[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Trochę ślusarką się zajmowałem.Trochę się hand-lowało.trochę mi ciocia pomagała.- Na wiosnę tego roku wyszedł pan z więzienia, prawda?- Owszem.- Odsiadywał pan karę za rozmaite oszustwa.- To było nieporozumienie, panie poruczniku.Zostałemskazany niewinnie.Pomyłka sądowa.To nie ja powinienembył siedzieć, tylko ten skur.Pardon.Miałem na myśli tegodrania Zenona.Panie, świeć nad jego duszą.- Chce pan dać do zrozumienia, że to Mierzycki panawrobił?- Ma się rozumieć, panie poruczniku.To był cwaniak nie ztej ziemi.Kombinował, różne kanty odstawiał, a inni zaniego siedzieli.I ja także byłem taki frajer.Kociuba pokiwał głową.- Czyli wszystko przemawia za tym, że chcąc się zemścićzabił pan Zenona Mierzyckiego.Rupiński zerwał się z krzesła.- Jak Boga kocham! Ja tego nie zrobiłem! Ja nie zabiłemZenona.Mnie wtedy w ogóle nie było w Warszawie.- A gdzie pan był?- Na Podkarpaciu.- Przed chwilą powiedział pan, że po tej awanturze zMierzyckim i po tej bójce wrócił pan do Szczecina, a terazsłyszę, że pan pojechał na Podkarpacie.- Bo ja najprzód, panie poruczniku, pojechałem doSzczecina, a pózniej pojechałem na Podkarpacie.- Kto może to poświadczyć?- Ja wiem kto? Trudno mi powiedzieć.Kociuba zdecydowanym ruchem stuknął długopisem oblat biurka.- Panie Rupiński, pomówmy ze sobą zupełnie szczerze.Jeżeli pan nie zdoła przedstawić wiarygodnych świadków,że w dniu zabójstwa Mierzyckiego nie było pana wWarszawie, to będę zmuszony zatrzymać pana w areszciedo dyspozycji prokuratora.Rupiński zbladł.- Panie poruczniku.ja bardzo chętnie.tylko.ichciałby mnie pan wpakować do pudła?- Będę zmuszony zatrzymać pana w 'areszcie do dy-spozycji prokuratora powtórzył Kociuba.- Rany boskie.Dopiero wyszedłem.Rany boskie.Może by pan Małogórski.- Co pan Małogórski.?- Może by zaświadczył.- A co pan Małogórski ma z panem wspólnego?- Bo on mnie właściwie wysłał właśnie na Podkarpacie.- W jakim celu?- W celu.? W celu handlowym.Znaczy się.z towarem.- Z jakim towarem?Rupiński był coraz bardziej speszony.Czuł, że się głupiozaplątał,i nie wiedział, jak wybrnąć z sytuacji, alejednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że wszystko jestlepsze, aniżeli być podejrzanym o morderstwo.- Z jakim towarem pojechał pan na Podkarpacie? powtórzył pytanie Kociuba.- Me.me.medaliki.Handlowaliśmy medalikami.Wiepan porucznik.takie dewocjonalia dla wsi.Kociuba pokiwał głową.- Tak, wiem.Takie medaliki wyprodukowane w mennicypaństwowej w Stanach Zjednoczonych.Dużo było tych twardych ?- Ale co też pan, panie poruczniku.?- A może to nie były dolary, tylko sztabki złota, co?- Skądże znowu? Ja do takich spraw.- Nie czarujmy się, panie Rupiński przerwał muKociuba. Nie z małymi dziećmi pan tu rozmawia.Orientujemy się trochę w tych sprawach.Na wsi dużo jestpapierowych dolarów.Chłopi chętnie wymieniają je nazłoto.To są poważne transakcje.Więc współpracował pan zpanem Małogórskim?Rupiński był coraz bardziej zrezygnowany.- To znaczy.No, tak.Dorywczo.Przypadkowo.Tego.Kociuba podsunął mu kartkę papieru i długopis.- Niech pan napisze do swojego przyjaciela Gienia, żemusiał pan nagle wyjechać w pilnych sprawach handlowychi że wróci pan po niedzieli.- To znaczy, że do pudla.- Niech pan pisze.Rupiński posłusznie spełnił polecenie.Przesłuchaniezostało zakończone.Kiedy zostali sami, Oleszek pokręcił głową ze zdumieniem.- Bardzo szerokie powiązania.- Właśnie przytaknął Kociuba. Poszczególne ogniwazaczynają nam się łączyć.Nie chciałem go już dłużejmaglować, ale trzeba będzie jeszcze jutro z nim pogadać, amoże i pojutrze.To sensacja, że on współpracował zMałogórskim.Nigdy bym na to nie wpadł.Interesujące,nawet bardzo.Jak się nazywa ten argentyński Włoch, któryprzypłynął do was tym wspaniałym jachtem?- Arturo Balistieri.- A czy nie można przypuszczać, że on pojawił się u nasnie tylko w celach turystycznych?- Chyba można uśmiechnął się Oleszek.Rozdział XIIIPodczas gdy Kociuba rozpracowywał szczeciński teren,Olszewski robił, co mógł, ażeby posunąć sprawę naprzód wWarszawie.Nie szło mu to łatwo i chwilami ogarniało gozniechęcenie.Ciągle bezskutecznie usiłował sięskontaktować z mister Kingiem Meysnelem, który poostatniej bytności w pałacu był nieuchwytny.Oficjalnewezwania do komendy nie przyniosły rezultatu, adozorczyni twierdziła, że ten amerykaniec w ogóle nienocuje w swoim mieszkaniu i że go od dawna nie widziała.Drugim poszukiwanym był Małogórski, który takżezniknął w tajemniczy sposób i nie można go było wytropić.Nikt nie wiedział, co się z nim stało.Jedno tylko byłopewne, że wziął wóz z garażu i wyjechał w niewiadomymkierunku.Olszewski parokrotnie jezdził do pałacu , ale tamniczego nie zdołał się dowiedzieć ani o Meysnelu, ani oMałogórskim.Personel jeszcze pozostał, ale widać było, żeimpreza dobiega końca.Lokal był już nieczynny, a praceremontowe posuwały się żółwim krokiem.Najwidoczniejjakaś firma budowlana wzięła z góry pieniądze ipostanowiła wykonać roboty do pewnej określonej sumy.Któregoś popołudnia pułkownik Leśniewski wezwał dosiebie Olszewskiego.- No i co?- No i nic.Szukam facetów po całym kraju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]