[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie, jeżelialousdo tego czasu nie padło się trupem albo nie zrezygnowało, dostaje siępapiery, medal i przydział do jednostki SEAL.- Chyba się tak nie mordowałeś dla medalu?- Bardzo mi na nim zależało - przyznał.- To symbol odwagi,hartu, siły, zdolności bojowych na lądzie, w powietrzu i na morzu.scandNiełatwo na niego zasłużyć.Zresztą - dodał, chcąc rozładowaćatmosferę - uwielbiam pływać i podkładać miny.Wybuchnęła tym swoim lekko ochrypłym, gardłowymśmiechem, który przywodził na myśl Kathleen Turner.- Były takie dni, zwłaszcza podczas rozmów z delegacją zRebelii, kiedy też miałam ochotę wysadzić coś w powietrze.- Dlatego my to robimy.Żebyście wy nie musieli.105Anula- Oddałbyś życie za ojczyznę, prawda? - spytała, poważniejąc.- Na pewno walczyłbym w obronie ojczyzny.A czy oddałbymżycie? Chyba trudno byłoby mnie zabić.- To dobrze.Pogładziła go po ramieniu.Ten niewinny dotyk przejął godreszczem.Wsunął poduszkę pod głowę i zamknął oczy.Cholera,musi zasnąć.Da radę.Nauczył się tej sztuczki: zasypiać niemal narozkaz, budzić się w mig.Podczas krótkiej drzemki można świetniezregenerować siły.Rozluźnił mięśnie, opróżnił umysł; skupiony na równomiernymoddychaniu, starał się nie zwracać uwagi na to, że materac się ugina, a zapach perfum ponownie wdziera mu do nozdrzy.Jest komandosem,człowiekiem, który wszystko umie.Ale jednego nie potrafił: wpłynąćalousna treść swych snów.W wódzie był najszybszy; nikt go nie mógł doścignąć.- Mark, chodź! - zawołała jego matka zanurzona po kostki wmorzu.Stała na tle olśniewającej bieli piasku, jedną ręką zasłaniającoczy przed blaskiem słońca.scandChłopiec roześmiał się wesoło i zanurkował.Wynurzył się iponownie zanurkował.Woda była zimna, dno prawie niewidoczne,prąd wartki i silny.Za plecami usłyszał wybuch.Tak szybko?Wiedział, że łódź wybuchnie; mama ich uprzedzała, więc się niewystraszył, kiedy fala się podniosła.106AnulaByło ciemno.Krew dudniła mu w uszach.W pewnym momencie poczuł się trochę niepewnie, ale szybko wziął się w garść.To on jesttym wytrzymałym i silnym, a woda jest jego żywiołem.Otworzył oczy.W górze dojrzał blask.Przebierając nogami,zbliżał się ku światłu.Wreszcie wypłynął na powierzchnię.Dysząc zwysiłku, wciągnął do płuc powietrze.Udało się! Obrócił sięroześmiany i zaczął liczyć unoszące się na wodzie głowy.Jedna,druga, trzecia.Nagle ogarnął go przeraźliwy strach.Gdzie siostra?Serce podeszło mu do gardła.Otworzył usta, żeby ją zawołać,gdy wtem zalała go fala.Zakrztusił się; nie mógł zaczerpnąć tchu.Zakrztusił się.- Marcus?alousCzyjaś drobna dłoń potrząsnęła go za ramię.- Marcus, obudź się.Poderwał się.Serce waliło mu jak młotem, pot spływał poskórze.Oszołomiony, zamrugał powiekami.Przed sobą ujrzał wmroku bladą, zatroskaną twarz.scandSamantha.- Nie bój się, to tylko zły sen - powiedziała kojąco.- Nic się niestało.Potarł ręką twarz, jakby chciał usunąć z pamięci obraz topieli.