[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co pan myśli na ten temat?Alec powąchał mocny płyn, zastanawiając się, czy to szkocka, czy rozpuszczalnik dofarby.Doktor Ashton patrzył wyczekująco, a Alec wiedział, że niezależnie od tego, co powie,jest już załatwiony.Rodzice Christine wyrobili sobie opinię na jego temat, zanim tu wszedł.Cóż, skoro mają go nie zaaprobować, to równie dobrze mogą odrzucić prawdziwego Aleca, anie wyelegantowaną wersję, którą próbowała im wcisnąć córka.- Falowe? - Spojrzał doktorowi prosto w oczy.- Tak, też uważam, że zawsze wartobyć na fali.Brat zakrztusił się whisky i zaśmiał się.- To dobre! Na fali! Znaczy grać na zwyżkę, jasne!Alec kojarzył przez mgłę, że ludzie grywają na rynku akcyjnym na zwyżkę albo nazniżkę, ale dla niego to było zwykłe chrzanienie.Proszę, przekroczył próg raptem pięć sekundtemu, a on już pyta go o pieniądze? Doktor Ashton spojrzał surowo, sugerując, że zrozumiał,ale nie jest ubawiony.Natalie zmarszczyła brwi.- Rozmowy o finansach są nudne, wolałabym raczej pomówić o planach związanychze ślubem.Christine, ustaliliście już datę?- Drugi weekend kwietnia.- Tak szybko? - Pani Ashton skrzywiła się.- Zostaje nam raptem siedem tygodni.Alew klubie country mają doskonały personel od organizowania przyjęć.- Właściwie.- Christine spojrzała na Aleca.- To będzie podwójny ślub razem z mojąprzyjaciółką Maddy.Alec i Joe wszystko organizują.- Jakie to romantyczne! - wykrzyknęła Natalie.- Chyba nie mówisz tego poważnie.- Pani Ashton spojrzała chłodno na córkę.Christine zakłopotała się.- Niczego jeszcze nie ustaliliśmy.Właściwie.- Rzuciła Alecowi błagalne spojrzenie.- Możemy zastanowić się nad twoim pomysłem.Patrzył na nią oszołomiony tym, że Christine mimo jej silnej woli tak łatwo ustępuje.- Tego właśnie chcesz? Spuściła wzrok.- Chyba możemy porozmawiać o tym pózniej.- Oczywiście.Zmusił się do uśmiechu i tak wytrzymał przez resztę wieczoru.- Możesz prowadzić? - zapytała Christine, kiedy wyszli z domu.Głowa prawie jejeksplodowała.- Jasne - odpowiedział Alec tym samym zobojętniałym głosem, którym odzywał sięprzez ostatnie trzy godziny.Pogrzebała w torebce i podała mu kluczyki, modląc się, żeby nie zauważył, jak bardzotrzęsą jej się ręce.Niepokój przebił się przez środek uspokajający i wino, przez co była ażnadto trzezwa.Mimo to nie zamierzała siadać za kierownicą.Alec jechał przez Tarrytown, a ona wyglądała przez okno na mijane eleganckie domy iwypielęgnowane trawniki.- Nie było tak zle - powiedziała, gdy wjechali na autostradę.- Robbie i Natalie polubilicię.Tacie zawsze potrzeba czasu, żeby się do kogoś przekonać, więc fakt, że dziś wieczór byłtaki sztywny, jeszcze nic nie znaczy.A mama.Może przywyknie do myśli, że ty planujeszślub.Jeśli nie, zostawimy to jej.%7łyje takimi rzeczami i jest naprawdę niezła w organizowaniuprzyjęć.Wszystko będzie dobrze.Alec nic nie odpowiedział.- Samo wesele nie jest istotne - stwierdziła, jeszcze bardziej się denerwując.- Liczysię to, że się pobierzemy.Więc skoro marzy jej się coś wystawnego i eleganckiego, to nic nieszkodzi, prawda?Po stronie Aleca nadal panowała cisza.Christine patrzyła przez kilka minut na widoki przesuwające się za szybą, a potemzaczęła litanię od początku, powtarzając ją w różnych wersjach przez całą drogę domieszkania.Nic nie pomogło.Robiło jej się niedobrze.Rodzice nie mogli wyrazniej okazać,że nie pochwalają jej wyboru.Ale na pewno to się zmieni.Na pewno.Z czasem.Kiedy dojechali na miejsce, Buddy przywitał ich w drzwiach.Zaskomlał zaskoczony,gdy Alec minął go, raptem poklepawszy po łbie.Cienie wypełniały pokój, chociaż Christinezostawiła zapaloną lampkę przy sofie.Nie kłopocząc się, żeby zapalić więcej światła, Alecstanął przy suwanych drzwiach i zagapił się na panoramę Austin.Christine stała przydrzwiach wejściowych i patrzyła, jak jej narzeczony zdejmuje krawat.Dlaczego nic nie mówił?