[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnie myślisz, że jestem strasznie nieuprzejma.Aleto takie zaskoczenie.Błagam, byś nie myślała, że mam cię za kogoś gorszego od nas.Christina nie przejęła się reakcją ciotki, ale była przekonana, że starsza pani kłamie.Uśmiechnęłasię do niej i powiedziała: - A ja błagam, byście nie myśleli, że ja uważam was za gorszych.Wrzeczywistości doszłam do wniosku, że moi krewni są o wiele bardziej cywilizowani niż Anglicy.Jestem z tego bardzo dumna.- James zawsze był bardzo uprzejmy dla wszystkich - oświadczyła matka Lyona.Ciotka Harrietta poklepała dłoń Christiny, po czym spojrzała na markizę.- Milicent - mruknęła, używając imienia markizy daj spokój, na Boga.Prowadzimy tu poważnąrozmowę.Ponownie z uśmiechem odwróciła się do Christiny.- Z przyjemnością wysłucham opowieści o twoim dzieciństwie, Christino.Podzielisz się nią znami?- Z radością - zgodziła się księżniczka.- Ale chcę cię ostrzec, byś nie zdradzała się ze swym pochodzeniem nikomu spoza tej rodziny.Obcy cię nie zrozumieją.W towarzystwie trafiają się bardzo płytkie osoby - dodała staruszka ienergicznie kiwnęła głowa.- A nie chciałabym, byś stała się obiektem złośliwych plotek.- Czy wasze zwyczaje są bardzo dziwne?- Na Boga, Diano - ryknął Lyon.- Nic nie szkodzi - przerwała mu Christina.- To tylko ciekawość.- Zmieńmy temat - zaproponował Rhone.Spojrzał z dezaprobatą na Dianę, lecz wziął ją za rękę.Ciotce Harriecie nie podobał się sposób, w jaki Diana patrzyła na Christinę - z szeroko otwartymiustami.Ta głupiutka dziewczyna wyglądała na zafascynowaną.W trosce o uczucia Christinystarsza pani postanowiła pospiesznie przenieść uwagę Diany na inny temat.- Lyonie? Diana uparła się, że przywiezie ze sobą tego zle wychowanego szczeniaka, któregodostała od Rhonea - poinformowała.- Ma nadzieję, że zgodzisz się, by tu został, kiedy mybędziemy w Londynie.Czy nie tak, Diano?Rhone musiał trącić Dianę łokciem, by się ocknęła.- Och, tak.To okrucieństwo trzymać to psisko w domu w Londynie.Christino, czy miałaś wdzieciństwie pieska? Czy w twoim.mieście były psy?- To nie było miasto, tylko wioska - wyjaśniła Christina, z nadzieją, że Diana przestaniewpatrywać się w nią tak intensywnie.- Ale czy były tam psy? - upierała się dziewczyna.- Tak, były - odparła Christina.Poczuła na dłoni mocniejszy uścisk ręki Lyona, więc odwróciła siędo niego i mrugnęła.- Ale nie traktowano ich jak zwierzęta do zabawy - skłamała.- Zresztą długosię u nas nie utrzymywały.- James kochał zwierzęta.Miał pięknego psa, który wabił się Wiemy.- Bardzo niewłaściwe imię, moim zdaniem skomentował Lyon.- Zgodzisz się ze mną,Christino? - spytał, także puszczając do żony oczko.W tym momencie w drzwiach stanął Brown i obwieścił, że pojawił się sir Fenton Richards.Lyon iChristina wstali.- Chciałbym pojechać z wami i z Richardsem zawołał Rhone.Lyon zerknął na Christinę, a kiedy twierdząco skinęła głową, powiedział przyjacielowi, że zradością przyjmą jego pomoc.Księżniczka znajdowała się w połowie drogi do drzwi, gdy Diana krzyknęła za nią.- Christino? Dlaczego psy długo się u was nie utrzymywały?Christina chciała już zignorować pytanie, ale zobaczyła, że Diana znowu się w nią wpatruje, jakbyzamiast jednej głowy miała dwie.- Co się z nimi działo?- Zjadaliśmy je - odkrzyknęła księżniczka, starając się zachować powagę.Ciotka Harrietta upuściła wachlarz.Diana sapnęła.Lyon nawet nie mrugnął, kiedy nagle doszedłich głos jego matki:- James nigdy nie jadł psów.On.och, Boże, co ja wygaduję?Wszyscy wybuchnęli śmiechem.Nawet starsza pani markiza lekko wykrzywiła usta.Był to zarysuśmiechu, ale jednak uśmiechu.Christina uznała, że to dobry znak.Uścisk Lyona powiedział jej, że mąż pomyślał to samo.- Diano, tylko żartowałam.Nie zjadaliśmy naszych zwierząt.Nie musisz martwić się o swojegoszczeniaczka.Nie zjem go na obiad.Masz na to moje słowo.- A ona nigdy nie łamie słowa - rzucił Lyon do siostry.- Chyba że bardzo zgłodnieje - dodał,wyciągając żonę z pokoju.Richards ze zdumieniem patrzył na wchodzącą do biblioteki parę, uśmiechniętą, jak gdyby nigdynic.Ich zachowanie zupełnie nie pasowało do tajemniczego liściku, który poprzedniego dnia odnich otrzymał.- A więc rozwiązaliście już problem? - spytał na powitanie.- Nie, nadal potrzebujemy twojej pomocy oświadczył Lyon i spoważniał.- Richards, czy jesteśbardzo zmęczony? Zniesiesz następną przejażdżkę?- Dokąd?- Do byłej posiadłości lorda Actona - padła odpowiedz.- To dobre cztery godziny drogi, prawda?- Z Londynu - przypomniał Lyon.- Stąd tylko dwie.- Kto tam teraz mieszka?- Nikt.Dom jest do wynajęcia.Richards zwrócił się do Christiny.- Napiłbym się herbaty, moja droga.Wyruszyłem o świcie i nie miałem czasu zjeść śniadania.- Natychmiast każę przygotować cały posiłek oznajmiła Christina.- Będzie pan musiał miećdużo siły, by wykonać zadanie, które pana czeka - dodała i pospiesznie opuściła bibliotekę.Richards zamknął drzwi, po czyra odwróci! się do Lyona.- Umyślnie pozbyłem się twojej żony, żeby móc z tobą porozmawiać na osobności.- Nie mam przed Christiną żadnych tajemnic - odparł na to markiz.- Nie rozumiesz - oświadczył Richards.- Nie mam zamiaru zdradzać ci żadnych tajemnic, aletwoja żona mogłaby się zmartwić.Może będziesz wolał powiadomić ją o tym po powrocie znaszej tajemniczej wyprawy.Pojawił się baron Stalinsky.Przyjechał wczoraj.Chciał od razuzobaczyć się z córką.Powiedziałem mu, że to niemożliwe, bo pojechaliście w odwiedziny doznajomych gdzieś na północy i że wrócicie pojutrze.Mam nadzieję, że nie popełniłem błędu,Lyonie.Wymyśliłem to na poczekaniu.- Dobrze zrobiłeś - oświadczył markiz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]