- Przepraszam.- Często śnią ci się koszmary?- Nie.Tak.Cholera, myślałem, że już je pokonałem.107Anula- Chodzi o wybuch? Na „Stokerze"?- Tak.Nie.- Nie chciał o tym mówić.Ale obudził ją w środkunocy; należy jej się słowo wyjaśnienia.-Owszem, pojawia sięwybuch, ale.ale on chyba ma jakiś związek z moją siostrą.- Z Honey?- Nie.Tą drugą.- Masz dwie siostry?Przeniknął go straszliwy ból, zupełnie jakby ktoś ugodził gonożem w serce.Wziął głęboki oddech.- Nie.Przepraszam.Po prostu.- Cii, już dobrze - szepnęła.Był jej wdzięczny, że nie nalega, że nie domaga się odpowiedzi.Bo żadnej nie umiałby udzielić.alous- Zdejmij koszulę, jest cała mokra.A potem wracaj spać.Posłuszny jak małe dziecko uniósł ręce.Kiedy ściągnęła muprzepoconą koszulę, opadł z powrotem na materac i zacisnął powieki.Łóżko się ugięło.Poczuł przy swoim łokciu miękkie ciepłe kolano.Musi jej to powiedzieć, musi jej podziękować.scand- Sam.- Ciii, śpij - szepnęła.Zasnął.Już więcej nic mu się nie śniło.Rano obudził siępodniecony.Samantha leżała na nim, otulając go niby koc.108AnulaROZDZIAŁ ÓSMYObudziła się z dłonią na twardym męskim torsie, nosemwtulonym w umięśnione ramię, nogą przerzuconą przez owłosioneudo i łokciem spoczywającym na płaskim brzuchu.Hm, jakie to miłe,pomyślała.Dziwne, ale miłe.Od ponad roku sypiała w łóżku sama.Brakowało jej ciepła drugiego ciała, czyjegoś oddechu, dotyku, nawetsapania.Teraz wolno wciągnęła powietrze, rozkoszując się bliskościąmężczyzny.Jego obecność działała na nią pokrzepiająco.Marcus Evans nie był jednak jej mężem.Skórę miał ciemniejszą,bardziej jędrną.Inaczej pachniał.Tak, zdecydowanie inaczej.Był teżwyższy i lepiej zbudowany od Stana.Przesunęła badawczo kolano.Tak, wszystko ma duże.alous„Nie wiem, czy potrafiłbym spać koło ciebie jak grzecznychłopczyk", powiedział wczoraj wieczorem.Uśmiechnęła się pod nosem.Faktycznie, grzecznym chłopcem toon nie był.Grzeczni chłopcy nie miewają takich wzwodów.Poczułasię doceniona jako kobieta.scandW nocy, gdy zbudził się zlany potem, pocieszała go, jakby byłdzieckiem, którego nigdy nie miała.Lecz dziś rano w niczym dzieckanie przypominał.Nie udawała, że jest zaskoczona lub zgorszona.Zdumiała ją tylko jej własna reakcja.Na podniecenie Marcusareagowała jak.kobieta.Oddech miał spokojny, równomierny.Postanowiła zaryzykować.Wolno przesunęła w dół rękę.Nawet nie drgnął.Z bijącym sercem109Anulaprzesunęła ją jeszcze niżej.Czy powinna.? Nie, zdecydowanie nie.Ale Marcus leżał rozluźniony, jakby wciąż pogrążony we śnie.Zacisnęła dłoń na jego męskości, po czym zerknęła ukradkiem natwarz Marcusa.Przyglądał się jej spod zmrużonych powiek.- Aha! Przyłapałem cię!Oblała się rumieńcem.Ale w oczach Marcusa nie było pretensjiczy oskarżenia, jedynie radość.- Coś mi się zdaje, że to ja ciebie przyłapałam.Gdy zaczęłacofać dłoń, powstrzymał ją.- Nie musisz.Bo gdybyś nie zauważyła, to ja jestem.Roześmiała się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]