[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale wydaje mi się, że nieco z tym przesadzała.Piękna, że piękniejszą trudno znaleźć,wzorowa gospodyni, rzeczowa, mądra, ciesząca się autorytetem, ale troje dzieci to nagroda,po którą nie każdy chce sięgnąć.Najpierw dobrze się zastanowi.A jeżeli ktoś weźmie kobietęz trojgiem dzieci, to będzie to z pewnością jakiś wdowiec, który wniesie do tego małżeństwajeszcze własną czwórkę sierot.Matka doskonale to rozumiała i nie liczyła na nowemałżeństwo, wiedziała, że do tego nigdy nie dojdzie i że Jakub jej nie opuści, bo przylgnął doniej sercem na całe życie.Myślę sobie czasem, że za ten zadziorny, szalony charakter ojcieckochał ją jeszcze bardziej i współczuł jej, bo wiedział, że nie z każdym ułożyłaby sobie życie,że potrzebny jej jest właśnie taki mąż jak on - spokojny, czuły i kochający.I właśnie dlatego, że był takim człowiekiem, takim mężem, zaczął pracować w warsztacie szewskim teścia, to znaczy mojego dziadka Rachlenki.Innego wyjścia nie było.Jeżeli twoi bracia są doktorami medycyny, a twój ojciec ma klinikę w Bazylei, pracownia szewska to nie żaden miód.No a jatka Kusijela Płotkina? A sklep farbiarskiAloszyńskiego? To miód?Pracując jednak w jatce Kusijela, a potem w sklepie Aloszyńskiego, ojciec wychodziłna cały dzień z domu, przynosił zarobione pieniądze i dzięki temu zachowywałpewne pozorysamodzielności.Mówię: „pozory”, ponieważ tak czy owak byliśmy na łasce dziadka, mieszkaliśmy w jego domu, gospodarstwo było wspólne; sami rozumiecie, że za to, co ojcieczarabiał, pięcioosobowa rodzina nie mogła sobie na wiele pozwolić; chociaż stałza ladą, byłnajętym pracownikiem i nie otrzymywał ani kopiejki poza ustalonym wynagrodzeniem.A jednak, jak powtarzam, istniały pewne pozory samodzielności, chociażby w tym, że ojciecprzychodził wieczorem do domu, kiedy wszyscy już zjedli kolację, jadł sam jakby swojąwłasną kolację.Teraz zaś, pracując u dziadka, był mu całkowicie podporządkowany, przezokrągłą dobę przebywał w jego domu, jadał razem ze wszystkimi, w całej pełni stał sięczłonkiem rodziny dziadka, a była to rodzina skomplikowanych charakterów, sam dziadek teżbył człowiekiem bardzo, bardzo skomplikowanym.Z jednej strony - najbardziej szanowanyczłonek gminy, z drugiej - bez długich ceregieli potrafił wyrzucić na bruk sprzedawcęKusijela; z jednej strony - otoczony powszechnym mirem starosta synagogi, z drugiej -naczelnik ochotniczej drużyny straży pożarnej; gdybyście tylko widzieli, jak dziadek smagałkonie, kiedy pędziły do pożaru, jak pohukiwał i gwizdał, zupełnie jak jakiś Kozak, a podczasgaszenia klął najgorszymi słowami i pchał się w największy ogień, zrozumielibyście, że miałcharakter skomplikowany i pełen sprzeczności i że memu ojcu trudno było do tego przywyknąć.4Mój dziadek Rachlenko, barczysty, czarnobrody, wychował się na żyznej ukraińskiejziemi, wśród głuchych wiejskich dróg, gdzie jego ojciec, to znaczy mój pradziadek, trzymałcoś w rodzaju karczmy, handlował alkoholem, może nawet jakimiś niedozwolonymi towarami, i zadawał się z ludźmi, z którymi przyzwoity człowiek prawdopodobnie zadawaćsię nie powinien.Dziadek od najmłodszych lat był odważny, uczciwy, sprawiedliwy.Karczma mu się nie podobała i jako całkiem młody chłopak, miał wtedy czternaście czypiętnaście lat, odszedł z domu na budowę libawsko-romeńskiej linii kolejowej, dźwigałpodkłady, była to praca w sam raz dla niego, jako że odznaczał się zaiste niezwykłą siłą.Mądrze zrobił, odchodząc z domu; albowiem gdzie karczma, tam wódka, gdzie wódka- tamawantura, gdzie awantura - tam zabójstwo.I oto mój pradziadek w czasie jakiejś awanturyuderzył człowieka, który po kilku dniach zmarł.Możliwe, że zmarł nie na skutek tegouderzenia, ale na wsi jego śmierć skojarzono właśnie z ową awanturą, pradziadek musiałstamtąd uciekać i stąd jego przezwisko w naszym mieście - „Drałe”, co po żydowsku znaczy:ten, który uciekł.Ale dziadka już wtedy w domu nie było, pracował przy budowie linii kolejowej, dźwigał podkłady i jako czternastoletni chłopak wiódł samodzielne życie.Już kilka razy wspominałem, że moi rodzice Jakub i Rachela byli bardzo piękną parą.Naprawdę bardzo.Lecz ich urody w żadnym wypadku nie można było przyrównać do urodydziadka.Myślę, że tak piękni mężczyźni rodzą się raz na sto lat.Dziadek miałniezwyklebiałą twarz o szerokich kościach policzkowych, czarną cygańską brodę, wysokie białe czoło,równiutkie białe zęby i przepiękne, odrobinkę skośne „japońskie” oczy z niemal błękitnymibiałkami.Przed wojną jeździliśmy razem do Leningradu, miał już dobrze ponad siedemdziesiątkę, ale kiedy szliśmy przez Newski, to ludzie się za nim oglądali.Moja matkaRachela miała po kim odziedziczyć urodę.Budowa linii kolejowej skończyła się, dziadek wyjechał do Odessy, zajął się szewstwem i został dobrym fachowcem w tej dziedzinie.Był uczciwy, pracowity, słowo byłodla niego rzeczą świętą, nie lubił czczej gadaniny i na pewno doszedłby do czegoś w Odessie.Ale Odessa! Słyszeliście na pewno o odeskich pogromach? A dziadek nie należał do ludzi,którzy pozwoliliby się bić i poniewierać.On sam mógłby dać radę każdemu.Ale co miałzrobić? W końcu dopiekło mu to wszystko i wyjechał do Argentyny.Spędził tam rok, ale musię nie podobało.Po pierwsze, podobnie jak później jego córka Rachela, tęskniłza ojczyzną,był przywiązany do swoich stron, po drugie, chociaż słynął z dobrej głowy do interesów, niebył kombinatorem, wierzył ludziom, przywykł do tego, że i jemu ufano, nie potrafił kręcić,był człowiekiem bezpośrednim, lubił proste i jasne sytuacje, a cóż dla niego mogło być prostew Argentynie? Nie znał ani języka, ani ludzi, ani tamtejszych zwyczajów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl