[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Proszę go pozdrowić.Chessey przypomniała sobie, że w teczce szeregowca Boba Holisteraznajdowało się jego oświadczenie, że Derek ocalił mu życie, ratując wkrytycznej fazie choroby.SRDerek nie napomknął o tym ani słowem.- Dlaczego oni was zostawili? - spytał ktoś.- W Waszyngtonie nie wiedzieli, gdzie jesteśmy - odparł Derek.- Pewno uznali was za zabitych - powiedziała jakaś kobieta.- Chyba nie.Ale nie znali naszego miejsca pobytu - wyjaśnił powtórnieDerek.-I nie mieli żadnych dowodów, że żyjemy.Ale z pewnością o nasmyśleli.Na pewno.Oficer nigdy nie zapomina o swoich podwładnych.- Generałowie też nie?- Generałowie też nie.Chessey pomyślała sobie, że ci prości ludzie przyszli tu właśnie po to, byz ust Dereka usłyszeć takie zapewnienie.Im potrzebna była wiara wprzełożonych.Wojskowych czy cywilnych.- Chessey, którą tutaj widzicie.,.- Derek wskazał ją palcem - pracuje wdepartamencie stanu.I oni tam przez cały czas o nas myśleli i kombinowali,jak by nas wydobyć.Prawda Chessey?Chessey skinęła głową, pewna, że wielu z obecnych nie uwierzy jejpotwierdzeniu.- Zwietne piwo.I świetne było to jedzonko - powiedział Derek.- Wartobyło wrócić do domu.- Wszyscy się radujemy, że ci się udało.- Gospodarz spotkania poklepałDereka po plecach.- Czas się zbierać.- Derek wstał i leniwie się przeciągnął.Do miasta zabrał Dereka i Chessey jeden z uczestników spotkania.SRGdy jechali w czerwonym pinto, Chessey nachyliła się do ucha Dereka iszepnęła:- Aż nie mogę uwierzyć, że wymykałeś się na takie imprezy.- Wiem.Byłaś pewno przekonana, że w każdym z tych miast mam innąkochankę.Skinęła głową.- Miałam prawo coś podobnego podejrzewać.- Nie, Chessey, ja nie latam za spódniczkami.Ja szukam zupełnie czegośinnego.Szukam zwykłej kobiety, która będzie chciała tego, czego ja pragnę:rodziny, dzieci, własnego miłego domu, spokojnego życia.- Jesteście na miejscu - powiedział kierowca.- Powodzenia, Derek! Miłobyło cię poznać, Chessey.Pilnuj swego chłopa!Chessey zaczerwieniła się po uszy.Derek spokojnie poszedł na tył wozudo bagażnika po swój wojskowy worek.Kiedy dołączył do Chessey i wchodzili razem do hotelu, powiedział:- I jeszcze jedno, Chessey.- O co znowu chodzi?Ta kobieta musi umieć dobrze prowadzić traktor.SR ROZDZIAA DZIEWITYWaszyngton.Koniec wielkiej wędrówki.Merriweather Banks Bailey Randolph spotkała się ze swoją kuzynką wSzkarłatnym Gabinecie, saloniku przeznaczonym dla pań, które - przeddołączeniem do panów w wielkim holu chcą poprawić sobie fryzurę iprzypudrować noski.Chessey siedziała pod portretem Pierwszej Damy - Jacqueline Kennedy -i Merriweather poświęciła chwilę na krytyczną ocenę złotej sukni, jakąJackie Kennedy wybrała do pozowania malarzowi.Jackie mogłaby pokazaćsię lepiej, pomyślała, a widząc Chessey, wykrzyknęła radośnie:- Wyglądasz wprost wspaniale, moja droga! Jak ci się wiedzie?- Zwietnie.Jak się cieszę, że cię tu spotykam, Merriweather -zrewanżowała się Chessey i poddała się rytuałowi obejmowania i całowaniaw oba policzki.Miała nadzieję, że kuzynka nie pozostawiła jej żadnychśladów szminki.Chyba nie, pocałunki były właściwie cmoknięciami wpowietrzu, a szminka z pewnością najlepszego gatunku.Widząc wzrok Merriweather, utkwiony w jej suknię, spytała, czy coś jestnie tak, jak powinno być?- Czy to, co masz na sobie, dała ci kuzynka Margaret?- Nie.- Ale przecież nie ja? Pewno dostałaś ją od córki kuzynki Celeste?