[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czym mogę służyć?- Widzi pan, panie inżynierze, zatrzymaliśmy złodziejasamochodów.Przeprowadziliśmy w jego mieszkaniu rewizjęi znalezliśmy szereg różnych przedmiotów pochodzącychniewątpliwie z kradzieży.Gdyby więc panu coś zginęło z tej skody , moglibyśmy sprawdzić, czy.- Rozumiem przerwał Janocki. Ale mnie naprawdęwtedy nic nie zginęło.Nawet torebka, którą żona zostawiłana tylnym siedzeniu, znalazła się.- A pieniądze?Janocki roześmiał się.- No, nie przesadzajmy.Trudno wymagać od złodzieja,żeby nie zabrał pieniędzy z torebki.Niedużo tego było,trzysta czy czterysta złotych.Na szczęście żona nie mazwyczaju nosić przy sobie większych sum.- To pańska żona prowadziła wtedy wóz?- Tak.Niestety.Moja żona, panie poruczniku, jestkobietą wybitnie lekkomyślną i roztrzepaną.Miewam z niączasem poważne kłopoty.Nawet i wtedy.Niech pan sobiewyobrazi, że położyłem lakier na paru zatartych miejscach iprosiłem, żeby nie wyprowadzała wozu z garażu.Gdzież tam!Pojechała oczywiściei.Zostawiła wóz na nie strzeżonym parkingu i poszła dojakiejś swojej przyjaciółki.Cóż dziwnego, że natychmiastznalazł się amator cudzej własności.Włamał się, wsiadł ipojechał.Kluczyki były w stacyjce.- I nic nie zginęło z wozu?- Absolutnie nic.Było tam kilka takich drobiazgów.Nicnie zabrał.Tylko te parę złotych, ale to nieważne.- Wóz nie został uszkodzony?- Nie, raczej nie.Trochę prawy błotnik był wgnieciony,ale bardzo nieznacznie. - Przedni czy tylny błotnik?- Przedni.Musiał gdzieś zawadzić.Prawdopodobnieniezbyt dobrze prowadzi.Na każdym kroku mamy doczynienia z amatorszczyzną, panie poruczniku.Roześmieli się.Nowacki miał ogromną ochotę zamienić parę słów zroztrzepaną żoną architekta, nic jednak nie wskazywało nato, że pani Janocka jest w domu.Nie wypadało mu się o niąwypytywać.Porozmawiał więc jeszcze chwilę na obojętnetematy, pożegnał się i wyszedł.Schodząc ze schodówzastanawiał się nad tym, dlaczego Janocki usiłowałprzedstawić swą żonę w tak niekorzystnym świetle? Czynależało to traktować jako zwykły, naturalny odruch, czy teżcoś się za tym kryło?Staję się przesadnie podejrzliwy pomyślał, uśmiechającsię sam do siebie.Po powrocie do komendy natychmiast zatelefonował na%7łytnią.Odebrał kapral Osieniak.- Przepraszam, kolego, że was jeszcze niepokoję, alechciałbym znać dokładną datę kradzieży tej żółtej skody.- Zaraz wam podam. Cisza.Po chwili w słuchawceznowu głos kaprala: Kradzież zgłoszono tego samego dnia,to znaczy w czwartek 14 pazdziernika.- Dziękuję.Rysy miała drobne, delikatne, twarz podłużną, jakbyzdjęta z obrazu Modiglianiego.Cera jasna, porcelanowa.Byłazupełnie gładko uczesana.Długie, ciemnoblond włosy,przedzielone na środku głowy, spadały swobodnie naramiona.- Proszę mi podać imię i nazwisko- Przecież pan wie.Iwona Zarębska.W jej cichym, o łagodnym timbrzegłosie nie wyczuwało się niepokoju czy zażenowania.Nowacki czuł się nieswojo.Spojrzenie tych ciemnych,bardzo smutnych oczu peszyło go.- Czy pani znała Bogdana Zielnickiego?- Był moim kochankiem. Bezpośrednie, jakby celowobrutalne stwierdzenie tego faktu zabrzmiało jakoś fałszywie.Przynajmniej Nowacki tak to odebrał.Wolałby posłyszeć: Aączyły mnie z nim więzy serdecznej przyjazni albo Był mibardzo bliskim człowiekiem.A tu prosto z mostu: Byłmoim kochankiem.To mu nie harmonizowało z delikatną,subtelną urodą tej dziewczyny.Zgrywa się na cynizm pomyślał.- Czy pani coś studiuje?- Tak.Biologię.Jestem na drugim roku.- W jakich okolicznościach poznała pani BogdanaZielnickiego?- Dokładnie nie pamiętam.Chyba zapoznał mnie z nimJurek Garbarski.Jurek jest kolegą uniwersyteckim mojegobrata, Tomasza.- To pani ma brata?- Tak.Studiuje prawo.- A rodzice pani?- Mama choruje.Jest w tej chwili w szpitalu.Jakieśkomplikacje nerkowe.- A ojciec pani?- Tatuś pracuje w Instytucie.Jest chemikiem.- Zapewne rodzice pani bardzo się tym wszystkimprzejęli.- O tak.Szczególnie tatuś.Tatuś bardzo mnie kocha.Radził mi, żebym zrobiła skrobankę, ale ja nie chciałam.Bojęsię tego zabiegu.Już lepiej niech się urodzi.Niech się dzieje,co chce.Jakoś przecież wychowam dziecko.- Pani sądziła, że Zielnicki ożeni się z panią.- Byłam pewna, że to porządny człowiek.Okazało sięjednak. - Porzucił panią dla innej dziewczyny.- Jak tylko dowiedział się, że jestem w ciąży.Po prostuuciekł.- I nie próbowała się pani z nim skontaktować?- Nie.Po co? w jakim celu? Co by mi z tego przyszło?Sama dam sobie radę.Nie boję się.Mówiła głosem cichym, pozornie zupełnie spokojnym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]