[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Badając dokładniej rysy jego przystojnej twa-rzy, doszłam do wniosku, że wykazywały podobieństwo rodzinne tylko do Oma-ra Sharifa.- Na twoim miejscu dałbym jej te pieniądze, Fabio doradził życzliwie Jo-chen, nie spuszczając oka z muskularnych sylwetek, niedbale flankujących jakdwie żywe kariatydy portal.Grube krople potu na czole Fabia zamieniły się w rącze strumyki.Drżącą rękąsięgnął po książeczkę czekową, ale Marusia żartobliwie pogroziła mu wymani-kiurowanym paluszkiem przed nosem, a kierowca na widok takiej naiwnościwzniósł oczy ku niebu.- Gotówkę, kumpel - rzucił dobrotliwie brat.- %7ładnych czeków.- Kiedy nie mam tyle gotówki przy sobie! - zakwilił Fabio.- Dajcie mi pójśćdo banku.- Masz, masz, przecież zamierzałeś zapłacić tym chorwackim murarzom, któ-rzy przebudowują piętro.- Marusia ochoczo pomogła jego pamięci.- Nawiasemmówiąc, to bardzo niepatriotyczne, zatrudniać nielegalnie cudzoziemców.Po-zwolenia na budowę też nie masz.Wy tu, na Południu, nie traktujecie przepisówzbyt serio, co? Pieniądze schowałeś w sejfie za obrazem świętego AntoniegoPadewskiego z liliami; na twoim miejscu nie wieszałabym sobie świętego nadTLRłóżkiem, w którym.no, już sam wiesz co.To takie obsceniczne.Powinieneś gochociaż zasłaniać ręcznikiem, kiedy nie jesteś sam.Fabio złapał się za głowę i rzucił w głąb korytarza wiodącego do sypialni go-spodarzy.Don Battista odprowadził go wzrokiem pełnym pogardy.- Madonna, serce mi pękać, kiedy pomyśleć, że ten cornuto pazzo*55 to mójsyn - powiedział gorzko, składając ręce jak do mo- dlitwy.- Oby mi jaja odpaść,zanim go spłodzić! Wierzyć mi się nie chcieć: piętnaście milionów lirów za to, żebabę przelecieć! Mnie w jego wieku kobiety prezenty dawać, omdlewać z miło-ści, iść do klasztoru albo do wody, do łóżka mi się pchać i do ołtarza ciągnąć.Przebierać mogłem między niewinnymi dzieweczkami i wesołymi wdówkami -rozwódek to u nas na Ischii, na szczęście, nigdy nie być - między młodymi, pięk-nymi i bogatymi, a ten co sobie znalezć? Ruską dziwkę!- Pan sam miał na nią ochotę, don Battista przypomniała mu pani Corneliazłośliwie.- Jakie to były trele, jakie zachwyty! Jak słowik w maju, cały repertuarklasyczny przed nią pan odśpiewał.Guccim się pan spryskiwał, różę jej w zębachpodawał, bażanta piec kazał, principessą nazywał, tak się panu podobała.- Ale na czas się wycofać - zastrzegł się z godnością don Battista.- Mnie żad-na kobieta w butelkę nie nabić, nawet taka noworuska!Z głębi korytarza dobiegły nas jęki Fabia, opłakującego swoją miłość, marze-nia o szczęśliwej przyszłości jako książę małżonek i piętnaście milionów.Słania-jąc się, powłócząc nogami i czepiając ścian, dowlókł się w końcu do hallu i wy-ciągnął ku Marusi paczkę zawiniętych w papier banknotów.- Piętnaście milionów - powiedział grobowym głosem.- Milion za każdydzień.- W takim razie była to oferta specjalna - zapewniła go Marusia, niedbale od-bierając pieniądze.- Moim zdaniem obraz latynoskiego kochanka w literaturze i55* głupi rogaczTLRfilmie jest nieprawdopodobnie przesadzony.Bardzo możliwe, że robicie kołosiebie tyle szumu, żeby podtrzymać się na duchu.W mojej ojczyznie nazywamyten fenomen chujem na kaczych łapach.Kiedy błyszczący jak trumna mercedes dagestańskich gości zniknął za zakrę-tem, willa pogrążyła się w żałobie.Zaciągnięto szczelnie zasłony, przykryto chu-stami lustra, w wazonach ułożono wydzielający mdły aromat białe chryzantemy.Zdaniem pani Cornelii, która znała don Battistę od lat, cierpienie, jakie odczuwałpo stracie dziesięciu tysięcy dolarów, dało się porównać jedynie z rozpaczą postracie żony.Przede wszystkim cierpiała jego miłość własna: świadomość, żepadł ofiarą oszustki, sprawiała mu niewymowny ból.Opuściła go radość życia,przestał śpiewać, jego spojrzenie zmętniało, czerstwa do tej pory skóra poszarza-ła i opadły mu ramiona.Nie tylko przygarbił się, ale i zmalał, nogawki spodniciągały się teraz po ziemi, a rękawy zwisały z przegubów.- Ojej, może w ogóle nie podniesie się po tym ciosie mówiła złowróżbniepani Cornelia.Agnesina odczyniała energicznie czary i modły.Powiesiła wszędzie chronią-ce przed złym urokiem corni, czerwone różki, podobne do świeżo wyrwanychsiekaczy, w kuchni ustawiła zaimprowizowany ołtarz z obrazem patrona wyspy,świętego Giovana Giuseppe delia Croce, ubranego w skromny habit franciszka-nina i wyciągającego ręce do wychylającego się z filuternym uśmiechem z obło-ków Dzieciątka.Przed ołtarzem migotał płomyk lampki oliwnej i stała tajemni-cza szkatułka, w której Agnesina, jak się ku mojemu przerażeniu okazało, trzy-mała wypolerowaną do blasku ludzką czaszkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]