[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedna fala spotkała się z drugą dokładnie pod nimi, wyrzucając w góręmigotliwy pył, aż po sam szczyt obwałowań, a nawet wyżej.Jeszcze chwila i ta nowa wstęgamorza uspokoiła się.Rów zamienił się w kanał, a miasto stało się wyspą. Rów jest zalany! oświadczył z dumą generał Vissbruck. Widzimy potwierdził Glokta. Gratulacje. Miejmy nadzieję, że wśród Gurkhulczyków nie ma sprawnych pływaków.Z pewnościąnie cierpią na brak ludzi.Ponad maszerującą rzeszą żołnierzy chwiało się łagodnie pięć wysokich pali, na nich zaśbłyszczały szczerym złotem gurkhulskie symbole. Symbole bitew, stoczonych i zwycięskich.Sztandary pięciu legionów, połyskujące w bezlitosnym słońcu. Pięć legionów.Tak jak powiedział mi ten stary człowiek.Czy zatem ich ślademprzypłyną statki?.Glokta obrócił głowę i powiódł spojrzeniem po Dolnym Mieście.Długie nabrzeżawrzynały się w zatokę niczym igły jeża, wciąż rojąc się od statków. Statków przybijających z naszym zaopatrzeniem i kilku ostatnich, którymi nerwowikupcy umykają z miasta.Nie było tam żadnych murów ani wałów.Zaledwie kilka elementów obronnych. Sądziliśmy, że nie są nam potrzebne.Unia zawsze rządziła na morzach.Gdybynadciągnęły okręty wojenne.. Czy wciąż dysponujemy zapasami drewna i kamienia?Generał przytaknął energicznie, uosobienie gorliwości. W końcu zaakceptował zmiany w systemie dowodzenia, jak się zdaje. Znacznymi zapasami, superiorze, dokładnie według pańskich rozkazów. Chcę, by zbudował pan mur za dokami, a także wzdłuż wybrzeża.Możliwie potężny iwysoki.I możliwie szybko.Gurkhulczycy mogą go prędzej czy pózniej poddać próbie.Generał popatrzył ze zmarszczonym czołem na nieprzebraną masę żołnierzy rojących sięna półwyspie, potem rzucił okiem na spokojne doki i znów spojrzał na armię nieprzyjacielską. Ale z pewnością zagrożenie od strony lądu jest nieco.poważniejsze? Gurkhulczycy tomarni żeglarze i w żadnym wypadku nie mają statków wartych miana floty. Zwiat się zmienia, generale.Zwiat się zmienia. Oczywiście odparł posłusznie Vissbruck i odwrócił się, by wydać polecenia swoimadiutantom.Glokta przysunął się swym kulejącym krokiem do parapetu i stanął obok Coski. Jak liczne są według ciebie te oddziały?Styriańczyk podrapał się po łuszczącej się skórze szyi. Naliczyłem pięć sztandarów.Pięć legionów imperatorskich i jeszcze więcej.Zwiadowcy,inżynierowie, nieregularne jednostki z całego Południa.Ile oddziałów?. Popatrzyłzmrużonymi oczami na słońce, a jego usta poruszały się bezgłośnie, jakby przechowywał wmyślach sumy. Kurewsko dużo.Przechylił głowę do tyłu i wysączył ostatnie krople z butelki, potem oblizał wargi, wziąłzamach i cisnął flaszką w Gurkhulczyków.Szkło zamigotało w słońcu, a potem roztrzaskało sięo twardą ziemię po drugiej stronie kanału. Widzisz te wozy na tyłach, superiorze?Glokta spojrzał przez lunetę.Rzeczywiście, za mrowiem żołnierzy majaczyła niewyraznakolumna wielkich wozów, ledwie widoczna w połyskliwej mgiełce i chmurach kurzu wzbijanegoprzez maszerujące buty. %7łołnierze potrzebują zapasów, oczywiście, ale mimo wszystko..Tu i ówdzie dostrzegał długie pnie, sterczące na wszystkie strony jak nogi pająka. Machiny oblężnicze mruknął do siebie. Tak jak mówił Yulwei.Zgadza się co dojoty. Nie żartują. Och, ty też nie.Cosca przysunął się do parapetu i zaczął grzebać przy pasku.Chwilę pózniej Gloktausłyszał dzwięk moczu rozbryzgującego się o podwaliny muru nisko w dole.Najemnikuśmiechnął się przez ramię; słony wiatr szarpał jego rzadkie włosy. Nikt nie żartuje.Muszę pomówić z magister Eider.Powiem jej, żeby mi szybkowypłaciła mój żołd. Myślę, że warto to zrobić. Glokta opuścił powoli lunetę. I zasłużyć na niego.Zlepcy prowadzą ślepcówPierwszy z Magów leżał zwinięty na wozie, twarzą do góry, wciśnięty między beczkę zwodą i worek z obrokiem, za poduszkę służył mu zwój liny.Logen nie widział jeszcze, byczłowiek ten sprawiał wrażenie tak starego, chudego i słabego.Z jego ust dobywał się płytkioddech, skóra była blada i plamista, mocno napięta na kościach i pokryta kroplami potu.Odczasu do czasu podrygiwał, wił się i mamrotał dziwne słowa, poruszając gwałtownie powiekamijak człowiek uwięziony w koszmarze sennym. Co się stało? spytał.Quai spojrzał na nieprzytomnego. Tak się dzieje, ilekroć ktoś posługuje się Sztuką, czerpie bowiem z Drugiej Strony, a to,co się czerpie, musi być spłacone.To ryzykowne, nawet dla mistrza.Próba zmieniania światamyślą.arogancja tego przedsięwzięcia. Jego kąciki ust drgnęły w słabym uśmiechu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]