[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To bardzo długa ścieżka, ale jeśli miałbym ci cośradzić, to powiedziałbym: idz nią, Marysiu.Tą ścieżką dojdzieszna pewno.- Dokąd? - pytam.- Wiadomo - Pimpuś uśmiecha się.Wszystkie górskie ścieżkiprowadzą na szczyt góry.Jest jeszcze jedna.Odwraca się i pokazuje mi czwartą ścieżkę końcem lśniącej szpady.- Co to za ścieżka? - pytam.- Nikt tego nie wie.Może to najdłuższa ze wszystkich ścieżek, amoże najkrótsza.Może najcudowniejsza, a może najstraszniejsza.Może jest tylko cieniem ścieżki w negatywie góry? Nic więcej cinie powiem, bo sam nie wiem.Patrzę na czwartą ścieżkę.Niczym się od tamtych nie różni, aprzecież wszystko we mnie do niej się wyrywa.Robię krok w jejstronę, robię krok drugi.Przystaję.- Jeśli pójdziesz tą ścieżką - mówi Pimpuś, stając za mną -pożyczę ci mojej szpady.Już wyciągam rękę po szpadę, gdy słyszę jak przez watę odgłosygrzmotów.Burza.Kasia.Gdzie jest Kasia?Zwracam twarz do Pimpusia.Muszę znalezć Kasię!Zliczna buzia Pimpusia krzywi się z niesmakiem.- Tą ścieżką nie poszła na pewno. - Proszę, powiedz mi, gdzie jest Kasia!- %7łeby pomagać innym - mówi Pimpuś - trzeba najpierw pomóc sobie.Cóż to za komiczny widok, gdy ślepy prowadzi ślepego.Pomyśl osobie, Marysiu.- Błagam, powiedz, jak odnalezć Kasię.- Kasia poszła swoją własną ścieżką.Więc i ty idz swoją.A taścieżka? Nie chcesz pójść ścieżką niespodzianek?- Bardzo chcę - mówię - ale muszę znalezć Kasię.Zaraz będzieburza i muszę być przy niej.Pimpuś smutnieje, chowa do pochwy lśniącą szpadę.- Więc dobrze - mówi - nie będę ci się więcej narzucał z mojąszpadą.A jeśli chodzi o burzę, to już od dawna jest burza.W tej samej chwili otaczają mnie błyski i grzmoty.Jestem już całamokra i trzęsę się z zimna.- Pimpusiu! - krzyczę.- Powiedz mi, gdzie Kasia!Z deszczu, z ciemności, wyłania się ręka.- Tam - rozlega się głos.- %7łegnaj Marysiu.W błyskach i grzmotach piorunów biegnę w stronę, którą mi pokazał.Wybacz mi Pimpusiu kochany, wiem, że nigdy cię już nie zobaczę.Ale muszę uratować Kasię.W strugach deszczu wspinam się po mokrych skałach.Unoszę głowę do góry.Tam, na samym szczycie Zlęży, na wierzchołku widokowej wieży, stoimalutka Kasia z rękoma uniesionymi do rozpalonego oceanu nieba.Słyszę jej zawodzące błaganie, choć przecież jestem za daleko,żebym słyszała.- Tatusiu! Zabierz mnie tatusiu!!!Błysk i grzmot potworny.Zatrzęsła się góra.Zamyka Kasię w świetlistym kokonie pajęczyna utkana z błyskawic.Nic już więcej nie pamiętam.Jak stamtąd zeszłam? Jak to sięstało, że jestem tutaj?To stacja kolejowa, to ciągle Sobótka.Ktoś przy mnie składaczerwony parasol.Siedzę na ławce w domku przy szynach.Ktoś namnie patrzy, coś o mnie mówią.Dzwonki dzwonią.Megafon cośchrypi.Siedzę mokra, przylepiona do sukienki, do ławki.Jakieś piski.Jacyś zmoczeni chłopcy tu wpadają, jakieśdziewczyny.To oni.Uciekam chyłkiem na peron.Może mnie niezauważą.Przycupnę na ławce pod murem.Skrzypnęły drzwi.Idzie do mnie czarnooka czarnowłosa.Siada w deszczu obok mnie.- Co, nie znalazłaś Kaśki?- Ona już w niebie ze swoim tatusiem.- Co ty gadasz? Co się stało?