[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zabiłby je.Jeszcze raz.Przez jakiś czas Jace wierzył, że Grace i Mary Beth naprawdę wnim żyją.Potrzebował tej wiary.Ale znał prawdę.Głosy w jego głowie, które tyle od niegowymagały, były jego własnym głosem.Jace Colton postawił sobie znacznie większe wymagania, niżzrobiłyby to Grace i Mary Beth.Zostanie lekarzem, tak jak chciałaMary Beth.Pasterzem, który nigdy nie zazna spokoju.Będzie opiekował sięswoim stadkiem, chociaż jego serce będzie przepełniała obawa istrach.Jego stadko będzie wyjątkowe - najciężej chorzy, potrzebującynatychmiastowej pomocy, ludzie, dla których najmniejszy błąd możeoznaczać natychmiastową śmierć.Pasterz całe swoje życie poświęcił opiece nad tym stadkiem.58RSZ wyjątkiem Bożego Narodzenia.W święta samotnierozpamiętywał Wigilię sprzed lat.Pozwalał sobie na te wspomnienia,zmuszał się do nich.Przypominał sobie każdą utraconą nadzieję," całezawiedzione zaufanie, a jego duszę trawił piekielny ogień.Jace na nowo przeżywał tę noc ze wszystkimi szczegółami.Nigdy nie wyobrażał sobie, co by było, gdyby zgodnie z obietnicąposzedł do łóżka.Nie pozwalał sobie na takie radosne fantazje.Dziś jednak, kiedy znów wspominał tamten pożar, usłyszałdzwoneczek - taki jak przy saniach - i patrząc na szczupłe dłonieściskające żółtego królika, zastanawiał się, czy będą go teraz dręczyćwizje tego, co mogłoby być, gdyby dotrzymał obietnicy.i odważyłsię uwierzyć.Dzwięk, który dziś usłyszał, nie był odgłosem dzwonków przysaniach Zwiętego Mikołaja sprzed lat.Dobiegał z ogonka żółtegokrólika.A ściskające go dłonie?Czy należały do ducha?Nie.Chociaż siedząca obok kobieta była tak wiotka i krucha, żewyglądała jak duch.Drżała ze strachu przed nim?Jace po mistrzowsku potrafił ukrywać swe myśli, aledzwoneczek w ogonie królika zaskoczył go w chwili, gdy dopadły goból i złość.Szybko odwrócił wzrok, uwalniając tę drżącą zjawę od swegogroznego spojrzenia.Ale sam nie mógł się od niej uwolnić.Kobieta była bardzo szczupła.Wręcz chuda.Wyniszczonachorobą? Obłąkana? Nie.Doktor Jace Colton uznał, że nie była chora59RSpsychicznie.Jej strach przed nim nie był wynikiem szaleństwa.Więcmoże była chora fizycznie? Może miała raka i jej ostatnim życzeniembyło zobaczyć Anglię w tym pięknym, przedświątecznym okresie.Też nie, pomyślał doktor.Owszem, miała niezwykle bladą,półprzezroczystą cerę.Jakby całe życie spędziła pod szkłem.Jednakjej delikatna jak jedwab skóra była biała, ale nie ziemista.Nie było naniej śladów choroby.A krótkie czarne włosy miały zdrowy połysk.Była blada, chuda i przestraszona, ale zdrowa.Delikatna, leczsilna.Może biega na długie dystanse.Może jest tancerką.Albobaletnicą.Przypomniała mu się szklana kula ze śniegiem, którą widziałwiele lat po wyjezdzie z Loganville.Była hipnotyzująca.Niesamowita.Wewnątrz wśród płatków śniegu, w blasku zimowegoksiężyca, wirowała baletnica.Hipnotyzująca i niesamowita baletnica niespodziewanieodwróciła uwagę Jace'a Coltona od pełnej bólu i cierpienia samotnejbożonarodzeniowej podróży.4Chwilę po planowym starcie z głośników nad głowamipasażerów rozległ się głos pilota.60RS- Przez jakiś czas będzie trochę trzęsło, dlatego proszęwszystkich, nie wyłączając członków załogi, o pozostanie namiejscach do czasu ustania turbulencji.Mam też dobrą wiadomość.Dzięki burzy i silnemu wiatrowi przewidujemy wcześniejszelądowanie o godzinie dwudziestej pierwszej dwadzieścia.W Londyniepada deszcz, a temperatura wynosi dwanaście stopni Celsjusza.Niema mgły i wieje słaby wiatr.Wiele osób długo czekało na ten lot,proszę więc teraz wygodnie usiąść i odprężyć się.Turbulencjeniedługo ustaną.