- Przepraszam za rodziców.- Położyła torebkę na stoliku przy drzwiach.- Ale oni tacywłaśnie są.Będzie dobrze.Odwrócił się do niej.- Wręcz przeciwnie.Nie będzie dobrze.- Będzie.Przeglądała na oślep stos korespondencji, a potem zacisnęła dłonie w pięści, gdy nieprzestały jej drżeć.- Po prostu potrzebują czasu, żeby cię poznać.- Nie.- Powiedział to tak obojętnym głosem, że spojrzała na niego znowu, ale wciemnościach nie potrafiła niczego wyczytać z jego twarzy.- Nie będzie dobrze, bo ani razuprzez całą drogę do domu nie powiedziałaś: Pieprzyć ich.Mam gdzieś to, co sobie myślą.Podskoczyła, słysząc takie słowa w ustach Aleca.- To moi rodzice.Oczywiście, że obchodzi mnie, co myślą.- Trochę za bardzo.Czy chociaż raz powiedziałaś im: Pieprzę to, zrobię to, czego jachcę ?- Nie wygłupiaj się.Nie przeklinam przy rodzicach.Zdenerwowanie zamieniło się wgniew.Ruszyła do sypialni, zdejmując po drodze kolczyki.- Oczywiście, że nie.Poszedł za nią, ale zatrzymał się w progu.- Gdybyś zaklęła przy nich albo, niech cię Bóg broni, była przy nich sobą, nie byłabyśjuż idealną córką i mogliby cię nigdy nie pokochać tak, jak tego pragniesz.- Powiedziałam ci, czemu mnie nie kochają.To nie ich wina.- Chrzanisz.Po pierwsze dzieci nie powinny zaskarbiać sobie miłości rodziców.To,co dzisiaj widziałem, jest odpowiednikiem twojej matki mówiącej: Siedz prosto, jedzwarzywa, uważaj, jak się zachowujesz, a jakoś będziemy cię tolerować.Podczas gdy twójojciec ignorował cię na rzecz tego dupka, twojego brata.Obróciła się gwałtownie, żeby spojrzeć mu w twarz.- Robbie nie jest dupkiem!- Tak? - Zdjął gwałtownie marynarkę i rzucił ją na krzesło przy oknie.- A jak byśskwitowała jego propozycję, żebym którejś soboty wpadł do klubu na tenisa, to przedstawimnie wszystkim ?- Starał się być przyjacielski.- Zdjęła buty i rozpięła sukienkę.- Rzucił mi prosto w twarz, że nie pasuję do waszego towarzystwa i nigdy nie będę.-Alec usiadł na łóżku i zzuł buty.- Jemu przynajmniej mogę wybaczyć, bo myślę, że starał sięciebie chronić.Ale twoi rodzice.Jezu!- Nie waż się ich obrażać.- Weszła do łazienki w samej bieliznie i rozpuściła włosy.- Christine.- Stanął w progu, rozpinając koszulę.- Jak możesz w takim stopniuprzejmować się nimi, skoro ty ich w ogóle nie obchodzisz? Oni martwią się tylko tym, jakbędą wyglądać, kiedy ich córka wyjdzie za prostaka.- Nie jesteś prostakiem! - krzyknęła ze złością w jego obronie.- Jestem! - wrzasnął.-Widziałaś, skąd pochodzę.- I widziałam, gdzie doszedłeś.Co zrobiłeś.- Wzięła szczotkę i szarpiąc włosy,zaczęła je rozczesywać.Bała się, że w każdej chwili wszystkie emocje tego wieczoruzamienią się w gwałtowny strumień łez.- Jestem dumna z tego, kim jesteś i kim się stałeś.W lustrze zobaczyła, że stanął za nią.- Dla nich to się nie liczy.- Położył ręce na jej ramionach i odwrócił ją twarzą dosiebie.- Myślałem, że mogę z tym żyć, ale.- Ale co? - Poczuła strach.- Chcesz powiedzieć, że nie dasz rady?- Nie.- Spojrzał jej prosto w oczy.- Chcę powiedzieć, że ty chyba nie dasz rady.- Alec.- Minęła go i weszła do sypialni.- Dlaczego mówisz takie rzeczy? Jakbyśchciał, żebyśmy się rozstali.Kiedy nic nie odrzekł, zwróciła się twarzą ku niemu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]