coś o skowronkach wciążśpiewających na niebie pomimo toczącej się wokół wojny.I tak mi się skojarzyło, że skoronie ma tutaj skowronków, mogę zastąpić je gwiazdami.- Co to są skowronki? - zapytał ze zdziwioną miną Murphy.- To takie ptaki, głupku - prychnęła z pogardą Gomez.- Skąd ty jesteś, ziemski cieciu,że nie wiesz nawet takich rzeczy? Tkwię w kamaszach tyle co ty, ale.- Dość tego - przerwał jej Ethan.- Murphy to zakuta pała.Koniec tematu.- Spojrzałponownie na Mendozę.- Flandria, powiadasz? Pole bitwy? To było jakieś wielkie przedstawienie teatruwojny?Szeregowiec skinął głową.- O tak, sierżancie.Naprawdę wielkie.Rzecz działa się w Belgii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]