%7łyczę państwu przyjemnego lotu.Dopiero po pięćdziesięciu minutach turbulencje ustały na tyle,by stewardesy obsługujące pierwszą klasę mogły podać posiłek eliciepasażerów.Rozdano menu.Można było teraz zamówić solidny lunch, apółtorej godziny przed lądowaniem na Heathrow wyśmienity, obiad.Przyniesiono gazety i czasopisma z całego świata.Pasażerowiemogli wybrać także film na wideo i obejrzeć go na ekranachumieszczonych w szerokich oparciach foteli.Jace i Julia w milczeniu odebrali menu i skinieniem głowypodziękowali za czasopisma, gazety i filmy.Jace Colton przyglądałsię burzowym chmurom, a Julia Hayley patrzyła na królika leżącegocicho na jej kolanach.W końcu trzeba się było odezwać, przynajmniej do obsługującejich stewardesy.Miała na imię Margot, o czym informowała wpięta wklapę złota plakietka.- Panno Hayley? - zapytała stewardesa, spojrzawszy na listępasażerów.Nazwisko Julii dopisano ręcznie.- Wybrała już pani coś61RSdo jedzenia? Na lunch proponujemy omlet, belgijskiego gofra lubtalerz owoców, a na obiad łososia albo filet wołowy.- Dziękuję bardzo.Nie będę nic jadła.- Zupełnie nic? - Margot nie kryła zdziwienia.Co prawdajedzenie w samolotach nie jest może najlepsze, ale to była pierwszaklasa na trasie międzynarodowej.- Nie, dziękuję.- Może podać pani coś do picia?- Nie, dziękuję - odezwała się po raz trzeci Julia.Margot spojrzała na Jace'a, który słysząc rozmowę z pannąHayley siedzącą na miejscu 2B, oderwał ponury wzrok od chmur.- Co dla pana, doktorze Colton?- Dziękuję za jedzenie.Ale jeśli przyniesie mi pani kilkabuteleczek szkockiej, nie będę pani zawracał głowy już do końcapodróży.Margot nie miała nic przeciwko temu, żeby ten przystojnypasażer trochę pozawracał jej głowę.- Czy jest pan może chirurgiem plastycznym?- Nie.Urazowym.Dlaczego pani pyta?- Potrzebuję opinii drugiego lekarza.Najwyrazniej planowała zabieg.Jace bez namysłu odparł, żechociaż specjalizuje się w chirurgii urazowej, to nie wydaje mu się,żeby potrzebowała jakiejkolwiek operacji.Mówił to na podstawiebogatego doświadczenia w stosunkach z kobietami, które w tymwypadku było o wiele bardziej przydatne niż jego praktykazawodowa.62RSJace przyzwyczajony był do takich nieco prowokującychrozmów.Czasem udawało mu się nawet odpowiedzieć uwodzicielsko.Dzisiaj jednak jego słowom towarzyszył zmęczony, choć czarującyuśmiech.Margot uśmiechnęła się w odpowiedzi, dając mu dozrozumienia, że doceniła komplement.- Może lodu do whisky, doktorze?- Niekoniecznie.- Jak pan sobie życzy.Stewardesa przyniosła Jace'owi sześć buteleczek z płynem wkolorze bursztynu.Julia patrzyła na nie tak, jak on wcześniejwpatrywał się w jej palce ściskające króliczka.Jej spojrzenie musiałobyć równie bezpośrednie i surowe jak jego wtedy.Jace czuł na sobie jej pełen dezaprobaty wzrok.JednocześnieJulia, skupiona na buteleczkach, zdawała się go nie zauważać.Sprawiała wrażenie, jakby martwiło ją to, że Jace szuka pocieszenia walkoholu.Nie był alkoholikiem.Pił tylko w samolocie - tu nie czuł sięodpowiedzialny za nikogo oprócz siebie - i tylko wtedy, kiedy był wdrodze między dwoma światami - między Chicago a krajem, wktórym toczyła się wojna, lub między ośnieżoną terazniejszością ipiekłem przeszłości.Co prawda picie od czasu do czasu nie wyklucza alkoholizmu.Upijanie się, nawet jeśli zdarza się rzadko, z pewnością wskazuje nauzależnienie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]