- Nie.Sama ją kupiłam.- Ot tak, poszłaś do Jacobsa i kupiłaś? Bo to jest Marc Jacobs, prawda?SR- Pojęcia nie mam.A suknię kupiłam z wieszaka w domu towarowym.- Niesamowite! Obróć się.Chessey niechętnie spełniła prośbę Merriweather.- Boże drogi, kupować sukienkę w domu towarowym! Robisz przedziwnerzeczy.Ale przy okazji: gratulacje z powodu awansu.- Dziękuję, Merriweather.- Babcia jest z ciebie bardzo dumna.Mówiła mi.- Dumna? Przecież była wściekła, rozmawiając ze mną przez telefon.- Ale to było przedtem, nim zadzwonił do niej osobiście prezydent ipoprosił ją o pozwolenie, byś mogła w oficjalnej misji podróżować po krajuz tym porucznikiem.I wiesz co? Nie uwierzysz, ale prezydent przeprosił ją,że nie zadzwonił wcześniej, nim wyruszyłaś w podróż.Tłumaczył się, żemiał zbyt wiele spraw na głowie.Wyobrażasz sobie przywódcę wolnegoświata usprawiedliwiającego się przed babcią?- Co mu babcia odpowiedziała?- Z jej wersji wynikałoby, że go najpierw zbeształa, a potem łaskawiewybaczyła.- Ciekawa jestem, skąd prezydentowi przyszło do głowy dzwonić do niej.Skąd on w ogóle wie, że ja opiekuję się porucznikiem McKenną?- Podejrzewam, że maczał w tym palce twój szef, Winston Fairchild.Płotka głosi, że ma cię na oku, a wtajemniczeni mówią, że chce cię mieć dlasiebie.Jest coś między wami? Kiedyś mi wspomniałaś, że on bardzo ci siępodoba.- Owszem, podobał.Ale nigdy nie zwracał na mnie uwagi.SR- Ale teraz coś planuje.Dzwonił do mnie i wprosił się na doroczne letnieprzyjęcie.- Po co mu to?- Przecież to jasne.Nie udawaj pierwszej naiwnej.On po prostu chce sięz tobą spotkać na grancie towarzyskim.Nasze przyjęcie jest w przyszłymtygodniu.Namiot w ogrodzie, rodzaj pikniku.Małe przyjęcie.Nie więcej niżdwustu gości plus wproszony pan Winston.Zjawisz się, prawda?- Pewno będziesz chciała, żebym zjawiła się sześć godzin wcześniej ipomogła ustawić namiot.- Ach nie, jesteś moją ulubioną kuzynką.Przyjdz, tak jak wszyscy, oczwartej na koktajl.- Merriweather odczuła nagle wyrzuty sumienia i objęłaChessey ramieniem.- I wiesz co? Przyprowadz tego przystojnegoporucznika McKennę.- Wątpię, aby tu jeszcze był.On z niecierpliwością czeka na spuszczeniego ze smyczy, żeby mógł umknąć do Kentucky.- Kilka dni może jeszcze poczekać.Powiedz mu, że Banks Baileyowiego proszą, a natychmiast przyleci.Będzie miał co opowiadać w tym swoimKentucky.To twoja pierwsza wizyta w Białym Domu?- Tak.- Nic dziwnego, że jesteś taka zdenerwowana.Widzę to.Byłam tu jużwiele razy.Mój Stephen jest raczej hojny wobec kongresmanów.To znaczyhojnie sypie radami.i jest często zapraszany.Kiedy prezydent w towarzystwie Pierwszej Damy i prezydenckiejpary z Paragwaju szerokimi schodami zszedł do wielkiego holu, pierwsząosobą, której podał rękę, był Derek.Porucznikowi kazano stać tuż podSRostatnim stopniem, podczas gdy pozostali goście musieli zatrzymać się okilka metrów dalej.Prezydent przedstawił Dereka paragwajskim gościom, amedia miały okazję uwiecznić uściski dłoni i rozmowę Dereka z obiemadostojnymi parami.Nie rozpieszczano prasy i po kilku minutach wyznaczenido służby porządkowej żołnierze piechoty morskiej grzecznie wyprowadzilireporterów i kamerzystów.Gdy za prasą zamknęły się drzwi, prezydent zażartował:- Teraz możemy się odprężyć i zachowywać swobodnie.Wszyscy obecni zareagowali obowiązkowym w takich wypadkachśmiechem.Chessey z dumą obserwowała Dereka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]