[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W świetlicy GS-u - opowiadał mu o tym kiedyś Gabriel - odbywały się próby chóruparafialnego.Starsze panie wydały trochę grosza, by przystosować salę do swoich potrzeb.Główną inwestycją był wielki dębowy krzyż, sięgający od podłogi do sufitu.Ktoś lub cośoderwało go od ściany i odwróciło do góry nogami.Miejsce figury Jezusa zajęła na nim nagaMonika.Nie przybito jej jednak do krzyża.Ręce w przegubach i łokciach były przywiązanedo drewnianych ramion jej własnymi jelitami.Podobnie jak pozbawiona oczu i języka głowa.Demon, który ją dopadł, rozpłatał brzuch dziewczynki od krocza niemal do mostka.Większość wnętrzności leżała na podeście.Nogi dziecka zwisały bezwładnie, jakbywyłamano je z ogromną siłą.Andrzej patrzył na ciało zabitej w bestialski sposób dziewczynki z przerażeniem iniedowierzaniem.Drgnął gwałtownie, gdy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu.- Spokojnie, to tylko ja.Gabriel podniósł go i podał mu chusteczkę, by mógł obetrzeć twarz.Andrzejskorzystał z niej skwapliwie.- Teraz już rozumiesz - powiedział łagodnie Aowca - o czym mówiłem, kiedyrozmawialiśmy pierwszy raz?- Tak - przyznał Andrzej.- Miałeś stuprocentową rację.Wyszli na zewnątrz.Aowca podtrzymywał otumanionego Andrzeja przez całą drogędo plebanii.Tam ułożył go w łóżku i zasłonił szczelnie okna sypialni.- Prześpij się - poradził.- Będę czuwał.Siedział przy rzucającym się Arthmańskim do samego rana.Siedział z nieobecnymwzrokiem skierowanym gdzieś w sufit.Siedział tak, dopóki nie zadzwonił dzwon.* * *W ciągu następnego tygodnia stracili jeszcze kilka Wymiarów.Razael niepróżnował.Z każdym zwycięstwem stawał się bardziej przebiegły.Sto ze stu czterechpodświatów znalazło się już we władaniu Ciemności.Zarówno Andrzej, jak i Gabriel mielipoczucie przegranej.Zmierć Moniki była momentem zwrotnym w ich walce.Po raz pierwszyzdali sobie wtedy sprawę, że chyba nie mają szans na powstrzymanie odradzającego siędemona.Ale nie poddawali się.Każde dziecko wyrwane z pazurów bestii opózniało jejpowtórne nadejście.Andrzej przez kilka dni nie opuszczał plebanii, a Aowca przejął wszystkie jegoobowiązki.Może nawet nie tyle przejął, ile wrócił do ich wykonywania.Apatia, w którą popadł Arthmański, powoli mijała.Gdy Aowca wychodził, corazczęściej siadał do komputera.Gniew dodawał sił do pracy.Nienawiść popychała wciąż dalej idalej.Za każdym razem, gdy miał dość bądz nie potrafił sobie dać rady z kolejnymproblemem, przed oczami stawała mu Monika.W dwa tygodnie po incydencie z dzieckiem zakończył rekonstrukcję większościnapisów.Pozostał mu jeszcze jeden, chyba dość ważny, bo pisany największymi literami.Niestety, właśnie przez tę wielkość liter miał z tym najpoważniejszy problem.Czas obszedłsię z nimi najgorzej.Siedział i patrzył na napisy, które udało mu się już odszyfrować.Niestety, niewidział w nich żadnego ukrytego znaczenia ani głębszego sensu.Przeczytał je raz jeszcze wtakiej kolejności, jak były grawerowane.W górnym rzędzie było napisane tak:.każdy Wymiar jedno ma wejście.Każda dusza to klucz do Wymiaru.Każdy Wymiar to gniazdo demonów.Wszystkie Wymiary to część klucza do wol.To było zrozumiałe.Gabriel dokładnie mu to wyjaśnił.Ostatnie słowo na pewnooznaczało wolność.Znacznie ciekawiej układał się następny napis, z niższej linijki:.pięć jest pieczęci, które nałożyło Zwięte Przymierze.Pierwsza to Zwątpienie, drugajest Zaufaniem zwana, trzecia to Zawierzenie, czwarta to Wdzięczność, piąta Poświęcenie.To był dość enigmatyczny zapis.Porównywano pieczęcie do uczuć.A kto przyzdrowych zmysłach ufałby potworowi? Pozostawała jeszcze najniższa linijka.Z tego napisumiał na razie niewiele:Wszystkie pie niczym tylko ręka dziec.W każdym razie pieczołowita rekonstrukcja przyniosła obiecujące rezultaty.Kilkuliter z dolnego napisu mógł się domyślić.Choćby dokończenia słowa pieczęcie, którenasuwało się samo przez się.Wpisanie tych liter pozostawił jednak na sam koniec.Nawypadek, gdyby się mylił.Teraz zajmował się drugim członem zdania.Tym, z którego narazie nic nie wynikało.W tym miejscu skopiowany napis urywał się, ale reszta powinna byćwidoczna na cembrowinie w kościele.Odłożył laptop i wstał z łóżka.Nie czuł się jeszcze najlepiej, ale postanowił odwiedzić świątynię i dopasować resztęnapisów.Choćby tylko połączyć je z sąsiadującymi zdaniami.Ubrał się i zszedł na dół.Gabriela nie było już od pewnego czasu.Ostatnio znikał na coraz dłużej.Andrzej nie wnikałw to, co Aowca robił, miał ważniejsze zadania na głowie.Jeśli się postara, jeszcze tegowieczora będzie mógł przedstawić przyjacielowi - za takiego już uważał byłego księdza -rezultaty swojej pracy.Wszedł do świątyni i powoli zbliżył się do studni.Przyklęknął i otarł kurz z napisówna lewo od zatartego miejsca.Skopiował litery na kartkę, tym razem w normalny sposób, iprzeniósł się na prawo.Zawsze wydawało mu się, że ma doskonałą pamięć wzrokową.Potrafił po kilkumiesiącach odtworzyć z pamięci nawet skomplikowany ornament.Tym razem jednak pomyliłsię o dobre kilka centymetrów w ocenie szerokości zeszlifowanego napisu.Tam, gdzie jegoszkice się kończyły, nie było nic.Pierwsze litery zaczynały się pojawiać na rancie studni oszerokość dłoni dalej.- Cholera! - zaklął pod nosem.Zrzucił ten błąd na tempo, w jakim pracował, i stres związany z nadejściemciemności.Niestety, szansa na dotarcie do kościoła w innym podświecie na tyle wcześnie, byskopiować napis bądz go odczytać, była mała, by nie powiedzieć żadna.Musiałby trafić dowłaściwego Wymiaru w chwili śmierci dziecka.Dostać się do kościoła, wykonać całą robotę iwrócić.Jedyne przejścia znajdowały się jednak teraz po drugiej stronie Tranzytu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]