- Zabiliśmy ją.Ty ją zabiłaś i ja ją zabiłam.Zabiliśmy jąwszyscy, cały świat ją zabił!Aapie mnie za ramiona, potrząsa.- Majka, co tobie!Zniknęła.Pociąg jedzie, a ja w pociągu.Tyłem do Wałbrzycha, a twarzą doZlęży.Patrzę, jak oddala się ode mnie.Już malutka jakkretowisko, przy którym leżał tamten martwy krecik.Już przykryłają pierzyna deszczu.- Czemu płaczesz, dziecinko? - pyta pani.Przechodzą Magda z Klaudią.- Nie widziałaś Ewki?Przed domem spotykam tatusia.- Połóż się szybko - mówi mamusia.- Ale się trzęsie - mówi Tadziu. A Zosia:- Wyżymałam jej sukienkę.Pięć litrów wyleciało.Odpycham od siebie kołdrę.A to głaz, nie mogę go odwalić.Trudno, nogi trzeba zostawić.Jakja bez nóg pójdę? A co tam, żabką popłynę.Płynę.A co tu tyle krzyży? Krzyże aż po horyzont.To jakaś kolejka.Wszędzie same krzyże, na nich ludzie.Jęczą, płaczą, jak glistysię wiją.- A ty gdzie, cholero! - krzyczą na mnie.- Won stąd na konieckolejki!- No mówię pani, krew na szynkę trysła i na balerony.- Nie pchać się, nie pchać się, mówię!- Panie, dużo zostało?- Ona tu nie stała!Ach, to chyba do nieba kolejka.Nie bójcie się, kochani, niewcisnę się, nie wcisnę, ja innej szukam kolejki.Powoli płynę nakoniec.Coraz więcej tu na krzyżach dzieci.Płaczą, że serce siękraje.O, jakiś dziadek idzie.Z laską, w świecącej się pelerynie.Srebrną brodą zamiata po ziemi.Podpływam do niego, ręce składam.- Pomóż im, Panie Boże, oni są przecież niewinni.Patrzę, dziadek palec do mnie wyciąga, struga na nim marchewkę iwoła cienko:- Sraku pierdaku!Chichocząc, ucieka w podskokach.- Sraku pierdaku!.Sraku pierdaku!.Gubiąc po drodze bobki, chowa się za krzyże.Jakiś bulgot słyszę.Odwracam się.Tu, na postumencie z białego marmuru, śliczny, różowy berbeć wkociołku chochlą miesza.Uśmiecha się do mnie ząbkami z porcelany.- Spróbuj - ćwierka jak słowik - to bardzo DOBRAZAA zupa.Nabiera zupę chochelką, do ust mi podsuwa.Ja ją chlup, a onalodowym ogniem, ognistym lodem w brzuchu mi wybucha.Budzę sie, żeby natychmiast w nowym śnie się znalezć.Siedzę natapczanie w niebieskiej piżamie.Pokoik malutki jak dla kanarkaklatka.Zciągam szybko piżamę, ubieram sukienkę.Wychodzę.Jakieś ubrania tu wiszą.Tam, przed telewizorem, modlisię rodzina.Jasno, słońce świeci, na ekraniku coś fika.Na ulicę wybiegam.Wysokie domy wokół wszystko zasłaniają.Coś ważnego miałamzrobić.Ach, wiem, muszę się przekonać, jak daleko ten sen dotyłu sięga.Pięć złotych potrzebuję.O, coś błyszczy na chodniku.Schylam się, to pięć złotych.A tam stoi budka.Wszystkoprzygotowane na moje poruszenia.Niosę pięć złotych do budki.Wrzucam monetę do szparki gadającej skarbonki.Kręcę palcem kółka.Coś mi w uchu pika.Nagle głos słyszę:- Słucham?To Kasi głos.Głośny i wyrazny Kasi głos.- Halo, słucham!To Kasi głos.Wieszam słuchawkę.O, ja głupia.Kasia żyje, jest wdomu, muszę ją zobaczyć, na własne oczy się przekonać, bo jak narazie tylko uszy przekonane.Jedzie autobus, ja w środku.Wszyscy się na mnie gapią.Uśmiecham się do wszystkich.Tak mi cudnie.Ale może jestembrudna?Spoglądam po sobie.och, mam bose stopy.To dlatego tak się namnie wszyscy patrzą.A co to ja na siebie włożyłam? Sukienkę dosprzątania, całą w dziurach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl